Budżet to nie domek z kart?
Rząd przyjął wstępny projekt budżetu na 2008 rok. Według niego, ma się utrzymać wzrost gospodarczy, wynagrodzenia mają wzrosnąć, a bezrobocie - spaść.
Deficyt budżetu ma wynieść 28,16 mld zł, dochody 246,99 mld zł, zaś wydatki - 275,15 mld zł. Problem tkwi w tym, że budżet się nie domyka i dlatego - jak podkreśla wicepremier Zyta Gilowska - może być traktowany tylko jako wstępny. Nie uwzględniono w nim części wydatków wynikających z decyzji Sejmu, które ten podjął na swoim ostatnim posiedzeniu. Skutki finansowe decyzji posłów oszacowane zostały wstępnie przez resort finansów na około 7 do 9 mld zł w odniesieniu do całego sektora finansów publicznych. MF spodziewa się za to dochodów większych niż 247 mld zł, ponieważ należy do nich doliczyć jeszcze środki z Unii Europejskiej, w kwocie być może powyżej 20 mld zł.
Resort finansów zakłada, że w 2008 r. dochody podatkowe budżetu mają wynieść 230 mld zł, a niepodatkowe - 16,9 mld zł. Projekt budżetu nie uwzględnia po stronie dochodów środków z UE. Z podatku VAT do budżetu ma wpłynąć prawie 112 mld zł, z akcyzy - ponad 52 mld zł, z podatku dochodowego od osób prawnych (CIT) - przeszło 27 mld zł, a z PIT - niemal 38 mld zł. Cło ma przynieść budżetowi prawie 2 mld zł, dywidendy - ponad 2 mld. Dochody jednostek budżetowych mają wynieść blisko 10 mld zł, a wpłaty jednostek samorządu terytorialnego - przeszło 2 mld.
W 2008 roku nakłady brutto na inwestycje mają wzrosnąć o 14,5 proc. (w 2007 r. wzrost ten wyniesie 21,5 proc.). Ministerstwo Finansów przewiduje ponadto, że w przyszłym roku realne tempo wzrostu PKB zwolni do 5,5 proc. z 6,5 proc., na jakim - według założeń resortu - ma się utrzymać w roku obecnym. Średnioroczna inflacja ma wynieść w 2008 roku 2,3 proc. Według prognoz budżetowych, na koniec przyszłego roku liczba bezrobotnych może zmniejszyć się do około 1,5 mln osób, a stopa bezrobocia do około 9,9 proc.
Mogą być problemy
Analitycy podchodzą do tego projektu dość ostrożnie. Zwracają uwagę na to, że po raz kolejny budżet tworzony jest w warunkach kampanii wyborczej i przez tę kampanię może być w dalszym ciągu kształtowany. Andrzej Bratkowski, główny ekonomista Banku Pekao, zwrócił uwagę, że w zeszłorocznym budżecie przyjęto bardziej realistyczne założenia i domagał się wyjaśnienia zgodnie z rachunkiem ekonomicznym podniesienia prognozy wydatków i wpływów przy niższym deficycie oraz wzroście w budżecie na rok 2008. Z kolei Piotr Bujak, ekonomista Banku Zachodniego WBK, uznał nowy budżet za "kolejny budżet straconej szansy", dowodząc, że choć podczas wysokiego wzrostu gospodarczego nie stwarza on niebezpieczeństwa, to może stać się katastrofalny, gdy dynamika PKB spadnie o 1-2 punkty.
Nawet Zyta Gilowska dostrzegła zagrożenia. - Grożą nam poważne problemy z budżetem, jeżeli Senat poprze i zgodzi się na zwiększenie ulgi prorodzinnej do 1145 zł na każde dziecko - zauważyła. - Jeśli tak się nie stanie, to w przyszłorocznym budżecie może zabraknąć 2 mld zł.
Analitycy ostrzegają też, że projekt budżetu zwiększa prawdopodobieństwo podniesienia stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej. Prof. Dariusz Filar, członek RPP, podkreślił, że w ostatnich miesiącach także inni jej członkowie zwracali uwagę, iż wzrost socjalnych wydatków budżetowych dodatkowo skłania ich do podwyżek stóp. W tej chwili podstawowa stopa NBP wynosi 4,75 proc. Zdaniem ekonomistów, może pójść w górę już w przyszłym miesiącu. Do końca przyszłego roku może natomiast wzrosnąć do 5,5 lub nawet 6 proc.
Nadmierny optymizm
Business Centre Club uważa, że założenia makroekonomiczne do projektu budżetu na 2008 r. są zbyt optymistyczne. Deficyt budżetowy na poziomie 28,16 mld zł nie sprzyja bowiem racjonalizacji wydatków i oddala perspektywę wejścia Polski do strefy euro.
- Przyjętą dynamikę PKB (5,5 proc.) trudno utożsamić z zasadą koniecznej ostrożności w planowaniu budżetowym i zapewnieniem odpowiedniego marginesu bezpieczeństwa - napisali przedstawiciele BCC w oficjalnym stanowisku organizacji. - A przemawiają za tym wąskie gardła na rynku pracy oraz najwyższy od lat stopień wykorzystania zdolności produkcyjnych w gospodarce, co z kolei ogranicza natychmiastowe efekty podażowe nowych inwestycji.
Według BCC, utrzymanie stopy inflacji na poziomie 2,3 proc. może być trudne, między innymi ze względu na wzrost wynagrodzeń w gospodarce. Zbyt optymistyczne są też założenia dotyczące przyrostu dochodów podatkowych. - Jest to tym bardziej niezrozumiałe, że zapowiada się słabszy okres pod względem przyrostu zatrudnienia i dynamiki wyników gospodarczych firm w związku z niższym tempem wzrostu sprzedaży - uważa BCC.
- Ten projekt ma takie same wady, jak budżety lat poprzednich i nie ma żadnych zalet związanych z próbą rozpoczęcia jakiejkolwiek zmiany w systemie finansów publicznych - powiedział Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. - Opiera się na takich samych złych konstrukcjach, jak w latach poprzednich, które powodują, że w Polsce mamy nadmierne opodatkowanie pracy. Podaje się oczywiście, że będzie niższy deficyt, ale pomija się, że w Polsce dług publiczny - który jest bardziej właściwą kategorią pokazującą skalę zagrożenia - sięga ok. 500 mld zł. Żaden rząd, również poprzednie, nie uczynił nic, aby zapobiec powiększaniu się długu publicznego, a jego obsługa coraz więcej kosztuje nas, podatników.
Realny do wykonania
- To na pewno nie jest budżet wzbudzający zachwyt, natomiast myślę że próby doszukiwania się w tym budżecie rzeczy gorszych niż w nim faktycznie zawarto, są przesadnie panikarskie - ocenił w rozmowie z "Gazetą Bankową" prof. Witold Orłowski, główny ekonomista PricewaterhouseCoopers. - To po prostu kolejny budżet, który przypieczętowuje fakt, że od kilku lat nie zrobiono nic w celu poprawy stanu finansów publicznych. Na pewno nie będzie żadnej katastrofy, ale budżet ten powiela wszystkie cechy budżetów z ostatnich lat, a przy tym jest to ostatni budżet, w którym nie widać "na wierzchu" rosnących problemów. Mamy obecnie szczyt koniunktury, ostatni moment żeby koniunktura sprzyjała poprawie sytuacji budżetu - dopiero teraz zaczną się problemy. Może nie będzie ich jeszcze widać w roku 2008, ale już w latach 2009-2010 się pojawią. Minister Gilowskiej udało się jeszcze utrzymać deficyt w rozsądnych granicach, ale pewnie za dwa lata nie będzie to już możliwe.
Zdaniem prof. Orłowskiego, projekt zakłada dość gwałtowny wzrost potrzeb pożyczkowych państwa, a takie zjawisko nie powinno mieć miejsca, kiedy gospodarka jest w stanie rozkwitu. W szczycie koniunktury gospodarczej, która nie będzie trwała wiecznie, nie ma bowiem miejsca na silne zadłużanie się państwa.
- Ustawa budżetowa nie marnuje żadnej szansy na reformę finansów publicznych, bo takiej reformy nie dokonuje się głównie poprzez budżet, a przez inne rozwiązania ustawowe - stwierdziła Aleksandra Natali-Świat, przewodnicząca sejmowej komisji finansów publicznych. - Między innymi poprzez Ustawę o finansach publicznych, a ta ustawa jest przygotowana i Sejm mógł się nią zająć. Niestety, głosami opozycji została zdjęta z porządku obrad. Dopiero ta ustawa pozwoliłaby na realne zmiany w konstrukcji budżetu. Ponad 70 proc. budżetu to wydatki sztywne - i to nie dlatego, że tak chce ten, kto kalkuluje projekt ustawy budżetowej, tylko dlatego, że jest to w ten sposób określone innymi aktami prawnymi.
W tym wstępnym projekcie jest wzrost nakładów na infrastrukturę, jest wzrost nakładów na naukę, a także na ochronę zdrowia i nie zgodziłabym się, że jest to budżet defensywny. Jednocześnie umożliwia on bardzo radykalne zmniejszenie obciążeń podatkowych, jak np. obniżenie składki rentowej. Na pewno nie jest to budżet nadmiernie optymistyczny i o tym świadczy choćby wprowadzone ostatnio obniżenie prognozy tempa wzrostu gospodarczego. Mogę się powołać na opinię prof. Orłowskiego, ekonomisty raczej nie należącego do apologetów aktualnej ekipy rządzącej, który mówi, że jest to budżet realny do wykonania.
Przypomnę też zdania, które padały rok temu, kiedy omawialiśmy budżet na rok 2007. Mówiono wówczas, że jest to budżet nierealistyczny, że przeszacowano w nim dochody - dzisiaj wiemy, że deficyt nie będzie w zaplanowanej wysokości 30 mld, tylko między 23 a 25, i to z tendencją ku mniej niż więcej. Okazało się, że prawdą było to, co my mówiliśmy, że to budżet szacowany ostrożnie, konserwatywnie. Myślę, że tak jest i w tym roku. Chciałabym podkreślić dwie rzeczy: deficyt budżetowy w wysokości 28 mld, czyli mniej niż wcześniej deklarowana kotwica budżetowa i jednoczesne uwzględnienie zmniejszonych obciążeń podatkowych, chociażby takich jak składka rentowa, która była bardzo mocno krytykowana jako zbyt duże obciążenie dla budżetu. Uważam, że jest to naprawdę dobrze skonstruowany budżet. Rząd musi do końca września podjąć ostateczną decyzję w sprawie kształtu budżetu na przyszły rok.
Tomasz Borkowski