Amerykańska broń dla Polaków. Wiceszef MON negocjował w USA
Staramy się o uzyskanie takiego statusu, jeśli chodzi o dostęp do amerykańskiego uzbrojenia, jaki mają Wielka Brytania i Australia, a administracja ten postulat popiera - przekazał sekretarz stanu w MON Paweł Zalewski po rozmowach w Pentagonie. Stwierdził też, że USA nie oczekują od Polski wysłania wojsk na Ukrainę.
Zalewski zrelacjonował w ten sposób swoje rozmowy z urzędnikami Pentagonu oraz amerykańskiego Kongresu. Jak podkreślił, jego wizyta w Waszyngtonie miała na celu zwolnienie Polski z regulacji ITAR (International Traffic in Arms Regulations - międzynarodowe regulacje o obrocie bronią), co oznaczałoby szybszy i szerszy dostęp do amerykańskich technologii wojskowych i zbrojeń.
"Ten proces jest obecnie bardzo skomplikowany. On uwzględnia udział kilku instytucji administracji amerykańskiej, jest procesem bardzo powolnym i nieefektywnym" - powiedział Zalewski. "My chcemy, by ten proces wzmacniania polskiej armii, przy bardzo bliskiej współpracy z Amerykanami, przebiegał sprawnie i bez zacięć, żeby był maksymalnie odbiurokratyzowany i żeby Polska uzyskała taki status w tej regulacji, jak Wielka Brytania czy Australia" - powiedział w rozmowie z PAP.
Jak stwierdził, taki ruch jest logiczny z punktu widzenia statusu "modelowego sojusznika", jakim cieszy się Polska w USA i który podkreślany jest za każdym razem w rozmowach z Amerykanami.
"Polska bierze na siebie olbrzymią odpowiedzialność za siebie, ale także za bezpieczeństwo na wschodniej flance, wydajemy prawie 5 proc. na uzbrojenie. Amerykanie oczekują od Europejczyków, aby się bardziej zaangażowali w obronę konwencjonalną przed Rosją. Zatem, jeżeli Polska pełni taką rolę, to mamy prawo oczekiwać od Stanów Zjednoczonych, że wszystkie procedury biurokratyczne po prostu będą zminimalizowane i uproszczone tak, aby ta rola, o której mówiłem, mogła być wykonywana jeszcze lepiej" - powiedział. Zaznaczył, że chodzi w tym zarówno o usprawnienie procedur, jak i uzyskanie dostępu do broni, którego Polska dotąd nie miała.
Polityk powiedział, że usłyszał od rozmówców w Kongresie i Pentagonie, iż w pełni się z tym zgadzają - wymienił tutaj m.in. szefa senackiej komisji ds. sił zbrojnych Rogera Wickera i podsekretarza obrony Elbridge'a Colby'ego. Colby to jeden z najgłośniejszych orędowników zwrotu USA ku Azji i zmniejszenia zaangażowania Ameryki w bezpieczeństwo Europy.
Pytany o przyszłą obecność wojsk USA w Europie i Polsce, Zalewski ocenił, że choć decyzji jeszcze nie podjęto, wyłania się już pewien obraz rozmieszczenia wojsk amerykańskich: nastawienie na zwiększenie zdolności odstraszania i siły rażenia, ale też redukcji liczebności stacjonujących wojsk. Redukcja ta, zdaniem ministra, nie będzie dotyczyć Polski.
"Jeżeli chodzi o koszty, to Polska jest sojusznikiem idealnym dlatego, że pokrywa koszty funkcjonowania żołnierzy amerykańskich w Polsce. (...) I myślę, że niezależnie od tego, jak będzie wyglądała kwestia oddziałów amerykańskich w Europie, nic nie wskazuję na to, aby obecność żołnierzy amerykańskich w Polsce była w jakikolwiek sposób zagrożona, bo Amerykanie też uważają, że lepiej, żeby byli bliżej miejsca zagrożenia, a nie gdzieś na dalekich tyłach" - przekonuje wiceszef MON.
"Amerykanie będą współpracowali z Europejczykami, w tym z nami na pewno w kierunku zwiększenia zdolności wojskowych, zdolności rażenia, zdolności odstraszania Rosji w Europie i w Polsce. Natomiast nie będą deklarowali takiej liczby sił zbrojnych, konwencjonalnych, jak to było w dawnych czasach" - powiedział.
"Tak, że będziemy mieli do czynienia z obecnością amerykańską, ale ona nie będzie wyrażana w liczbach żołnierzy, którzy będą w Europie. Ale nie będzie dotyczyć to Polski, bo uzyskiwałem zapewnienie, że wojska amerykańskie w Polsce pozostaną i że jeżeli coś jest rozpatrywane, to wzmocnienie i przesunięcie tych wojsk, które są gdzie indziej w Europie, do Polski" - dodał.
Zalewski odniósł się też do wypowiedzi specjalnego wysłannika ds. Ukrainy gen. Keitha Kellogga o możliwym udziale polskich wojsk w ramach europejskich sił w Ukrainie. Jak stwierdził, nie wie, dlaczego prezydencki doradca to powiedział, lecz zaznaczył, że zarówno wszyscy rozmówcy w USA, jak i Francji i Wielkiej Brytanii rozumieją, dlaczego rząd nie wyśle polskich wojsk do Ukrainy.
"Polska nie wyśle wojsk na Ukrainę, ponieważ kiedy zostanie zawarty rozejm - choć do tego jeszcze jest daleko - Rosja przerzuci część wojsk do okręgu królewieckiego, zobaczymy jak będzie wyglądała obecność na Białorusi i na pewno zwiększy obecność wojskową w nowotworzonym okręgu leningradzkim" - tłumaczył minister. "A więc zadanie Polski będzie polegało na obronie naszych granic, które są granicami Unii Europejskiej i NATO z okręgiem królewieckim i z Białorusią" - dodał.
Pytany o swoje oczekiwania względem rozmów pokojowych w Turcji, Zalewski przyznał, że choć chciałby się mylić, nic nie wskazuje na to, by Rosja była gotowa zawrzeć rozejm.
"Rosja nie daje od dawna, właściwie nigdy nie dała, żadnych sygnałów, że jest gotowa do zawieszenia broni, a wręcz przeciwnie: kiedy toczyły się poważne rozmowy amerykańsko-rosyjskie, to Rosjanie jeszcze dodatkowo prowokowali, zwiększając ataki, zwiększając naloty bombowe, między innymi na Kijów" - przypomniał polityk.
Jak jednak stwierdził, rozmowy w Turcji mogą mieć duże znaczenie, bo mogą pokazać, że Rosja nie chce pokoju, co doprowadzi do zaostrzenia kursu i zwiększenia nacisku na Moskwę.
"Bardzo się będę cieszył, jeżeli prezydent Putin pod wpływem prezydenta Trumpa, ale także, przypomnijmy, stanowiska państw europejskich wyrażonych przez tę czwórkę przywódców europejskich w Kijowie, zmieni zdanie, ale dzisiaj na razie takich przesłanek nie widać" - podsumował.