2009 rokiem ostrożnych start-upów

Kryzys powoduje, że inwestorzy są mniej skłonni do wkładania pieniędzy w przedsięwzięcia bardziej ryzykowne, a za takie uważane są firmy nowe, dopiero startujące. Niedługo uruchomione zostaną znaczące kwoty na fundusze typu seed capital z Unii Europejskiej.

Dlatego perspektywy rynku venture capital są bardzo trudne do oceny.

Na razie pieniędzy na kapitał zalążkowy - przeznaczony na inwestycje w firmy na najwcześniejszym etapie rozwoju - jest bardzo niewiele. Według danych Polskiego Stowarzyszenia Inwestorów Kapitałowych, w 2007 roku były cztery inwestycje "zasiewowe" (inwestycja w pomysł) warte w sumie 2,5 mln euro i cztery start-upy warte 1,1 mln euro. W sumie stanowiły one pod względem wartości około 0,5 proc. wszystkich pieniędzy zainwestowanych w Polsce przez fundusze private equity/ venture capital.

Reklama

Kiedy zostaną podsumowane dane za ten rok, prawdopodobnie okaże się, że zarówno sumy, jak i liczba spółek będą większe - do końca roku mają bowiem czas na zainwestowanie w fundusze, które powstały, po to, by inwestować w przedsięwzięcia typu start-up, a które zostały dofinansowane z funduszy unijnych za pośrednictwem Polskiej Agencji Rozwoju Przemysłu. Jednym z nich jest Silesia Fund, założony przez Secus Asset Management.

- Zamkniętych zostało sześć projektów, wydaliśmy 65 proc. pieniędzy, które fundusz miał do dyspozycji, a reszta zostanie wydana w ciągu najbliższego 1,5 miesiąca. Kończymy właśnie proces decyzyjny - mówi Piotr Haczyk, wiceprezes Silesia Fund.

W sumie projektów ma być 10. Jeden lub dwa mają być zamknięte jeszcze w październiku, a pozostałe dwa, trzy w listopadzie.

Fundusz musi się spieszyć, ponieważ pieniądze, które dostał ze środków unijnych (ściślej - będą one mu dopiero refundowane), pochodzą z perspektywy finansowej 2004-06 i zgodnie z zasadą n+2, muszą być wydane do końca tego roku.

Funduszy w ramach tego programu (Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego SPO ,,Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw", poddziałanie 1.2.3) powstało kilka. O ich działalności niewiele jednak słychać. Trudno się temu dziwić, bo po pierwsze nie miały one dużo pieniędzy do wydania, a po drugie miały na to bardzo mało czasu. Tak naprawdę nadzieję na poważniejszy zastrzyk kapitału dla start-upów budzić może dopiero kontynuacja tego programu, jaką jest działalność Krajowego Funduszu Kapitałowego. Chociaż na razie skala działania również tu nie zachwyca - pierwsze dwa założone w tym roku fundusze (jeden stworzony przez MCI, drugi przez BBI) mają razem kapitalizację 100 mln zł.

Konstrukcja programu podobna jest do tej, która była zastosowana w przypadku tych dofinansowywanych przez PARP: połowa pieniędzy pochodzi ze środków publicznych, drugą wykładają inwestorzy prywatni. Mają je inwestować zgodnie z określonymi założeniami - np. pojedyncza inwestycja nie może być warta więcej niż 1,5 mln euro. Prywatni partnerzy są uprzywilejowani przy podziale zysku lub przy pokrywaniu ewentualnych strat. To rozwiązanie służy temu, żeby zachęcać prywatne firmy do zaangażowania się w ten projekt - do inwestowania w zasiew, który jest postrzegany jako najbardziej ryzykowna faza rozwoju firmy, a jednocześnie faza, w której firmom w Polsce najbardziej brakuje możliwości pozyskania funduszy na rozwój.

Z założonych przy wsparciu KFK dwóch funduszy na razie, niestety, dopiero jeden rozpoczął działalność (BBI), a drugi (MCI) czeka jeszcze na konieczną w jego przypadku zgodę Komisji Nadzoru Finansowego.

Czego się można po nich spodziewać?

- Na razie zbieramy projekty. Inwestować będziemy jednak bardzo wybiórczo - zapowiada Tomasz Czechowicz, prezes MCI, najstarszego funduszu, który w przeszłości zajmował się właśnie inwestowaniem w technologiczne start-upy, a teraz jest udziałowcem jednego z założonych przy wsparciu KFK funduszy. Planuje, że fundusz założony przez MCI, po tym jak uzyska akceptację KNF, będzie inwestował w 2-4 projekty rocznie.

Będą to spółki na wczesnym etapie rozwoju - głównie oferujące usługi informatyczne, produkujące oprogramowanie i działające w obszarze technologii mobilnych.

De facto będą to więc inwestycje podobne do tych, jakie MCI robił na początku swojej działalności - jeszcze w latach 90. Tyle że technologie internetowe, które wówczas były na topie, zastąpione zostaną przez technologie mobilne. W przypadku BBI większy nacisk ma być położony na projekty wykorzystujące innowacyjne technologie, np. informacyjno-komunikacyjne, związane z ochroną zdrowia czy ochroną środowiska.

