Aptekarze biją na alarm w sprawie nowych przepisów. "Najbardziej przeregulowany rynek w UE"
- Nowe przepisy faworyzują duże hurtownie, co doprowadzi do wzrostu cen w aptekach i zmniejszy dostępność leków - mówią o proponowanych zmianach w Prawie farmaceutycznym przedstawiciele branży. Rząd wprowadził je z zaskoczenia. Nowelizację przegłosowano już w Sejmie, a teraz trafiła do Senatu.
- Na koniec 2022 r. w Polsce działało 11 725 aptek
- Od 2017 r. ich liczba spadła o 2 tys.
- 94 proc. aptek w Polsce działa na bazie krajowego kapitału
- 1555 aptek (12 proc.) prowadzi jedna osoba
- Leki w pełni refundowane to zwykle tylko 30 proc. obrotu apteki
"Apteka dla pacjenta! Stop drożyźnie lekowej!" - pod takimi hasłami rusza kampania informacyjna polskich aptekarzy i właścicieli sieci aptecznych. Ma pokazać negatywne skutki zmian wprowadzanych właśnie do Prawa Farmaceutycznego. Zdaniem aptekarzy faworyzują one hurtownie i przyniosą wzrost cen leków, ograniczenie ich dostępności oraz likwidację tysięcy aptek.
"Środowisko aptekarskie nie chce biernie przyglądać się niszczeniu polskich aptek. Nie możemy obojętnie przejść wobec tak szkodliwych zmian. Praca, którą wykonujemy jest nastawiona na pomaganie drugiemu człowiekowi. To pacjent i jego dobro jest w centrum naszego zainteresowania. Funkcjonując w ramach idei "apteka dla pacjenta" doprowadziliśmy do sytuacji szybkiej i łatwej dostępności praktycznie do każdego leku. Nasze współdziałanie przyczyniło się do obniżenia cen medykamentów" - napisali w swoim apelu przedstawiciele branży.
"Działając w grupie podmiotów byliśmy skutecznym negocjującym z hurtownikami i producentami najniższych możliwie cen leków. Najbardziej korzystali z tego nasi klienci, dostrzegając różnice w swoich portfelach. Proponowane zmiany Prawa farmaceutycznego niweczą nasze wysiłki, skazując pacjentów na dyktat cenowy hurtowników leków. Ich zmiany prawne nie dotyczą, a ceny ich akcji giełdowych z dnia na dzień wystrzeliły w górę" - dodali.
Jak zaznacza, Justyna Kaźmierczak, przewodnicząca Platformy Aptecznej Pracodawców RP, już dziś mniejsza apteka nie ma szans w konfrontacji z hurtownią.
- Kiedyś żeby dostać rabat na poziomie 10-15 proc. wystarczyło że apteka sprzeda 15 opakowań leku, dziś musi to być nawet 50-100 opakowań. Trzeba koniecznie pamiętać, że leki w pełni refundowane to zwykle tylko 30 proc. obrotu apteki - wskazuje rozmówczyni Interii Biznes.
Kontrowersyjną poprawkę rząd zgłosił podczas prac nad projektem ustawy o... ubezpieczeniach eksportowych - bez oceny skutków regulacji, bez konsultacji społecznych i przy negatywnej opinii Sejmowego Biura Legislacyjnego. Sejmowa większość przyjęła ją 14 lipca. Teraz ustawą zajmie się Senat.
Kluczowy jest przepis o "przejęciu kontroli" - najkrócej mówiąc chodzi w nim o ograniczenie do 4 liczby aptek kontrolowanych przez jednego właściciela. Podmiot, który ma więcej aptek, nie musi wprawdzie się ich pozbywać, ale nie może przejąć żadnej nowej. W efekcie właściciel tylko jednej apteki, który np. przechodzi na emeryturę, a nie ma bliskich, który mógłby ją przekazać, będzie musiał zamknąć biznes, bo sprzedać w praktyce nie będzie miał komu.
- Tak jak na każdym rynku, tak i w przypadku aptek potrzebujemy różnorodności - zarówno aptek małych, tradycyjnych, opartych na bezpośrednich relacjach pacjenta z farmaceutą, jak i większych, którym odpowiedni kapitał pozwala na szybszy rozwój - mówi Justyna Kaźmierczak.
"Dziś hurtownie leków mają po drugiej stronie silnego gracza - sieci apteczne, które z powodzeniem negocjują niższe ceny leków i wysoką ich dostępność. Brak działających razem aptek oznacza nieograniczoną możliwość zwiększania marż, podnoszenie cen leków i zwiększanie zysków. Wszystko ostatecznie odbije się na kieszeni pacjenta" - piszą organizatory akcji "Apteka dla pacjenta".
- Nowa regulacja może zachwiać stabilnością dużej liczby aptek i ostatecznie zagrozić bezpieczeństwu lekowemu Polaków - ostrzega w rozmowie z Interia Biznes Kacper Olejniczak, ekspert ds. branży Life Sciences Konfederacji Lewiatan.
Ustawa znana pod nazwą "Apteka dla aptekarza" w 2017 roku wprowadziła restrykcyjne zasady otwierania nowych aptek - zgodnie z nią nowa placówka przypadać musi na co najmniej 3 tys. mieszkańców i znajdować się co najmniej 500 metrów od już istniejącej.
Właścicielem apteki może być jedynie farmaceuta lub spółka farmaceutów, a nie - jak kiedyś - po prostu przedsiębiorca. Zakazana została reklama aptek, przepisy ograniczyły też możliwości ich łączenia. W efekcie przestały powstawać nowe apteki. Trzeba też było zlikwidować niektóre z istniejących, zwłaszcza na wsi.
- W sądach zbyt szeroka interpretacja tej ustawy przez urzędników, która prowadziła do zamykania aptek, zwykle okazywała się niewłaściwa. Po latach przedsiębiorcy odzyskiwali swój majątek, ale byli już psychicznie wyczerpani, a strat nie dało się już nadrobić. Dziś, mimo że dotąd nikt oficjalnie nie ocenił skutków tamtych przepisów, wprowadza się kolejne, jeszcze bardziej restrykcyjne. A polski rynek apteczny już jest najbardziej przeregulowanym rynkiem w UE - mówi nam Kacper Olejniczak.
W efekcie w wielu miejscowościach działa dziś tylko jedna apteka, która korzysta z pozycji lokalnego monopolisty, co przekłada się na ceny. W wielu innych jedyną aptekę w ogóle zlikwidowano, w efekcie każdy zakup leku oznacza konieczność pokonania wielu kilometrów. W Polsce jest dziś w sumie 11 725 aptek ogólnodostępnych - o ponad 2 tys. mniej, niż przed wejściem w życie ustawy.
Oficjalnie przepisy miały utrudnić wejście na nasz rynek farmaceutyczny wielkich sieci aptek z zagranicy, tyle że tego problemu dziś... nie ma. Nasz rynek apteczny jest mocno rozdrobniony, silnie konkurencyjny, z dominującym udziałem polskiego kapitału (94 proc.).
Aż 12 proc. placówek to apteki jednoosobowe, gdzie właściciel jest nie tylko farmaceutą, ale także zajmuje się zamawianiem leków, administracją, a bywa, że i sprzątaniem. W 2021 r. branża zatrudniała 26 tys. farmaceutów, a do budżetu przekazała z tytułu podatków i opłat 1,8 mld zł.
- Nie można powstrzymywać ewentualnego napływu obcego kapitału na rynek farmaceutyczny blokując jednocześnie rozwój polskich przedsiębiorstw, które na nim działają - podsumowuje Justyna Kaźmierczak.
Wojciech Szeląg