Analiza Interii. Hipermarkety w niełasce
Pozycja hipermarketów na rynku będzie maleć. Polacy wolą robić zakupy bliżej domu, szybciej, w mniejszych sklepach. Trend ten widoczny jest od dłuższego czasu. Tesco zbyt późno zaczęło reagować na zmieniające się gusta zakupowe w Polsce i nie sprostało konkurencji. To może być jeden z czynników niepowodzenia tej sieci na krajowym rynku.
Brytyjska firma zarzuciła globalne ambicje już kilka lat temu, wychodząc z kolejnych rynków. Koncern wycofał się z Japonii, Korei Południowej, Stanów Zjednoczonych i z Turcji, a ostatnio sprzedał swoje operacje w Azji Południowo-Wschodniej - w Tajlandii i Malezji.
Teraz do grona opuszczonych przez Brytyjczyków dołącza Polska. Dave Lewis, prezes grupy Tesco, podkreślał, że sieć poprawiła wyniki w Europie Środkowej, ale nadal problemem były "wyzwania rynkowe w Polsce". - Ta transakcja pozwoli nam skoncentrować się w regionie na działalności w Czechach, na Węgrzech i Słowacji, gdzie mamy silniejszą pozycję rynkową i możliwości wzrostu oraz osiągamy marże i wyniki finansowe, które stanowią wartość dla grupy - mówił.
Kluczowy pozostanie dla firmy oczywiście rynek Wielkiej Brytanii. Firma i tam musi stawiać czoła rosnącej konkurencji - brytyjscy konsumenci coraz chętniej kupują w sieciach takich jak Aldi czy Lidl.
Polski biznes trafi do Salling Group, właściciela sieci Netto. Tesco otrzyma w ramach transakcji ok. 820 mln zł. Pieniądze zostaną przeznaczone na "ogólne cele korporacyjne". Transakcja obejmuje przejęcie 301 sklepów wraz z centrami dystrybucji i centralą spółki. Ale wyprzedaż aktywów zaczęła się wcześniej. Jak podała spółka, w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy sprzedano lub uzgodniono sprzedaż 22 sklepów.
Tesco zapowiedziało jednocześnie, że będzie pracować nad sprzedażą pozostałych nieruchomości, w tym 19 działających sklepów, nie objętych ostatnią transakcją.
W czym należy upatrywać źródła niepowodzenia brytyjskiej firmy? Na pewno do trudnej sytuacji sieci przyłożyła się likwidacja handlu w niedzielę. To odcisnęło piętno na wynikach firmy. Tesco w odpowiedzi na to zamknęło generujące najsłabsze wyniki sklepy, ale rentowność nadal była słaba.
To jednak nie wszystko. - Tesco nie sprzyjały zmiany, jakie zaszły w Polsce, polegające na ekspansji dyskontów i mniejszych supermarketów. Po początkowym boomie na hipermarkety wielu konsumentów zaczęło preferować szybsze zakupy, bliżej domu - informuje Piotr Bogusz z DM mBanku analizujący rynek handlu. - Być może trochę za późno firma zaczęła zamykać hipermarkety i rozwijać mniejsze koncepty - dodaje.
Poza tym gracze sektora handlowego szukali wyróżników, które pozwalałyby zagospodarować im konkretną niszę rynkową. Auchan zawsze pozycjonowało się najniżej cenowo. Carrefour z kolei miał szeroką ofertę. Firmy rozwijały też jednocześnie mniejsze sklepy: Auchan Supermarket (wcześniej Simply), Carrefour Express. - Tesco również próbowało pójść w tę stronę, budując sieć Tesco Supermarket, ale - jak się zdaje - za późno. W sektorze convenience w liczba placówek Tesco Express była mała - podkreśla Bogusz.
Brytyjska sieć cały czas borykała się z niedostateczną efektywnością. Jej pozycja słabła z roku na rok. - Odczyty LFL, czyli sprzedaży porównywalnej, spadały. Firma traciła udziały rynkowe, tymczasem baza kosztowa się zwiększała, za co w dużej mierze odpowiadały coraz wyższe koszty pracy. To mógł być kolejny problem - zaznacza analityk.
Ale problemy Tesco Polska zaczęły się dużo wcześniej, z odejściem w kwietniu 2015 roku ze stanowiska prezesa Ryszarda Tomaszewskiego, który pracował w firmie przez dwadzieścia lat. Opłakaną w skutkach decyzją było wprowadzenie jesienią tego samego roku centralnych zakupów dla czterech krajów - Czech, Węgier, Polski i Słowacji. Ujednolicona ofert nijak miała się do oczekiwań klientów w poszczególnych krajach.
Do listy grzechów można dołączyć niedoinwestowanie placówek, część z nich była zaniedbana, kiepsko zatowarowana. - Przy takiej konkurencji, jaką mamy w Polsce, najsłabiej zarządzane biznesy nie mają racji bytu - podkreśla Bogusz.
Udział w krajowym rynku hipermarketów będzie się kurczyć. Coraz więcej klientów nastawionych jest na szybkie, wygodne zakupy, najchętniej blisko domu. Nie chcemy tracić czasu na całodzienną wyprawę do sklepu.
Szczególnie ważna, szczególnie w obliczu kryzysu związanego z koronawirusem, będzie cena produktów. Wiele gospodarstw domowych już odczuło spadek dochodów. Część osób straciła pracę, część liczy się z takim ryzykiem, jeszcze innym spadły zarobki.
Wciąż chętnie odwiedzamy dyskonty, gdzie na stosunkowo niedużej przestrzeni można zrobić zakupy w dobrej cenie. Tego typu sklepy są coraz bliżej klienta, co sprawia, że wyjście do nich nie wymaga planowania. Chętnie korzystamy też z mniejszych sklepów sieciowych, które są najbliżej domu, szczególnie gdy oferują ciekawe promocje.
- Na pewno wciąż firmy czekać będzie walka cenowa, ale też walka na asortyment, bliskość do klienta, ciekawe promocje i innowacje technologiczne, bo w Polsce mamy konsumenta, który jest otwarty na takie zmiany i w bankowości, i w handlu - podsumowuje Piotr Bogusz.
Monika Borkowska