Te dwa fundusze to jednak, jak zapowiada prezes KFK Piotr Gębala, zaledwie pilotaż. Właściwa działalność na większą skalę rozpoczyna się dopiero teraz.

- Główna część kapitałów, którymi KFK będzie dysponował w najbliższych siedmiu latach, to są środki strukturalne, które pochodzą z programu operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, działanie 3.2 "kapitał dla innowacji".

Alokowane tam środki w wysokości 180 mln euro mają zostać za pomocą KFK zainwestowane w segment venture capital, a dalej ten nasz portfel ma zainwestować w małe i średnie firmy - mówi Gębala.

Pierwszy konkurs z tych środków miał się odbyć już w drugim kwartale tego roku.

Niestety, to się odwleka, prezes KFK ma nadzieję, że uda się proces ten wkrótce sfinalizować.

Po jego rozpisaniu firmy chcące wziąć w nim udział będą miały trzy miesiące na zgłoszenia. Potem pewnie jeszcze trochę czasu potrwają formalności. Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia, można przyjąć, że do ostatecznych beneficjentów start-upów pierwsze pieniądze trafią w ciągu roku od teraz.

- Skala tego konkursu będzie co najmniej cztery razy większa niż tego, który był ogłoszony w zeszłym roku. Założyliśmy, że środki, które udostępnimy, to będzie co najmniej 200 mln zł - zapowiada prezes KFK.

Na bazie przeprowadzanych przez KFK badań Piotr Gębala uważa, że ta suma na razie zaspokoi popyt - oczywiście nie chodzi tu o głód kapitału ze strony małych firm, lecz o to, co są w stanie wchłonąć obecne na rynku fundusze skłonne podjąć się takiego zadania.

Po pierwszym konkursie mają nastąpić kolejne. Całe 180 mln euro ma zostać rozdysponowane mniej więcej do 2010 roku.

Jaki jest zamierzony efekt programu?

Chcemy te 180 mln euro zamienić na 23 fundusze venture capital. Jeśli przyjmiemy, że każdy z nich zrobi minimum 8-10 projektów, to przełoży się to na wsparcie co najmniej 170 małych i średnich firm - mówi prezes Gębala.

Niestety, to ile będzie inwestycji w małe projekty w najbliższych latach, będzie zależało w równym, jeśli nie większym, stopniu od gotowych do wykorzystania środków (z zastrzeżeniem, że ich wydanie również może się okazać spóźnione, jak dotąd bywało), jak i od generalnego klimatu do inwestowania. A na ten klimat może mieć bardzo duży wpływ obecny kryzys na międzynarodowych rynkach finansowych.

Tomasz Czechowicz spodziewa się, że w związku z kryzysem aktywność funduszy venture capital w Polsce spadnie, podobnie jak to miało miejsce w latach 2001-02.

- W 2002 roku to było zaledwie kilka transakcji, co sprawiło, że my, jako MCI, mieliśmy 50-procentowe udziały w rynku.

Może do aż takiego załamania tym razem nie dojdzie, ale myślę, że sytuacja będzie podobna - mówi Czechowicz.

Obecne zawirowania na rynku i ich efekty (drastyczna przecena spółek, trudniej dostępny kapitał z banków) spowodują, zdaniem Jacka Siwickiego, prezesa Enterprise Investors, że na pewno nie będzie bicia rekordów, jeśli chodzi o wielkość transakcji na rynku PE/VC. Być może również wartość wszystkich dokonanych transakcji będzie niższa niż w latach poprzednich, co jednak nie oznacza, że fundusze będą mniej aktywne. Będą w stanie kupić tyle samo za niższą cenę. Po drugie wybierane będą mniej agresywne projekty - nastąpi urealnienie wycen firm, ich prognoz rozwoju. Trudniejsze będzie przeprowadzanie transakcji lewarowanych długiem, zatem zmieni się struktura inwestycji funduszy.

- Myślę, że nastąpi przesunięcie w stronę finansowania ekspansji, a nie czystych wykupów.

Paradoksalnie może się też okazać, że rok 2009 będzie lepszy niż poprzednie dla start-upów - ale dla tych rozsądnie pomyślanych, dobrze zaprojektowanych.

Tych, które są wystarczająco konserwatywnie zaplanowane - twierdzi Siwicki.

Co powinien zrobić przedsiębiorca, który chciałby takie finansowanie pozyskać? Przede wszystkim zracjonalizować swoje oczekiwania. Powinien się zastanowić, czy koniecznie potrzebuje np. 10 mln zł na dany projekt, może wystarczą dwa. Potem bardzo skrupulatnie policzyć przepływy pieniężne, bo to one w sytuacji gwałtownych wahań są najważniejsze.

- Nie ma co się podniecać rachunkiem wyników, przyrostami przychodów i niebotycznymi marżami. Trzeba liczyć, czy wystarczy gotówki "do pierwszego". Trzeba przyjrzeć się, ile tej gotówki jest naprawdę niezbędne, ilu ludzi trzeba naprawdę zatrudnić itd. - wymienia prezes Enterprise Investors.

Problem w tym, że na razie część star t-u pów zakłada nadal życie w dawnych czasach.

Krzysztof Orłowski

Dowiedz się więcej na temat: technologie | kryzys | środki | starty | inwestorzy | firmy | start | fundusze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »