Analiza. Gospodarcze ożywienie zaczyna zamierać

Ożywienie gospodarki światowej okazało się - zgodnie z oczekiwaniami - gwałtowne, ale może być znacznie krótsze niż sądziło wielu analityków. To nie znaczy, że zaraz popadniemy znowu w recesję. Ale jeśli niepokojące sygnały się nasilą, ten i następny kwartał mogą być już dla globalnej - a także dla polskiej gospodarki - dużo słabsze. Być może bliskie stagnacji.

Co jest powodem tego, że wzrost PKB może zgasnąć równie szybko jak poszybował w górę w II kwartale? Oczywiście wariant koronawirusa delta, który może przynieść kolejne lockdowny w różnych częściach świata. Zerwane lub nadwerężone łańcuchy dostaw, które już teraz w wielu branżach są powodem podażowych szoków, przerw w produkcji, a skutki tego widać także nad Wisłą. W końcu zmiany klimatyczne wywołujące katastrofy naturalne.  

Były nadzieje, będzie rozczarowanie?

"Perspektywy dla światowej gospodarki zmieniły się z obiecujących w ponure w ciągu zaledwie kilku miesięcy" - napisał na stronach Project Syndicate noblista w dziedzinie ekonomii z 2001 roku Michael Spence.

Reklama

Jeszcze niedawno, w lipcowej aktualizacji World Economic Outlook Międzynarodwy Fundusz Walutowy podtrzymał prognozę światowego wzrostu na ten rok w wysokości 6 proc., a na przyszły rok podniósł do 4,9 proc. Prawdopodobnie w październiku zrewiduje ją wyraźnie w dół. Dane z gospodarki światowej już za II kwartał tego roku zaskoczyły na minus. Mocno rozczarowały USA.

Wprawdzie drugi, sierpniowy szacunek amerykańskiego PKB w II kwartale przyniósł rewizję w górę o 0,1 punktu procentowego do 6,6 proc., jednak i tak było to znacznie niżej od wcześniejszych oczekiwań. Przewidywały one wzrost o 8,4 proc. Co więcej, okazało się, że USA zawdzięczają silne odbicie PKB głównie (w 69 proc.) wydatkom konsumentów, którzy w okresie "odmrożenia" ruszyli na zakupy. Gospodarkę poniósł ich odroczony popyt.

Ale konsumenci wydali już dużo swoich zasobów. Stopa oszczędności osobistych gwałtownie stopniała do 1,97 biliona dolarów z 4,1 biliona dolarów w poprzednim kwartale. A to znaczy, że jeśli odroczony popyt się wypali, albo konsumenci wyprztykają się z oszczędności, utrzymanie wzrostu w USA powyżej 6 proc. w kolejnych kwartałach jest mało prawdopodobne. 

Chińskie kłopoty

Okazało się, że z kilku powodów najważniejsze dla światowej gospodarki są teraz Chiny. Bo przez nie najgęściej przebiegają światowe łańcuchy dostaw. W II kwartale wzrost gospodarczy rozczarował także w Chinach, bo wyniósł 7,9 proc. licząc roku do roku, wobec mediany prognoz sporządzonych przez ośrodek Caixin w wysokości 8,2 proc.


Najważniejsze jest jednak to, że Chiny, nazywane "fabryką świata", realizują politykę "zero COVID", która - odwrotnie niż w Polsce - na pierwszym miejscu stawia życie i zdrowie ludzi, a nie wskaźniki gospodarcze. Polityka ta okazała się bardzo skuteczna w zapobieganiu rozprzestrzenianiu się pandemii. Polega ona na ciągłym testowaniu populacji oraz wprowadzaniu lockdownów tam, gdzie pojawia się ognisko zarazy. Ale skutki tej polityki w Chinach dla światowego handlu i gospodarki są bardzo złe.

Dopiero w zeszłym tygodniu kontenery na statki zaczął ponownie ładować gigantyczny terminal Meishan w porcie Ningbo-Zhoushan w Chinach. Był zamknięty przez dwa tygodnie z powodu zakażenia pracownika. Analitycy zajmujący się frachtem mówią, że nawet po dość krótkiej przerwie powrót do normalności może potrwać dwa miesiące. Powodem jest kwarantanna, która objęła pracowników i skutków zamknięcia terminala dla całej logistyki związanej z jego obsługą.

Powrót "wąskich gardeł"

Ningbo, położony na południe od Szanghaju, jest największym portem na świecie pod względem tonażu ładunku. Obsługuje prawie 1,2 mld ton towarów rocznie. Jest trzecim najbardziej ruchliwym portem świata pod względem ruchu kontenerowego. To już drugi chiński port, który został czasowo zamknięty tego lata. Lockdown spowodował spadek przeładunków w Ningbo o ok. 25 proc. Wskutek tego powstają "wąskie gardła" w całym światowym handlu.



A handel, który napędzał popandemiczne odbicie od jesieni zeszłego roku, teraz złapał zadyszkę. W maju wolumeny spadły o 0,7 proc., a w czerwcu lekko wzrosły o 0,5 proc. "Wydaje się to oznaczać koniec silnego ożywienia w światowym handlu towarami" - podało w ostatnim comiesięcznym "World Trade Monitor" niderlandzkie Biuro Analiz Polityki Gospodarczej (CBP).

Zakłócenia w dostawach mają też lokalny charakter. W sieć fastfoodów McDonald’s w Wielkiej Brytanii nie można już wypić ulubionego waniliowego shake’a, bo nawaliły dostawy mleka. Nawet na najbardziej ekskluzywnych polach golfowych brakuje piłeczek, a przecież każdy znawca tego sportu wie, że trudno w golfa grać samymi kijami, bo nie byłoby to eleganckie.

Związki pomiędzy pandemią a zakłóceniami w łańcuchach dostaw są oczywiste. Kiedy następuje lockdown - aktywność gospodarcza zamiera. Ale osłabienia działalności gospodarczej nie można wiązać jedynie z lockdownami. Kiedy liczba zachorowań rośnie, chorzy nie pracują. Kłopoty z brakiem rąk do pracy u jednego dostawcy surowców, materiałów, komponentów czy podzespołów mogą zatrzymać produkcję w całej branży

Tymczasem - jak pokazały badania ośrodka Economist Intelligence Unit (EIU) - ogromna część świata, w tym niemal cała Afryka, Azja Środkowa i lwia część regionu Pacyfiku nie ma szans uzyskać odporności stadnej przed połową przyszłego roku, gdyż "wszczepienie" populacji nie przekracza tam 1 proc. Ponieważ większość świata wciąż nie jest zaszczepiona, pojawiają się coraz bardziej zakaźne warianty wirusów, więc lockdowny na pewno powrócą, nawet gdyby polityka "zero COVID" miała być w odwrocie.

Przez wiele z biednych, "niewyszczepionych" krajów też przebiegają globalne łańcuchy dostaw lub są one światowymi producentami surowców. Niedostatek szczepionek może pogrążyć w chaosie nie tylko ich gospodarki, ale także ich partnerów handlowych.    

Pytania o Europę

Efekty spowalniającego ożywienia widać już także w Europie. Niemiecki przemysł motoryzacyjny jako jeden z pierwszych padł ofiarą zakłóceń w dostawach mikroprocesorów. Wartość zaległości produkcyjnych niemieckich fabryk aut jest już równa ich pięciomiesięcznej produkcji - policzyli analitycy.

PMI dla strefy euro w sierpniu zmniejszył się do 59,5 pkt z 60,2 pkt w lipcu. Indeksy obniżyły się we Francji i w Niemczech. Wskaźnik oczekiwanej produkcji za 12 miesięcy obniżył się w strefie euro już drugi miesiąc z rzędu i osiągnął najniższy poziom od lutego 2021 roku.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Co jest tego powodem? Przedsiębiorstwa narzekają na nasilenie problemów podażowych i "wąskich gardeł". Rosną ceny surowców, frachtu, transportu, brakuje kontenerów. Czas dostaw się wydłużył, a zaległości produkcyjne wzrosły. W sierpniu spadł także do 99,4 pkt z 100,7 pkt w lipcu indeks Ifo obrazujący nastroje niemieckich przedsiębiorców. Koniunktura pogorszyła się we wszystkich działach - przetwórstwie, usługach, handlu i budownictwie.

Gdy dwa tygodnie temu GUS ogłosił, że w II kwartale polski PKB wzrósł o 10,9 proc. z wielu ust padły okrzyki zachwytu nad ustanowionym przez polską gospodarkę rekordem. Ale drugi odczyt okazał się jeszcze lepszy - 11,1 proc. rok do roku i 2,1 proc. kwartał do kwartału. Takiego skoku w historii polskiej gospodarki jeszcze nie było. Niemniej ten wynik na tle innych państw Europy wcale nie wygląda imponująco.

Jeśli porównać publikowane przez Eurostat wstępne dane wyrównane sezonowo (wzrost polskiego PKB w takim ujęciu wyniósł 11,0 proc.) Polska na tle Unii i strefy euro prezentuje się dość mizernie. W strefie euro PKB wzrósł w II kwartale o 13,7 proc., a w całej Unii - o 13,2 proc. Odbicie było najsilniejsze w państwach, w których rok wcześniej zamrożone zostały sektory usług, a zwłaszcza turystyka. Imponujące było w Hiszpanii (plus 19,8 proc.), we Francji (18,7 proc.), we Włoszech (17,3 proc.). Portugalia czy Belgia także zostawiły Polskę sporo w tyle.

