Białek: Optymizmu na giełdzie wystarczy do jesieni

Do jesieni możliwa jest jeszcze jedna fala wzrostowa na warszawskiej giełdzie. Od listopada jednak nastąpi kumulacja czynników ryzyka, które gaszą nadmierny optymizm obserwatorów rynku - mówi Interii Wojciech Białek, znany analityk giełdowy.

Monika Borkowska, Interia: Po początkowej panice, do jakiej doszło na giełdzie na początku pandemii koronawirusa, sytuacja się uspokoiła. Od marcowego dołka indeksy na warszawskiej giełdzie systematycznie rosną. Jest jeszcze potencjał do dalszych zwyżek?

Wojciech Białek: - Faktycznie w początkowej fazie doszło do paniki związanej z rozprzestrzenianiem się COVID-19. Niebezpieczeństwo okazało się chyba jednak mniejsze, niż pierwotnie zakładaliśmy - w Polsce w ciągu tych pięciu miesięcy zanotowano mniej niż dwa tysiące zgonów. W efekcie giełdy odrabiają straty. Również w gospodarce następuje stopniowa normalizacja. Świat stara się powrócić do równowagi po pierwotnym załamaniu.

Reklama

A co jeśli pojawi się druga fala?

- Oczywiście istnieje ryzyko, że pandemia, w wyniku luzowania gospodarki i sezonowości, uderzy z większą siłą jesienią. Wtedy pojawiłby się problem. Nawet jednak gdyby taki scenariusz nastąpił, nikt nie zdecyduje się z przyczyn gospodarczych, finansowych na przywrócenie tak dotkliwych jak na początku pandemii ograniczeń. Mało który kraj jest w stanie pozwolić sobie na ponowne zamknięcie gospodarki i dopuszczenie do kilkunastoprocentowego spadku rok do roku dynamiki PKB.

Inwestorzy mogą więc spać spokojnie?

- Nie do końca... Mimo wszystko jesień jest punktem, w którym mój optymizm gaśnie. Poza obawami o nasilenie się przypadków wirusa, jest jeszcze inny kluczowy czynnik - wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Niezależnie od ich wyników, administracja - stara czy nowa - nie będzie już musiała pudrować rzeczywistości. Jak pokazuje historia, w tzw. cyklu prezydenckim w USA najtrudniejsze są  dwa lata powyborcze. Jeśli więc okaże się, że trzeba będzie wprowadzić oszczędności, czy podnieść podatki, żeby załatać wywołaną przez kryzys dziurę budżetową, najlepiej będzie to zrobić od razu po wyborach, bo do następnych ludzie o tym zapomną. Dwa lata po wygranych wyborach to jedyny czas, gdy można podejmować niepopularne kroki. To stwarza pewne ryzyka dla rynków akcji. Ale to nie koniec obaw...

Co jeszcze może zaskoczyć giełdowych graczy?

- Warto przeanalizować tzw. cykl Kiczyna, wyróżniający w gospodarce spowolnienie i ożywienie, a na giełdzie hossę i bessę. Dwa największe krachy na polskiej giełdzie odbyły się w marcu 1994 roku i w lipcu 2007 roku. Te daty są odległe o 160 miesięcy, czyli o czterokrotność podstawowego cyklu giełdowego, tzw. cyklu Kiczyna. Otóż kolejne 160 miesięcy od szczytu z lipca 2007 upływa w listopadzie tego roku. Wtedy, kiedy odbędą się wybory w Stanach Zjednoczonych. Biorąc to wszystko pod uwagę byłym bardzo ostrożny w swoich decyzjach inwestycyjnych jesienią. Oczywiście dobra koniunktura może się przedłużyć. Zwykle od Wszystkich Świętych do końca roku mamy sezonowe podciąganie cen akcji, by pozytywnie zamknąć rok. Ale mimo wszystko liczyłbym się z korektą w listopadzie.

A co może się dziać na rynkach w międzyczasie?

- Zakładam, że do listopada WIG-20 zdoła odrobić całość koronawirusowych strat, generując jeszcze jedną falę wzrostową. Może dojść do poziomów, z których spadł w wyniku paniki związanej z pandemia, czyli okolic 2.100 pkt. Nie można wykluczyć, że liderami wzrostów będą tym razem banki. Ten sektor był zdecydowanie najsłabszy w bieżącym roku. Niewykluczone, że zostanie podjęta próba odrobienia części strat. Ale - podkreślam - mój ostrożny optymizm raczej nie wykracza poza termin wyborów w USA.

W czasie kryzysu ruch na giełdzie był większy. Więcej ludzi postanowiło lokować oszczędności w akcje, bo lokaty są obecnie niekorzystne. Czy ten czynnik może dalej wspierać rynki?

- Kryzys sprawił, że banki centralne zdecydowały się na drukowanie pieniędzy. To udzieliło się również Narodowemu Bankowi Polskiemu. Rynek początkowo się przestraszył, mieliśmy dewaluację złotego, zostało to jednak zaakceptowane. Jednocześnie gospodarki doznały mocnego uszczerbku. Realny popyt na pieniądz generowany przez gospodarkę załamał się w sposób niewidziany od czasów wielkiej recesji w latach 30., a ilość dostępnego pieniądza gwałtownie wzrosła. Skoro jest mnóstwo pieniędzy, a nie są one potrzebne w działalności gospodarczej, co z nimi robić? Aż się prosi, by wykorzystać je do spekulacji na rynkach. Tak też się stało. Środki trafiły na rynek kapitałowy - obligacyjny i akcyjny. A że rynek akcji był najniżej od 2009 roku, czyli od jedenastu lat, oczekiwano szansy na zarobek w związku z zakładanym odbiciem. Po załamaniu w marcu kursy wielu spółek się faktycznie odbiły. Do jesieni możemy się jeszcze liczyć z dobrymi nastrojami na giełdzie. Co będzie dalej - czas pokaże.

Monika Borkowska

WIG

84 443,72 +908,70 1,09% akt.: 26.04.2024, 17:15
  • Otwarcie 84 269,07
  • Max (czas) 84 648,18(26.04.2024 16:18)
  • Min (czas) 84 040,25(26.04.2024 14:14)
  • Wartość odniesienia 83 535,02
  • Suma obrotów 1 293 443 041
  • Liczba akt. instr. 324/331
  • Waga akt. instr. % 97,89
  • Poziom indeksu ZAMKNIĘCIE
Zobacz również: mWIG40TRsh mWIG40TRlv WIG20TRsht
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: polska gospodarka | polska giełda | kryzys | pandemia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »