Ból głowy

Po nowelizacji tegorocznego budżetu, trzeba zacząć zastanawiać się nad wysokością deficytu budżetowego na przyszły rok. A ten też nie zapowiada się dobrze.

Po nowelizacji tegorocznego budżetu, trzeba zacząć zastanawiać się nad wysokością deficytu budżetowego na przyszły rok. A ten też nie zapowiada się dobrze.

Problemy z budżetem i z deficytem budżetowym są niemal znakiem firmowym obecnego rządu. Tylko w pierwszym roku jego kadencji obyło się bez napięć. Ogromne problemy pojawiły się w 1999 r., kiedy wprowadzono cztery reformy, na czele z reformą systemu emerytalnego. Wtedy równowaga finansów państwa została zachowana na papierze dzięki temu, że dotacji na dofinansowanie drugiego filaru ubezpieczeń społecznych nie potrzebował Zakład Ubezpieczeń Społecznych (właściwie FUS), który odciążył budżet, zaciągając kredyty w bankach. Wówczas też ratowano wskaźniki, "zlecając" jednostkom zależnym zadłużanie się w bankach poza oficjalnym budżetem.

Reklama



NIK z rekomendacją



Mniej emocji budził kolejny rok, choć w ostatnich jego tygodniach nowy minister musiał już zadecydować o kilkumiliardowych cięciach w wydatkach. Ubiegłoroczny budżet okazał się kontrowersyjny nieoczekiwanie dopiero przed kilkunastoma dniami, gdy odchodzący ze stanowiska szef Najwyższej Izby Kontroli, Janusz Wojciechowski, zadeklarował, że będzie rekomendował kolegium izby negatywną ocenę dla rządu za wykonanie ustawy budżetowej 2000.



Chodziło o to, że wykonanie deficytu było jego zdaniem wyższe niż plan - jeszcze przed końcem roku zaksięgowano środki, które były dostępne dopiero w styczniu tego roku. Leszek Balcerowicz, prezes NBP i do połowy ub.r. minister finansów, określił stanowisko Wojciechowskiego jako absurdalne. Skrytykował je również obecny szef resortu finansów Jarosław Bauc. Padły zarzuty, że odchodzący szef NIK chciał postawić w trudnej sytuacji i rząd, i Mirosława Sekułę, nowego prezesa izby - z AWS. Z tego względu Sekuła nie uczestniczył w części posiedzenia kolegium izby, które dało rządowi opinię pozytywną.



Sprawa z NIK ma jednak marginalne znaczenie w porównaniu z tym, co dzieje się w tegorocznym budżecie. Rządowi udało się szybko napisać dwutorowy plan zmian: ustalić skalę zwiększenia deficytu budżetowego oraz cięć w wydatkach i wysłać projekt nowelizacji do Sejmu. O ile projekt powiększenia deficytu do 29,1 mld zł został przyjęty generalnie pozytywnie, to wątpliwości towarzyszyły drugiemu elementowi programu - łatania dziur w budżecie.



Z początku przedstawiciele rządu deklarowali, że wydatki są ograniczane już od kilku miesięcy, ale - jak wskazywali analitycy - z comiesięcznych informacji o wykonaniu budżetu państwa wynikało raczej, że idą zgodnie z planem. Później minister finansów zapowiedział, że na ograniczenia w wydatkach rząd będzie się decydował wtedy, gdy zabraknie więcej niż 13 mld zł. Ta kwota wzięła się z planowanego powiększenia deficytu o 8,6 mld zł, innego wykorzystania 3 mld rezerw celowych oraz ze zmniejszenia o przeszło miliard dotacji dla ZUS. Dodatkowe 250 mln to naturalne oszczędności w budżecie.



Założenia makroekonomiczne przyjęte do obliczenia skali niedoboru w budżetowej kasie należą do najbardziej pesymistycznych. Możliwe więc (jeśli prywatyzacja pójdzie zgodnie z planem), że nie trzeba będzie zmniejszać wydatków. Jeśli jednak zrealizuje się pesymistyczny scenariusz, to o cięciach decydować będzie już nowy rząd - niemal na pewno Sojuszu Lewicy Demokratycznej.



Po terminie



Nowy rząd sam zadecyduje już o kształcie budżetu na przyszły rok. Wysokość planowanego deficytu budżetowego w 2002 r. jest wciąż tajemnicą. Analitycy nie spodziewają się specjalnej poprawy, chociaż będzie to też zależało od wyniku za ten rok. Według Macieja Relugi, ekonomisty w warszawskim oddziale ING Banku, w tym roku deficyt ekonomiczny finansów publicznych może być bliski 4 proc. produktu krajowego brutto, zaś w przyszłym roku będzie to 3-3,5 proc. PKB. Janusz Jankowiak, główny ekonomista BRE Banku, mówił niedawno, że 3 proc. to byłby wynik optymistyczny. Jego zdaniem czarny scenariusz to 4 proc. deficytu w przyszłym roku.



Sam deficyt budżetowy może być wysoki głównie ze względu na prawdopodobne przyspieszenie przekazywania składek do funduszy emerytalnych, z czym wiąże się zwiększona dotacja dla ZUS. Ta dotacja może też stanowić zawór bezpieczeństwa w razie jakiejś przykrej niespodzianki. Nie do zweryfikowania są natomiast w tej chwili inne plany SLD, które znajdą odzwierciedlenie w wydatkach budżetowych - głównie dlatego, że na niespełna dwa miesiące przed wyborami nieznany jest praktycznie program gospodarczy sojuszu. A zresztą deklaracji składanych przez SLD przed wyborami i tak nie można by brać poważnie, bo walka wyborcza ma swoje prawa i rzeczywiste intencje nowego rządu poznamy zapewne dopiero w chwili przesłania przez niego do Sejmu ustawy budżetowej na rok przyszły. A to nastąpi zapewne nieprędko, długo po 30 września, który jest terminem wskazywanym przez konstytucję.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: minister | NIK | problemy | Bolo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »