Barbórka i manko
W dniu górniczego święta ... i potem następowała wyliczanka różnych miłych deklaracji pod adresem górników, życzenia, gratulacje i ordery. Były premie i telewizja. Potem halba piwa, orkiestra. Było miło.
Dziś jest zupełnie niemiło, a za chwilę zacznie być groźnie. Śląsk nie chce masowych zwolnień, dodatkowo bez żadnych konkretnych zabezpieczeń socjalnych. Nie chce likwidacji kopalń, nie chce rewolucji w stylu życia, nie chce marginalizacji. A górników jest w Polsce więcej niż w Europie. I trudno się dziwić - w Zagłębiu Ruhry pierwsze kopalnie zamykano już w 1957, przewidując zmianę modelu gospodarki i wynikające z tego zmniejszanie się roli przemysłów surowcowych. Restrukturyzacja Ruhry trwa zatem 45 lat i - jak twierdzą Niemcy - jeszcze się nie zakończyła. Podobnie w Wielkiej Brytanii - tam też proces jeszcze trwa. Nasze władze chcą i w tej dziedzinie przodować i przeprowadzić najszybszą restrukturyzację górniczego zagłębia w Europie, a może i na świecie. Trzeba szybko, bo nagle okazało się, że już za chwilę przestaje obowiązywać (31 grudnia 2002) ustawa o restrukturyzacji górnictwa. Plan jest pozornie prosty i logiczny: mniej kopalń, mniejsze koszty, mniej dopłat z budżetu. Tylko dziwnym trafem górnicy nie chcą się do tego pomysłu przekonać. Widać nie dorośli. I nie chcą się sami zwolnić. Władza pewnie chciałaby, aby górnicy zachowali się jak jeden z bohaterów satyrycznych komiksów A. Mleczki - kierownik sklepu mięsnego sam przepuścił się przez maszynkę do mielenia mięsa, aby wyrównać niedobór, czyli manko.
W sprawie górnictwa też mamy manko i to manko w myśleniu. W myśleniu władzy. Jak wtorek spod środy wyłazi nieprzezwyciężalny widać szymel starego dobrego widzenia świata. Ludzie to siły wytwórcze, kopalnie to środki produkcji. Jednym i drugim, jak uczą doświadczenia rewolucji proletariackiej, można dowolnie manipulować: "wicie, pchnie się te 20 tysięcy na bezrobocie"... Gdzie indziej "rzuci się środki" i będzie dobrze. Nie będzie - koszty wypłacanych latami zasiłków, dokładania do pozostającego w gospodarczej zapaści regionu mogą pójść w miliardy i to równie liczne, jak te utopione w nierentownych kopalniach. Kto nie wierzy, odsyłam do doświadczeń niemieckich, czy angielskich. Aby się udało potrzeba przekonanych do sprawy ludzi i programu. Jedno i drugie nie powstanie bez dialogu społecznego. A zatem jego brak okaże się wymiernym kosztem ekonomicznym i społecznym (w tej kolejności właśnie).
Generalnie z ludźmi warto gadać. Władza nie musi być postrzegana jako "gorole" (kto choć odrobinę zna Śląsk, wie co to znaczy). A poza tym całego Śląska nie da się spałować. Za mały budżet policji. Co pod rozwagę podaję władzy, jako jeszcze jeden element dyskusji o finansach publicznych.