Bilion euro. Co ludzie zrobią z taka górą pieniędzy?

Gospodarstwa domowe w krajach wspólnej waluty zaoszczędziły w ciągu pandemii górę pieniędzy. To ok. biliona euro – wylicza Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Gdyby ludzie wydali nawet tylko część z tego, PKB krajów strefy euro wystrzeliłby w górę o 2,5 punktu procentowego, ale wzrosłaby też inflacja.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Troje ekonomistów z MFW Thomas McGregor, Nujin Suphaphiphat i Frederik Toscani, specjalizujący się w gospodarce europejskiej, postanowiło zajrzeć do kieszeni ludziom mieszkającym w krajach, gdzie płaci się w euro. Okazuje się, że w "normalnych" czasach Europejczycy oszczędzali przeciętnie ok. 12 proc. swoich dochodów i w bankach lub bieliźniarkach mieli odłożone w 2019 roku niespełna bilion euro.  

Co się stało w czasie pandemii? Zamknięte zostały restauracje, zakłady usługowe i hotele. Linie lotnicze odwoływały loty, a ludzie przestali wyjeżdżać na wakacje. Rządy natomiast wpompowały do gospodarki mnóstwo pieniędzy, żeby zachować miejsca pracy. Dochody więc nie spadły tak bardzo, jak w czasach innych "normalnych" recesji, ale bardzo mocno skurczyły się wydatki.

Reklama

I stąd właśnie wzięły się tzw. nadmiarowe oszczędności. Wskaźnik oszczędności mieszkańców strefy euro wzrósł z 12 proc. w 2019 roku do 19 proc. w latach 2020 i 2021. Przez dwa lata oszczędności urosły o niemal bilion euro. Nie było by ich, gdyby nie było pandemii. To ok. 8 proc. PKB państw strefy euro - wyliczyli ekonomiści w badaniach opublikowanych na stronach MFW.

Wydadzą czy nie wydadzą?

Co by się stało, gdyby konsumenci te "nadmiarowe" pieniądze wydali, a stopa ich oszczędności powróciła do stanu sprzed pandemii, czyli ok. 12 proc. dochodów? Wzrost gospodarczy i inflacja w strefie euro dostałyby potężny impuls. Nawet umiarkowany wzrost wydatków na konsumpcję - ok. jednej trzeciej nadwyżki oszczędności - w ciągu dwóch lat dodałby 2,5 punktu procentowego do PKB państw strefy euro. Dodałby także 0,75 punktu procentowego do inflacji na koniec drugiego roku.

Ale czy konsumenci wydadzą te pieniądze, a jeśli nawet, to jak szybko to zrobią? O tym właśnie nic nie wiemy, choć można snuć pewne podejrzenia. Ekonomiści MFW sprawdzili, że ok. połowa oszczędności w strefie euro znajduje się na rachunkach bankowych i właściciele tych pieniędzy mogą w zasadzie w każdej chwili je wydać, bo są łatwo dostępne. Oczywiście gdy pandemia ustąpi, a ograniczenia zostaną zniesione.

Za wydaniem pieniędzy przemawia również to, że większość oszczędności była wymuszona, a nie wynikała z przezorności, chęci zachowania środków "na czarną godzinę", jak to zwykle dzieje się w okresach recesji, kiedy ludzie martwią się o przyszłe dochody i starają się oszczędzać. A skoro były "wymuszone" to można sądzić, że zostaną wkrótce wydane.

Ale są też inne przesłanki sugerujące, że wcale tak być nie musi i te ogromne pieniądze wcale nie zostaną do gospodarki szybko wstrzyknięte. Po pierwsze - wydatków, z których gospodarstwa domowe zmuszone były rezygnować w czasie pandemii, nie będzie łatwo odrobić. Całkowity spadek wydatków w 2020 roku wynikał w prawie 80 proc. ze spadku wydatków w hotelarstwie i transporcie i z tym właśnie jest kłopot.

Bo konsumenci nie kupią teraz podwójnych biletów lotniczych za czasy, kiedy nie mogli latać, podwójnych pobytów w hotelach, nie pojadą dwa razy na wakacje bo nie pojechali na nie rok wcześniej. To, za co konsumenci nie zapłacili już po prostu przepadło. Oczywiście - być może - będą częściej chodzić do restauracji, ale nie będą przecież w nich zamawiać podwójnych obiadów.

Skutki trzeszczących łańcuchów

Po drugie - nadwyżka oszczędności przypadła głównie na gospodarstwa domowe o wysokich dochodach. Ekonomiści MFW sprawdzili dane z banków we Francji, i okazało się, że tam najbogatsze 10 proc. gospodarstw domowych znacznie zwiększyło oszczędności, podczas gdy biedniejsze rodziny musiały je zmniejszać. Skoro osoby o wysokich zarobkach zazwyczaj i tak oszczędzają większą część swoich dochodów, to prawdopodobnie teraz wcale nie będą skłonne wydawać tych, które dodatkowo jeszcze zaoszczędziły.

Po trzecie - jeśli nawet niemieccy dentyści chcieliby wymienić swoje stare mercedesy na nowe, muszą poczekać. Dentyści mają mnóstwo pieniędzy, ale w wyniku problemów z łańcuchami dostaw nowych aut nie ma. Długie terminy dostaw i wyższe ceny utrudniają konsumentom zastąpienie wydatków na usługi - jeszcze nie w pełni dostępne bo wariant omikron jeszcze sobie nie poszedł - zwiększonymi wydatkami na towary. Bo tych z kolei na półkach nie ma. Ekonomiści MFW przyznają, że ten stłumiony teraz popyt może w przyszłości zwiększyć konsumpcję towarów, ale kiedy, i w jakim stopniu - jest to zupełnie niepewne.

- Niepewność dotycząca perspektyw konsumpcji pozostaje wyjątkowo wysoka - napisali ekonomiści MFW.

Stopa oszczędności gospodarstw domowych stała się w ten sposób kluczowo ważnym wskaźnikiem i powinna być uważnie obserwowana przez decydentów. Powinny brać ją pod uwagę zarówno kreujący politykę fiskalną, jak też banki centralne odpowiedzialne za politykę monetarną. Od "nadmiarowych" oszczędności może zależeć siła gospodarczego ożywienia, ale też stabilność cen - przestrzegają ekonomiści MFW.

Jacek Ramotowski    

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »