Boom na prywatne kluby w USA. Członkostwo nawet 200 tys. dolarów
W Stanach Zjednoczonych przybywa prywatnych, elitarnych klubów. Jednorazowa opłata członkowska sięga w nich nawet 200 tys. dolarów, a roczne składki wynoszą średnio 15 tys. dolarów od osoby. Właściciele i prowadzący te instytucje zapewniają, że nie działa na nie spowolnienie gospodarcze i nie boją się recesji. Tworzą bowiem bezpieczne przestrzenie dla dbających o prywatność bogatych mieszkańców USA.
Od 2020 roku na Manhattanie otworzyło się lub ogłosiło plany otwarcia kilkanaście nowych klubów. Niektóre wywodzą się ze znanych marek hotelowych. Inne z popularnych restauracji, skąd przybywają do nich zamożni członkowie. Nowy Klub ZZ’s, którego otwarcie zaplanowano na jesień tego roku, będzie mógł poszczycić się nie tylko restauracjami, ale też „kulinarnym konsjerżem” —zespołem szefów kuchni gotowych na przygotowanie każdego dania, o które poproszą jego członkowie.
Trwający boom klubowy doprowadził do wyścigu w zakresie udogodnień. Kluby rywalizują ze sobą, kto ma lepszą przestrzeń restauracyjną, bardziej znanych szefów kuchni, nowocześniej wyposażone spa i siłownie, większe baseny, przestronniejsze bary i nocne kluby, a także luksusowe apartamenty hotelowe i nowocześniejsze sale konferencyjne.
“Bitwa pomiędzy elitarnymi klubami członkowskimi wkrótce osiągnie zupełnie nowy poziom, gdy w przyszłym miesiącu na Manhattanie będzie gotowy nowy Core Club o powierzchni ponad 5,5 tys. metrów kwadratowych" - informuje amerykańska telewizja CNBC. Klub usytuowany jest przy Fifth Avenue, zajmuje cztery ostatnie piętra w wieżowcu tuż nad centrum Manhattanu. A jego otwarcie zaplanowano na połowę października.
Jak donosi CNBC, która jako pierwsza weszła do jego wnętrza, najniższy poziom zajmują eleganckie apartamenty. Wyżej jest siłownia i instytut odnowy biologicznej. Jeszcze wyżej biblioteka win i laboratorium kulinarne, a na najwyższym piętrze jadalnia. Szefem kuchni jest w niej Michele Brogioni, były szef kuchni Giorgio Armaniego. A pieczywo i ciastka pochodzić będą z najlepszej cukierni w Nowym Jorku. Jest też galeria, sala kinowa i konferencyjna, w której odbywać się będzie około 200 wydarzeń rocznie.
Ponieważ rośnie popularność tych miejsc, w górę idą też opłaty. Na przykład za członkostwo w klubie Aman na Manhattanie, który jest częścią nowego hotelu, trzeba jednorazowo zapłacić 200 tys. dolarów i 15 tys. dolarów rocznej składki. Członkostwo w nowym Core waha się od 15 tys. dolarów w przypadku karnetu indywidualnego do 100 tys. dolarów w przypadku członkostwa rodzinnego. Do tego trzeba płacić roczne składki w wysokości od 15 do 18 tys. dolarów rocznie.
Obserwatorzy branży twierdzą, że Stany Zjednoczone mogą zmierzać w stronę londyńskiego modelu klubów towarzyskich. Najbardziej renomowane instytucje, takie jak londyńskie Annabel’s i White’s, odgrywają ważną rolę w życiu społecznym i zawodowym brytyjskich wyższych sfer. A klub Soho House, założony w Londynie w 1995 roku, rozrósł się i stał globalnym, prywatnym klubem, z dziesiątkami lokalizacji na całym świecie i akcjami notowanymi na giełdzie.
Klubów przybywa, a lada moment Stany Zjednoczone mogą pogrążyć się w recesji. To jednak nie wywołuje obaw u właścicieli ani menedżerów tych elitarnych miejsc. Zapewniają, że w prowadzonych przez nich placówkach nie widzą spowolnienia popytu. Argumentują, że bogaci mieszkańcy USA szukają prywatnych przestrzeni, w których mogą pracować, bawić się, przebywać i bezpiecznie nawiązywać kontakty.
Jennie Enterprise, założycielka i dyrektor generalna Core Club, powiedziała CNBC, że po pandemii bogaci bardziej niż kiedykolwiek cenią sobie prywatność i poczucie wspólnoty. - Myślę, że rozprzestrzenianie się prywatnych klubów jest odzwierciedleniem wyjątkowego modelu biznesowego – stwierdziła. Jej zdaniem, aktywność w przestrzeni klubowej odzwierciedla pragnienie wyselekcjonowanych społeczności i doświadczeń. - Prawdopodobnie biorąc pod uwagę dynamikę mediów społecznościowych i brak prywatności, dyskrecja i grupy prywatne są zgodne z kulturą chwili - argumentowała Enterprise.
ew