Bogaci stracili najmniej, Chiny zyskają najwięcej
Chiny i USA - te dwie gospodarki najmniej stracą na pandemii - szacuje MFW w styczniowej aktualizacji World Economic Outlook. PKB ChRL zdążyło jeszcze 2020 r. wrócić do poziomów sprzed COVID-19, zaś Stany Zjednoczone korzystają na hojnych pakietach stymulacyjnych. Reszta świata zostaje w tyle.
W nowych prognozach Międzynarodowego Funduszu Walutowego pobrzmiewa nuta optymizmu. Po 3,5-proc. globalnej recesji w 2020 r. odbicie światowego PKB w 2021 r. jest przewidywane na 5,5 proc. (o 0,3 pkt. proc. wyżej niż w jesiennej edycji WEO). Ożywienie będzie trwało także w przyszłym roku - tu eksperci oczekują 4,2 proc. (bez zmian prognozy).
Nie będzie jednak powrotu do tak zsynchronizowanego wzrostu, jakim świat cieszył się jeszcze trzy lata temu. Oczywiście, zdecydowana większość krajów zanotuje odbicie, jednak jego skala nie będzie równa. Najszybciej wśród największych gospodarek z pandemii otrząsną się Chiny - a właściwie już się otrząsnęły. Szacunki MFW sugerują, że w IV kwartale ubiegłego roku PKB Państwa Środka osiągnęło poziom wyższy niż na koniec 2019 r.
Chiny w całym 2020 r. nie zanotowały zatem recesji. Stało się tak dzięki "efektywnym działaniom powstrzymującym [epidemię], silnej odpowiedzi ze strony publicznych inwestycji i wsparciu płynnościowym banku centralnego" - piszą ekonomiści MFW. Dużo gorzej wygląda sytuacja pozostałych krajów Azji Południowo-Wschodniej. W ich gospodarkach dużo większe znaczenie ma np. turystyka lub wydobycie ropy.
World Economic Outlook, podobnie jak opublikowany nieco wcześniej raport Global Economic Prospects 2021 Banku Światowego, zwracają uwagę, że sektor produkcyjny, a za nim międzynarodowy handel towarami, odradza się szybciej niż usługi. To także - po nałożeniu na struktury poszczególnych gospodarek - wpływa na różnicowanie tempa popandemicznego wzrostu gospodarczego w poszczególnych krajach.
W ciekawym zestawieniu, autorzy WEO pokazali, które kraje i regiony najwięcej, a które najmniej stracą na koronakryzysie. Bo że stracą wszyscy, to nie budzi wątpliwości. Nie jest zaskoczeniem, że po jednej stronie znajdują się Chiny i USA, które relatywnie do reszty świata przejdą przez to spowolnienie suchą nogą - przynajmniej pod względem gospodarczym. Ekonomiści porównali poziom PKB w 2022 r., który prognozowali w styczniu 2020 r., a więc w czasie, gdy COVID-19 wydawał się lokalnym problemem prowincji Hubei, z poziomem przewidywanym obecnie.
Dla światowej gospodarki ta różnica wynosi 3,7 proc. Tymczasem Chiny i Stany Zjednoczone, według tego wskaźnika stracą odpowiednio 1,5 i 1,3 proc. Na drugim końcu zestawienia znajdują się wspomniane wcześniej rynki wschodzące z Azji (o 8 proc. niżej) oraz Ameryki Łacińskiej i Karaibów (-6,9 proc). Nie najgorsze perspektywy rysują się także przed naszym regionem. Rozwijającym się krajom Europy w przyszłym roku będzie brakowało 2,6 proc. PKB wobec poziomu, który mogłyby osiągnąć, gdyby nie wybuch pandemii. Tymczasem wskaźnik ten dla rynków wschodzących i gospodarek rozwijających się z całego świata wynosi aż -4,6 proc.
Przewaga gospodarek rozwiniętych nad resztą świata wynika z tego, że były w stanie zapewnić znaczące wsparcie fiskalne - czy to w postaci zwolnień podatkowych, zasiłków, dotacji, pożyczek i gwarancji dla firm. Pomagały także banki centralne luzujące politykę pieniężną i sięgające po niestandardowe instrumentarium. MFW zwraca uwagę, że wolniejsze odrabianie strat przez biedniejsze kraje to nie tylko kwestia PKB. W latach 2020-2021 około 90 mln ludzi spadnie poniżej progu ubóstwa.
Wirus pozostaje główną niewiadomą. Fala zakażeń, która na początku tego roku przetacza się przez Europę i związane z nią przedłużające się restrykcje sanitarne i epidemiologiczne zdecydowanie ciążą w dół perspektywom ożywienia. Nie wiadomo, jak poradzimy sobie z mutacjami koronarwirusa, nie do przewidzenia były pewnie także kłopoty z podażą szczepionek, o których donoszą w ostatnich dniach media.
W grę wchodzi także "czynnik ludzki". Znużenie życiem w ciągłym napięciu, problemy gospodarcze, rosnące nierówności - to wszystko może być katalizatorem do niepokojów społecznych, a te z kolei - do ogólnej erozji zaufania do instytucji. Ryzykiem jest także zbyt wczesne wycofywanie się rządów z programów wsparcia. Jeśli warunki finansowe zaostrzą się, może to doprowadzić do bankructw, wzrostu bezrobocia i jeszcze większych strat w dochodach - oceniają autorzy WEO.
Realizacja scenariusza wzrostu wyższego od oczekiwań jest zależna nie od bankierów centralnych i ministrów finansów, ale od medyków i logistyków. Szybsza dystrybucja szczepionki, skuteczniejsze terapie - to wszystko może pozwolić na wcześniejsze wyjście z klinczu, w którym wirus trzyma gospodarki i społeczeństwa.
Kryzys 2020 r. pokazał, że szybka i silna reakcja państwa może skutecznie złagodzić skutki recesji. Pisze o tym MFW, pisał także Bank Światowy. A zatem, doradzają autorzy World Economic Outlook, nie należy od tych działań odchodzić, przynajmniej dopóki szczepionka nie przywróci normalności na świecie.
Priorytetem powinno być zapewnienie odpowiednich zasobów dla służby zdrowia - i to nie tylko w ramach poszczególnych państw, ale globalnie. Mamy przecież do czynienia z pandemią, a tej nie da się pokonać lokalnie. Dostęp do sprzętu medycznego, leków i testów powinien być zapewniony w krajach o niższych dochodach, także szczepionki powinny być zapewnione na całym świecie.
Działania w ramach polityki gospodarczej powinny być nastawione na zapobieganie trwałym szkodom dla gospodarki - przestrzega MFW. "Priorytetowe obszary obejmują wydatki edukacyjne w celu zapobiegnięcia wyhamowania akumulacji kapitału ludzkiego; digitalizację w celu wzmocnienia wzrostu produktywności; zielone inwestycje w celu wsparcia odnawialnych źródeł energii i zwiększenia oszczędności energii" - głosi raport. Gospodarki rozwijające się, z których wiele po raz pierwszy sięgnęło po niestandardowe narzędzia monetarne i fiskalne nie mają tyle przestrzeni, co kraje rozwinięte. MFW rekomenduje władzom tych państw podtrzymywanie wspomagania, dopóki nie ma zagrożeń dla stabilności długu i nie rosną nadmiernie oczekiwania inflacyjne.
Zadłużenie publiczne jest zagadnieniem, które także przyciąga dużo uwagi. Walka z gospodarczymi skutkami pandemii spowodowała jego silny wzrost na całym świecie. W gospodarkach rozwiniętych i w części gospodarek rozwijających się, część tego długu kupiły banki centralne, co w pewnym stopniu stabilizuje sytuację. Pojawia się jednak pytanie, gdzie jest granica bezpiecznego zadłużenia? Czy jest ona dalej niż się wydawało jeszcze niedawno?
Peter Praet, były główny ekonomista EBC poruszył tę kwestię ostatnio w trakcie podcastu Odd Lots agencji Bloomberg. Zauważył, że wraz ze spadkiem stóp procentowych - zarówno tych ustalanych przez banki centralne, jak i tych rynkowych - obniżają się koszty obsługi długu. To zaś może dawać pozorne poczucie bezpieczeństwa i przeświadczenie, że dopuszczalne limity zadłużenia przesuwają się w górę. Praet zaznaczył jednak, że pandemia powoduje także obniżenie średnio- i długoterminowego wzrostu PKB. Nie powinno się więc zbyt mocno liczyć, że szybki wzrost gospodarczy "spłaci" nisko oprocentowane obligacje.
Maciej Jaszczuk, dziennikarz Obserwatora Finansowego, śledzi trendy na polskim rynku finansowym