60 mld poszło w błoto!
Zbliża się koniec restrukturyzacji przemysłu węglowego, w który, w ciągu 15 lat wpompowaliśmy przeszło 60 mld zł. Od 2007 r. rząd nie będzie już mógł wydawać publicznych pieniędzy na finansowanie kopalń. Zakazuje nam tego Komisja Europejska. Czy jednak rzeczywiście przestaniemy łożyć na górników, okaże się dopiero za rok.
Za 4,1 mld zł, jakie w ostatnim pięcioleciu wydaliśmy na finansowanie górnictwa moglibyśmy:
- wybudować 183 km autostrady
- opłacić 20197 operacji przeszczepu wątroby
- kupić 100 tys. rozruszników serca
- utworzyć 110 tys. miejsc pracy
- kupić flotę siedmiu Dreamlinerów Boeing 787
- kupić 1025 zawodników klasy Tomasza Frankowskiego
- wybudować pięć stadionów sportowych na 50 tys. miejsc
- wybudować fabrykę ekranów ciekłokrystalicznych w Kobierzycach
- opłacić czesne za pięć lat studiów 164 tys. studentów
- kupić posłom 500 rolls-royce'ów, lub 410 mercedesów klasy maybach (niestety, nie dla wszystkich wystarczy), w wersji podstawowej, ale z przyciemnionymi szybami
Górnictwo to prawdziwa studnia bez dna, w której bez śladu giną gigantyczne sumy kierowane z budżetu na restrukturyzację branży. Według specjalistów, od 1990 r. wydaliśmy na ratowanie tej gałęzi przemysłu grubo ponad 60 mld zł! To jedna trzecia rocznego budżetu Polski. Najwięcej pieniędzy poszło na oddłużenie kopalń. Dwa lata temu rząd skreślił 18 mld zł długu, jakie górnicy narobili głównie w ZUS oraz w gminach, którym nie płacili podatków. Mimo to, zadłużenie kopalń wciąż przekracza 6 mld zł.
Kosztowne osłony socjalne
Drugie miejsce na liście najkosztowniejszych wydatków zajmują osłony socjalne. 15 lat temu w kopalniach pracowało ponad 300 tys. górników. Dzisiaj niewiele ponad 100 tys. Docelowo przemysł wydobywczy ma zatrudniać 90 tys. osób. Odchudzanie branży słono nas kosztowało, gdyż zdecydowana większość górników odeszła z kopalń za wysokim odszkodowaniem. Tylko w ostatnich pięciu latach na rozmaite programy osłonowe państwo wydało 2,8 mld zł. Na trzecim miejscu są wydatki związane z likwidacją nierentownych kopalń. W minionej pięciolatce rząd przeznaczył na zamykanie zbędnych szybów 1,3 mld zł.
Łącznie z publicznej kasy na wparcie dla górnictwa poszło od 2000 r. 4,1 mld zł. Ponieważ jest to kwota jak na możliwości naszego budżetu zbyt wielka, spora część wydatków została sfinansowana kredytem zaciągniętym w Banku Światowym, który już dwa razy pożyczał nam pieniądze na restrukturyzację górnictwa: w 1999 i 2003 r.
Potrzebny zastrzyk gotówki
Od ubiegłego roku część kosztów związanych z modernizacją branży wzięły na siebie same kopalnie, które po raz pierwszy od wielu lat wypracowały zysk i to gigantyczny, bo przekraczający 3 mld zł. Upłynie jednak dużo czasu zanim górnicy przejdą na własny rachunek, a podatnicy przestaną dopłacać do fedrunku węgla. Rząd dostał bowiem zgodę Komisji Europejskiej na dotowanie przemysłu wydobywczego aż do 2007 r. Przez najbliższe dwa lata wydamy na górników jeszcze grubo ponad 2,5 mld zł. W tym roku rząd chce ich wspomóc kwotą 1,460 mld zł, a w przyszłym przekaże kopalniom - 1,163 mld zł.
To jednak nie koniec wydatków. Nowy rząd już na samym starcie będzie musiał zająć się branżą górniczą, a dokładniej Kompanią Węglową, która wymaga pilnego dokapitalizowania. Chodzi o kwotę - bagatela - 900 mln zł. Ma to wystarczyć, żeby KW stanęła o własnych nogach. Dodajmy, że nie pierwszy raz kompania domaga się zastrzyku gotówki. W 2003 r. rząd przekazał jej pakiet akcji TP SA, jako zabezpieczenie kredytu w wysokości 250 mln zł. Kilka miesięcy później KW sprzedała papiery Telekomunikacji za ponad 400 mln zł.
Zależni od koniunktury
Cała branża ma, jak wspomniano, zarabiać na siebie od 2007 r. Czy jednak rzeczywiście tak się stanie? Pępowina łącząca przemysł węglowy z budżetem państwa miała zostać przecięta już w 2002 r., bo zgodnie z założeniami programu reformy górnictwa z 1999 r. kopalnie właśnie od tego roku miały zacząć przynosić zyski. Tymczasem górnictwo wyszło na plus dopiero dwa lat później. Opóźnienia tłumaczy się niekorzystną sytuacją na światowych rynkach i niskimi cenami węgla. Opłacalność wydobycia poprawiła się dopiero w 2004 r. wraz z koniunkturą rozkręconą przez Chińczyków, którzy zaczęli zużywać ogromne ilości tego surowca. Od początku tego roku popyt na węgiel znowu jednak słabnie, ceny nie są już tak dobre, jak w 2004 r. i bywa, że do każdej wydobytej tony znowu trzeba dopłacać. Jeśli tendencja utrzyma się, być może termin przejścia górników na własny rachunek znowu zostanie odroczony.