Bezsenna noc w Bełchatowie

Polskie Sieci Elektroenergetyczne badają przyczyny awarii, do jakiej doszło w poniedziałek po południu na stacji transformatorowej Rogowiec, w wyniku czego tymczasowo wyłączonych zostało dziesięć bloków w Elektrowni Bełchatów o mocy ok. 3,9 GW. Kalkulacji poddane zostaną też koszty związane z awarią. Awarię na stacji usunięto w ciągu kilkunastu minut, ale przywrócenie do pracy bloków zajęło już całą noc. Na szczęście udało się uniknąć przerw w dostawach prądu.

- Takie przedsięwzięcie nie było w historii polskiej energetyki nigdy przeprowadzone na tak dużą skalę - podsumowała proces przywracania bloków do pracy rzeczniczka PGE GiEK Sandra Apanasionek.

Dotychczas uruchomiono dziewięć z dziecięciu wygaszonych bloków podpiętych pod stację Rogowiec. Został jeszcze jeden, ale - jak poinformowała Apanasionek - spółka czeka z restartem na dyspozycje od operatora, który ma orzec, czy konieczne jest w tym momencie włączenie jednostki. - Wiemy, że w systemie jest już dużo mocy, wygląda na to, że sytuacja jest w stu procentach opanowana - powiedziała.

Reklama

Uruchomione bloki pracują w normalnym trybie, bez zakłóceń. Oczywiście ich praca jest monitorowana, wszystkie zachodzące w nich procesy po takiej awarii muszą być pod ścisłą kontrolą. Przy włączaniu jednostek pracowało kilkadziesiąt osób zajmujących różne stanowiska, reprezentujących różne specjalizacje.

Co leżało u podstaw awarii? - Doszło do zwarcia na stacji elektroenergetycznej Rogowie, do której przyłączone są prawie wszystkie bloki Bełchatowa. Zadziałała automatyka, bloki zostały odłączone. Przyczyny zakłócenia będą wnikliwie badane. Pracuje już zespół, który będzie to analizować. Dziś za wcześnie, by mówić o przyczynach awarii - tłumaczy Beata Jarosz-Dziekanowska, rzeczniczka PSE.

Koronkowa robota

Rzeczniczka poinformowała, że PSE usunęło awarię w ciągu kilkunastu minut. Nad uruchomieniem bloków inżynierowie z PGE pracowali natomiast przez całą noc. Spółka energetyczna podkreślała, że przywrócenie do działania jednostek wytwórczych po tak nagłym odstawieniu jest dużym wyzwaniem technologicznym.

- Samo uruchomienie konwencjonalnego bloku energetycznego to bardzo skomplikowany technologicznie proces. Składają się na niego setki czy tysiące mniejszych procesów, które muszą być ze sobą zsynchronizowane. Ważne są najdrobniejsze szczegóły. Wszystkie parametry muszą ze sobą współgrać, by blok mógł produkować energię elektryczną. W przypadku awaryjnego wyłączenia trzeba było tę procedurę jeszcze raz od początku uruchamiać. Nie mogliśmy tego zrobić jednocześnie, bloki były podłączane po kolei. Bardzo ważne jest odpowiednie utrzymanie ciśnienia pary, która napędza generator produkujący energię elektryczną. Konieczne było dopięcie rozmaitych detali - wyjaśnia Sandra Apanasionek.

Wyłączenie bloków odpowiadających za ok. 20 proc. produkcji prądu w kraju mogło być bolesne w skutkach. Na szczęście dziurę w produkcji energii udało się zasypać, uruchamiając generację w elektrowniach szczytowo-pompowych, wykorzystując tzw. wirującą rezerwę cieplną w pracujących elektrowniach, a także w wyniku międzyoperatorskiego importu energii z Czech, Słowacji i Niemiec.

- Zadziałały środki zaradcze, które jako operator zastosowaliśmy. Pomocny był m.in. import międzyoperatorski. Operatorzy mają zazwyczaj podpisane tego typu umowy. Zdarza się, że jeśli dochodzi do awarii czy nieprzewidzianych zdarzeń u sąsiadów, to my eksportujemy energię - powiedziała Jarosz-Dziekanowska z PSE.

Wyzwań nie zabraknie

Kamil Kliszcz, analityk DM mBanku zajmujący się sektorem energetycznym, podkreślał w rozmowie z Interią, że udało się wyjść z opresji obronną ręką, choć mogło być różnie. - Oczywiście jak zwykle w tego typu sytuacjach jest to splot wielu czynników, w tym dostępności mocy w imporcie czy dostępności wirującej rezerwy mocy (tak się tak złożyło, że rezerwa wirująca nie była wykorzystana przez inne mniejsze awarie w systemie). Widać jednak, że potencjał jest duży, z systemu wypadło prawie 4 GW mocy a mimo wszystko ten brak udało się uzupełnić - ocenia analityk.

Nie zawsze jednak tego typu niespodziewane ubytki w produkcji mogą zostać uzupełnione. Tak było na przykład w 2015 roku, kiedy to wprowadzone zostały stopnie zasilania. 10 sierpnia 2015 roku był upalnym i bezwietrznym dniem. Niedostępne były ponad 2 GW mocy w elektrowniach chłodzonych wodą z rzek i jezior, wszystko przez pogodę. Fala upałów obniżyła stan wód w rzekach utrudniając chłodzenie starszych elektrowni pozbawionych chłodni kominowych.

Wówczas nie udało się zaimportować tyle energii, by odpowiedzieć na popyt. - Nie mogliśmy na tyle, na ile chcieliśmy, skorzystać z importu międzyoperatorskiego. Od tamtej pory wykonaliśmy jednak szereg prac, by zwiększyć przepustowość połączeń transgranicznych - wyjaśnia rzeczniczka PSE.

Inny problem, z którym możemy się mierzyć w przyszłości, to zdolności importowe naszych sąsiadów. Niemcy, kierując się swoją polityką klimatyczną, odchodzą od węgla i atomu i koncentrują się na odnawialnych źródłach energii. OZE bywają jednak kapryśne, w bezwietrzne czy pozbawione słońca dni pobór zielonej energii siłą rzeczy jest niski. To może sprawić, że skłonność do eksportu energii ze strony Niemiec w pewnych momentach może być mocno ograniczony.

Ale w miarę wygaszania najstarszych bloków węglowych spadać może też poziom rezerwy wirującej. - Kolejne bloki węglowe będą wypadać z systemu, a tym samym z rezerwy wirującej. Rezerwa ta polega na tym, że jednostki  nie pracują na pełnych mocach, mają więc jakiś zapas, który można uruchomić, gdy nadejdzie taka potrzeba. Najstarsze bloki stopniowo będą wycofywane, w najlepszym wypadku będą funkcjonować w rezerwie zimnej - mówi analityk. Nie wiadomo, w jakim tempie powstawać będą jednostki opalane gazem, które zastępować mają w jakiejś mierze energetykę węglową.

Na rozliczenia przyjdzie czas

Kto poniesie koszty poniedziałkowej awarii? Kliszcz zakłada, że zostaną one pokryte z ubezpieczenia PSE czy PGE. Jednocześnie podkreśla on, że wyłączenie bloków na jeden dzień nie będzie wiązać się z nadzwyczajnym ubytkiem finansowym, biorąc pod uwagę skalę działalności PGE. - To normalne ryzyko biznesowe - mówi analityk.

Rzeczniczka PSE, odnosząc się do wątku finansowego, odpowiedziała tylko, że "kwestie kosztów i ewentualnych rozliczeń będą przedmiotem analiz". W podobnym tonie wypowiadała się rzeczniczka PGE GiEK. - Na ten moment priorytetem jest dla nas przywrócenie elektrowni do pełnej sprawności. Inne aspekty, w tym finansowe, będziemy rozpatrywać w późniejszym terminie - powiedziała Apanasionek.

Monika Borkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: elektrownie | Elektrownia Bełchatów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »