Brak obliga giełdowego na obrót energią to stłuczenie termometru
Głównym źródłem rekordowej drożyzny na rynku energii nie są ceny uprawnień do emisji CO2, a tylko rekordowa cena gazu, podsycana przez rosyjski Gazprom - przekonuje Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.
Elektrownie mają koszty stałe wytwarzania energii. Jest to koszt paliwa, np. gazu, który jest rekordowo drogi, oraz węgla, który drożeje przez to, że jest alternatywą dla tego gazu. Do tego są opłaty za emisję dwutlenku węgla. Ceny uprawnień do emisji CO2 w ramach polityki klimatycznej też są rekordowo wysokie. Do tego oczywiście należy dodać marżę elektrowni - natomiast cena jest wyznaczana na giełdzie, według mechanizmu Merit-Order. Oznacza to, że do systemu dopuszczane są najpierw najtańsze źródła energii, czyli także odnawialne, dzięki dyrektywie OZE, która je promuje, potem inne, a na końcu te najdroższe. Dostępność wszystkich ma być zabezpieczona właśnie przez to, że cena jest uzależniona od najdroższego źródła, czyli w tym przypadku elektrowni gazowych. Dlatego niektóre firmy produkujące energię taniej mogą zarabiać więcej - dzięki maksymalnej, krańcowej cenie na giełdzie, wyznaczonej przez bardzo drogi gaz. Są to na przykład elektrownie produkujące prąd z OZE lub jądrowe. To powoduje różnicę w zyskach i rentowności firm na rynku energetycznym. Obecnie trwa dyskusja wewnątrz Unii Europejskiej, czy nie należałoby tych zysków opodatkować, czyli wprowadzić tzw. windfall tax. Według Międzynarodowej Agencji Energii taki podatek przyniósłby jeszcze w tym roku 200 miliardów euro na walkę z kryzysem energetycznym.
- Reforma polityki klimatycznej na pewno jest potrzebna. Jednakże głównym źródłem rekordowej drożyzny nie są ceny uprawnień do emisji CO2, a tylko rekordowa cena gazu, podsycana przez rosyjski Gazprom. Rekordowo drogi gaz zachęca do użycia węgla. Zwiększa się emisja CO2, a w konsekwencji popyt na uprawnienia do emisji - i to jest źródło wzrostu ich cen - powiedział serwisowi eNewsroom Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.
- Dlatego warto rozmawiać o reformie, ale niekoniecznie takiej, która zawali system wspierający transformację energetyczną. Usunięcie obliga giełdowego to stłuczenie termometru, który pokazywał nam nastroje na rynku. One rzeczywiście były nietypowe, ze względu na destabilizację wywołaną przez Rosję. Warto zastanowić się, jak ustabilizować ten system. Komisja Europejska rozmawia o decouplingu, czyli rozdzieleniu cen energii od cen gazu. Można byłoby też dopuścić do obniżenia obliga, a więc wprowadzić zmiany ewolucyjne. Usunięcie obliga to usunięcie giełdowego obrotu energią, kiedy będziemy chcieli wrócić do normalnego rynkowego obrotu, będzie znacznie trudniej - wyjaśnia Jakóbik.