Będą się uczyć, badając wirtualnego pacjenta
Studenci medycyny w Izraelu, Chinach, Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii uczą się rozpoznawania chorób i schorzeń, badając tzw. wirtualnego pacjenta. Dostęp do tej nowoczesnej platformy szkoleniowej otwiera się także przed polskimi uczelniami medycznymi.
O nowych rozwiązaniach technologicznych dostępnych dla studentów medycyny rozmawiano podczas posiedzenia Rady Naukowej przy Ministrze Zdrowia 23 czerwca br. w Warszawie.
Naukowcy z izraelskich uczelni opracowali system wspierający proces edukacji studentów medycyny, który z powodzeniem wykorzystywany jest obecnie na wszystkich uczelniach w tym kraju.
Jak przyznaje portalowi rynek-zdrowia.pl współtwórca projektu, prof. Adam Baruch, jest to rodzaj programu informatycznego symulującego spotkanie lekarza z pacjentem. Pozwala studentom na wykorzystanie teorii do rozwiązania konkretnego przypadku.
- Student wchodzi w rolę lekarza, przeprowadza z wirtualnym pacjentem wywiad i na jego podstawie dokonuje selekcji metod diagnostycznych, a w oparciu o uzyskane wyniki badań (USG, EKG itp. ) dokonuje wyboru procesu leczenia. Ten proces jest na bieżąco oceniany, podobnie jak uzyskany efekt terapeutyczny - wyjaśnia prof. Baruch.
- Dzięki temu student dowiaduje się, jakie błędy popełnił, czy jego wybory były trafne, ale co ważne - dowiaduje się, jak mógłby uzyskać lepszą skuteczność - dodaje profesor.
Nasz rozmówca zwraca uwagę, że to postęp technologiczny wymusza wdrożenie nowych narzędzi do systemu edukacji: - Można powiedzieć, że dziś młodzi ludzie "rodzą się ze smartfonem", a system uczenia w ciągu dekad zmienił się dosłownie kosmetycznie. Wdrożenie nowinek technologicznych może z jednej strony szalenie uatrakcyjnić naukę, a z drugiej zdecydowanie poszerzyć możliwości poznawcze - uważa prof. Baruch.
- Wirtualny pacjent stwarza możliwość kontaktu z cierpiącym na rzadkie choroby, z którym w warunkach klinicznych studenci mogliby się nigdy nie spotkać - wyjaśnia prof. Baruch.
Profesor zwraca uwagę, że nawet w czasie praktyk w szpitalu studenci nie zawsze mają okazję do prześledzenia na różnych etapach procesu diagnostycznego i terapeutycznego konkretnego przypadku. Taką możliwość zaś daje wirtualny pacjent.
- Co jest również istotne - wykorzystanie platformy pozwala na poważne studiowanie medycyny niezależnie od miejsca pobytu i w dowolnym czasie - podkreśla specjalista.
W Izraelu ten system działa już od 7 lat. Obecnie korzystają z niego studenci ze wszystkich uczelni medycznych w tym kraju, ale też w szkołach wojskowych i placówkach kształcących pielęgniarki.
- Mamy już lekarzy, którzy właśnie w oparciu o ten system zostali praktykami i okazuje się, że z chęcią wracają do tej platformy już w trakcie pracy zawodowej. Właśnie po to, by w sytuacji braku pewnego doświadczenia wesprzeć się na tym systemie, upewnić, czy wybrana przez nich metoda terapeutyczna w danym przypadku jest skuteczna - wyjaśnia profesor.
Sukces platformy sprawił, że została ona wdrożona w chińskich uczelniach medycznych, a także USA i Wielkiej Brytanii. Prof. Baruch przyznaje, że rośnie też zainteresowanie tym narzędziem w Polsce, dlatego do systemu wprowadzono wersję w języku polskim, a nasze uczelnie mogą już zgłaszać swoje zainteresowanie wdrożeniem tego rozwiązania dla swoich studentów.
Twórcy platformy podkreślają, że oczywiście jest to jedynie narzędzie wspierające proces edukacji, bo nie może zastąpić praktycznego doświadczenia nabytego w pracy z żywym organizmem.
- Wiemy, że student musi potrafić znaleźć ręką wątrobę, ale symulator może go teoretycznie lepiej przygotować do zajęć praktycznych. Stworzony system wirtualnego pacjenta może być wykorzystywany w trakcie zajęć z różnych specjalizacji.
Pozostaje pytanie, czy polskie uczelnie będzie stać na wdrożenie wirtualnego pacjenta? Wiadomo, że przygotowanie programu było bardzo kosztowne i czasochłonne. Mówi się, że tylko jeden profil pacjenta kosztował ok. 100 tys. dolarów.
Prof. Baruch zapewnia jednak, że znane mu są budżety polskich uczelni i podejrzewa, że roczny koszt na poziomie 100 zł na jednego studenta nie powinien być barierą w przystąpieniu do platformy.
- To, wbrew obiegowym opiniom, jest proste i tanie narzędzie, które umożliwia studentom zdobyć doświadczenie we wszelkich znanych chorobach i - co bardzo ważne - technika ta dopuszcza popełnienie błędu nieobciążonego konsekwencjami - komentuje i dodaje, że system jest na bieżąco rozszerzany zgodnie z tym, co oferuje postęp medycyny.
Dr Mariusz Klencki, dyrektor Centrum Egzaminów Medycznych w Łodzi, przyznaje, że pojęcie wirtualnego pacjenta nie jest niczym nowym, a pewne doświadczenia w tym zakresie ma chociażby Uniwersytet Jagielloński.
- Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że samo to narzędzie nie zastąpi całego systemu edukacji, ale w sposób bardzo rzeczywisty pomaga np. przygotować się studentom do egzaminów i to jest kierunek w edukacji, od którego nie uciekniemy - podkreśla dr Klencki.
- To rozwiązanie powinno się pojawić w Polsce wkrótce i na etapie wdrażania pewnie będziemy chcieli skorzystać też z programu uczonych z Izraela - dodaje.
O tym, że system wirtualnego pacjenta powinien pojawić się w krajowych uczelniach, przekonana jest także prof. Joanna Jędrzejczak, dyrektor Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego.
- Zakres wiedzy, który lekarze muszą zdobyć, jest tak szeroki, że nie ma możliwości, by wszystko przećwiczyć na pacjentach. Wiemy, że symulacje zwiększają szansę na eliminację błędu medycznego - zaznacza prof. Jędrzejczak.
Przyznaje, że ćwiczenia na symulatorach muszą pójść dalej i nie tylko dotyczyć diagnostyki wirtualnego pacjenta, ale też zdobycia doświadczenia w takich dziedzinach jak np. zabiegi endoskopowe czy laparoskopia.
- To jest absolutnie przyszłość, szczególnie w specjalizacjach zabiegowych - podkreśla prof. Jędrzejczak.
Zauważa, że e-learning również powoli jest rozwijany w kraju i będzie odgrywał coraz większą rolę. - Zwróciliśmy się do konsultantów medycznych we wszystkich dziedzinach o przygotowanie kursów właśnie w ramach e-learningu i już pewne takie programy powstały - powiedziała prof. Joanna Jędrzejczak.
Katarzyna Lisowska
Więcej informacji w miesięczniku "Rynek Zdrowia"