Jeśli porównać wzrost PKB wyrównanego sezonowo w stosunku do poprzedniego kwartału, to polskie (2,1 proc.) także nie świadczy o szczególnej dynamice ożywienia. Choć nie ma jeszcze danych ze wszystkich krajów, już widać, że solidnym odbiciu można mówić w Portugalii (plus 4,9 proc.), Austrii (4,3 proc.), na Łotwie (3,7 proc.) w Hiszpanii (2,8 proc.) czy we Włoszech (2,7 proc.). 

W dodatku - podobnie jak to widzieliśmy w danych z USA - polską gospodarkę do ponad 10-procentowego wzrostu w II kwartale rozpędził odroczony popyt konsumentów, szczególnie silny po jej odmrożeniu w maju. Konsumpcja wzrosła 13,3 proc. rok do roku i przyniosła dwie trzecie całego wzrostu PKB.

Zdecydują inwestycje

Dalej będzie prawdopodobnie tylko gorzej, co zapowiadają już dane o sprzedaży detalicznej w lipcu. Zwiększyła się ona o 8,9 proc. rok do roku, a więc poniżej oczekiwań. Ale po "odsezonowaniu" i liczona w cenach stałych zmniejszyła się w lipcu o 1,5 proc. w porównaniu z czerwcem, pozostając poniżej przedpandemicznego trendu.

"(...) wskazuje (to) na wygasanie pozytywnego wpływu odłożonego popytu na aktywność w handlu detalicznym (...) - napisali analitycy Credit Agricole Bank Polska.

Równocześnie rekordowo wysoka inflacja, która w sierpniu skoczyła do 5,4 proc. rok do roku, pożera wzrost wynagrodzeń i będzie tłamsić nastroje konsumenckie. Będzie też zmniejszać siłę nabywczą naszych portfeli. Kiedy - podobnie jak było to w ubiegłym roku po "pierwszej fali" - odroczony popyt się wypali, trzeba będzie, mówiąc prostym językiem, "wbić zęby w ścianę". Konsumpcja przestanie napędzać gospodarkę.

Brak inwestycji przedsiębiorstw to najsłabsza strona polskiej gospodarki i to ona przesądzi o jej przyszłej konkurencyjności. Nawet jeśli trochę drgnęły na początku roku, to miało to charakter przeważnie odtworzeniowy. "Taka struktura (inwestycji) może sygnalizować, że firmy wciąż inwestowały głównie w modernizację istniejących środków trwałych, a w mniejszym stopniu ich nakłady były ukierunkowane na zwiększenie mocy wytwórczych" - napisali analitycy Credit Agricole Bank Polska.

W całym I półroczu 2021 nakłady inwestycyjne przedsiębiorstw były wyższe o 7,9 proc. niż w I półroczu 2020 roku, kiedy nastąpił ich spadek o 6,1 proc. To znaczy, że po pierwszej połowie tego roku inwestycje przedsiębiorstw były wyższe o nieco ponad 1 proc. niż w końcu i tak słabego 2019 roku. Ale nie dość, że przedsiębiorstwa oszczędnie inwestują, pogłębia się jeszcze zapaść inwestycji samorządów z powodu napięć w ich budżetach.  

Główny ekonomista ING BŚK Rafał Benecki zwraca uwagę na niepokojąca strukturę inwestycji. Rosną głównie nakłady na nieruchomości, inwestycje ciągnie boom na polskie TIR-y, na magazyny, ale w przemyśle w II kwartale ledwie wyszły na plus. "Dodatkowo wzrost inwestycji w całej gospodarce (5,0 proc. rok do roku) jest znacznie niższy niż w dużych firmach (około 16 proc.), co oznacza że inwestycje krajowych małych i średnich firm są wciąż bardzo słabe" - napisał.

Eksport netto, który przez cały okres pandemii był siłą napędową gospodarki już w I kwartale wyraźnie osłabł, a w drugim miał też ujemny wkład w PKB.  Lipcowe dane o produkcji sprzedanej przemysłu, która wzrosła poniżej oczekiwań, bo o 9,8 proc., pokazują osłabienie dynamiki wzrostu produkcji szczególnie w branżach eksportowych.

Choć lipcowy wzrost produkcji (po oczyszczeniu z czynników sezonowych) o 0,7 proc. w porównaniu z czerwcem utrzymuje wciąż przemysł powyżej przedpandemicznego trendu, polskie przedsiębiorstwa sygnalizują również kłopoty z dostawami. Z danych GUS wynika, że magazynują zapasy prawdopodobnie widząc gasnący popyt w kraju i za granicą.

Idą naprawdę trudne czasy. Zwłaszcza w Polsce, gdzie wariant delta jeszcze nie zaczął grasować, a polityka gospodarcza sprowadza się do kolejnych zastrzyków pobudzających konsumpcję. Prawdopodobnie widzimy właśnie jak ostatecznie wybiła gospodarkę z równowagi.

Jacek Ramotowski

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gospodarka | inflacja | PKB
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »