Bylejakość życia codziennego przeszkadza w budowaniu prestiżu państwa

- Komuś mogłaby się zapalić czerwona lampka, że nie buduje się prestiżu państwa przez opowiadanie o świetnej historii, przez podkreślanie znaczenia patriotyzmu, jeśli równocześnie zwiększa się lub przynajmniej nie zmniejsza bylejakości życia codziennego. Od mieszania herbata nie zrobi się słodsza - powiedział Interii prof. Cezary Obracht-Prondzyński, socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego.

Aleksandra Fandrejewska: Jak to jest możliwe, że niewiele osób uważa za prestiżowe zajęcia i zawody, które powinny cieszyć się naszym zaufaniem, ponieważ to my wybieramy osoby na te stanowiska. Z niedawnego badania opinii publicznej wynika, iż działacz partii politycznej jest zajęciem prestiżowym dla 17 proc. ankietowanych, poseł na Sejm dla 19 proc., radny gminy dla co piątego respondenta, a dla co czwartego - minister.   

Prof. Cezary Obracht-Prondzyński, socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego: - Taka ocena jest odbiciem tego, jak oceniamy instytucje władzy publicznej. Oceniamy je kiepsko, z dystansem i tak się dzieje w wielu krajach, nie tylko w Polsce. Dramatycznie niski jest poziom zaufania i szacunku do klasy politycznej, czy urzędniczej w różnych miejscach w Europie. W ostatnich latach znacząco się obniżył. 

Reklama

- Dzieje się tak z różnych przyczyn: trudności w życiu codziennym, rozczarowania i przekonania, że politycy zajmują się sobą, a nie nami i naszymi problemami. Wielu Polaków ma przekonanie, że państwo nie zajmuje się ich życiowymi kwestiami, nie rozwiązuje problemów. Trudno jest budować zaufanie wobec państwa, obserwując co się dzieje z Polskim Ładem, jaki jest harmider podatkowy, jak rosną problemy związane z inflacją. Mam wrażenie, że politycy nie zastanawiają się nad konsekwencjami społecznymi swoich decyzji: nad tym, że wprowadzają rozwiązania, potem się z części wycofują, inne zmieniają. Są skoncentrowani na kwestiach technicznych, finansowych. Nie zdają sobie sprawy lub lekceważą wymiar społeczny czy mentalny swojej działalności. Takie postępowanie jak w przypadku Polskiego Ładu zawsze mnie mocno denerwuje, ponieważ wiem, że jego konsekwencją jest drastyczny spadek zaufania do państwa.

Czy to znaczy, że skuteczna jest metoda, którą stosuje władza, czyli dawanie pieniędzy - świadczeń dla niektórych grup społecznych, by uspokoić nastroje i wzbudzić zaufanie?

- Zawsze jest pytanie o sprawiedliwy koszt. Jeśli zwiększa się inflacja, to ktoś ponosi koszty tego zjawiska. Dla zaufania społecznego nie jest obojętne, kto to jest. Inflacja uderza w tych, którzy dostają świadczenia społeczne, ponieważ spada ich wartość realna. W ich przypadku dodawanie pieniędzy działa uspokajająco. Ale gwałtowny i wysoki wzrost cen mocno uderza także w tych, którzy starali się żyć solidnie, rzetelnie, odpowiedzialnie, czyli oszczędzali. 

- Premier Mateusz Morawiecki, gdy przyszedł do rządu, mówił, iż najważniejsze, aby ludzie oszczędzali, bo dzięki temu będziemy mogli inwestować. On i inni politycy apelowali do rozsądku, do odpowiedzialnego myślenia o swojej przyszłości. Premier zachęcał przecież do oszczędzania w specjalnych nowych funduszach emerytalnych - PPK. 

- Przy szybko rosnących cenach oszczędności tracą na wartości. Ludzie są rozczarowani. Żyje im się coraz trudniej. Mają wrażenie, że ktoś ich oszukał, bo pamiętają zapewnienia polityków czy szefa NBP sprzed kilku miesięcy i dodatkowo widzą, jaka politykę finansową prowadzi rząd. Teraz zaś dodatkowo usłyszeli, iż wydźwignięcie się z inflacji wymaga przysłowiowego zaciśnięcia pasa. Kto będzie zaciskał dziurki w pasku, na kogo spadną koszty? Ten, który ma bardzo dużo - poradzi sobie, ten, kto nie ma nic - nie będzie mógł nic oddać. 

- Najtrudniejsza będzie, czy już zaczyna być, sytuacja klasy średniej. Sporo osób ma kredyty, ich pensje nie rosną równie szybko jak inflacja. Polityka dawania świadczeń wybranym grupom jednych uspokaja, ale innych denerwuje, tym bardziej że rośnie ich poczucie życia w chaosie. Nie wiemy, co się będzie działo z naszymi pieniędzmi, z podatkami w najbliższych miesiącach. Jestem zdziwiony, że po takim bałaganie są jeszcze osoby czy grupy, które z poważaniem i prestiżem traktują ministrów i władzę państwową.

Grupa Polsat Plus i Fundacja Polsat razem dla dzieci z Ukrainy

Dlaczego referent w urzędzie cieszy się większym prestiżem w porównaniu do radnego gminnego?

- Na samorząd przerzuca się zły wizerunek funkcjonowania państwa. Instytucje publiczne (poradnie, szkoły, pomoc społeczna, transport publiczny) są pierwszymi miejscami, w których stykamy się z państwem. I to są instytucje samorządowe. Denerwuje nas, gdy samorząd podnosi ceny za wywóz śmieci, czy za media. Niektóre decyzje władzy lokalnej mogą wynikać z braku umiejętności zarządzania dobrami wspólnymi, ale najczęściej są konsekwencjami braku rozwiązań systemowych. 

- Niekiedy mam wrażenie, że celowo próbuje się na samorząd przerzucić odpowiedzialność za złe funkcjonowanie państwa. Komuś mogłaby się zapalić czerwona lampka, że nie buduje się prestiżu państwa przez opowiadanie o świetnej historii, przez podkreślanie znaczenia patriotyzmu, jeśli równocześnie zwiększa się lub przynajmniej nie zmniejsza bylejakości życia codziennego. Od mieszania herbata nie zrobi się słodsza.  

- Spójrzmy z perspektywy kogoś, kto mieszka na prowincji, o którą rzekomo tak dbają politycy. Tak mieszkam ja: na dalekiej prowincji od metropolii. Edukacja to jest dramat, tak wielkie jest rozgoryczenie i rozczarowanie ludzi pracujących w szkolnictwie. W ostatnich latach nic nie zrobiono dla edukacji, a społeczność nauczycielską dodatkowo pohańbiono przy okazji strajku sprzed kilku lat. Ochrona zdrowia: kiedyś mówiono, że trzeba mieć zdrowie, by się leczyć. Teraz dodajemy i pieniądze. Publiczna ochrona zdrowia działa coraz gorzej, jeśli ktoś jest chory i zdeterminowany, to korzysta z prywatnej pomocy. Jeśli nie ma pieniędzy, często nie ma szansy na szybką i efektywna pomoc medyczną. Transport publiczny - nadal jesteśmy wykluczeni. Jeśli nie dojeżdża do naszej miejscowości autobus, to nie pojedziemy do lekarza, młodzież nie pojedzie do wybranej szkoły oddalonej od miejsca zamieszkania.

- Jeśli zmienia się coś na lepsze w funkcjonowaniu placówek publicznych na prowincji, to głównie dzięki lokalnym organizacjom pozarządowym, społecznikom, prywatnemu biznesowi i samorządom. Władza centralna przekazuje niekiedy transfery finansowe, ale na zasadzie radźcie sobie. Nie zawsze możliwe jest takie lokalne radzenie sobie, potrzebne są rozwiązania systemowe, czyli krajowe.

Największym prestiżem cieszą się te zawody związane z ratowaniem życia i zdrowia: strażak, ratownik medyczny, lekarz i pielęgniarka...

- A policja?

Policji nie ma wśród najbardziej prestiżowych profesji. Jest w środku peletonu pomiędzy sprzedawcą, artystą muzykiem a dziennikarzem.

- Gdy słyszę lub czytam, że szanujemy tych, którzy dbają o nasze bezpieczeństwo, to zawsze sprawdzam oceny społeczne zawodów: strażaka, oficera zawodowego i policjanta.

W ankiecie, którą przywołuję, strażak jest zawodem prestiżowym dla 81 proc. ankietowanych, oficer zawodowy (kapitan) dla 53 proc. a policjant dla 42 proc.

- Policjant powinien być zawodem zaufania społecznego. Trudno ufać państwu, jeśli nie darzy się szacunkiem policji. Niestety w ostatnich latach zaufanie do policji wyraźnie się zmniejszyło. Taka ocena wynika ze sposobu, w jaki władza wykorzystywała policję. Zwykle w miasteczku trudno zauważyć policjanta. Jednak, gdy zebraliśmy się w niedużą grupę osób, by zaprotestować w jakiejś sprawie, to na ulicach pojawiło się tylu funkcjonariuszy, że nawet nie przypuszczałam, że jest ich tak wielu w naszej okolicy. Dlaczego ich wezwano? Bo chcieliśmy coś powiedzieć? Przedstawić swoje argumenty? I znów istnieje dysproporcja pomiędzy zadęciem "za mundurem panny sznurem" a realnością. Cieszy mnie, że pomimo negatywnych kampanii, pomimo pandemii, nadal poważaniem cieszą się lekarze czy pielęgniarki. Przecież nie tak dawno temu, gdy pielęgniarki i lekarze upominali się o podwyżki i zmianę organizacji ich pracy, to usłyszeliśmy haniebne hasło "pokaż lekarzu, co masz w garażu". To pokazuje, że Polacy są rozsądni.

Jak to jest z naszym zaangażowaniem społecznym? Od trzech miesięcy jako pospolite ruszenie pomagamy Ukraińcom i Ukrainie, a rzadko angażujemy się w działania samorządu lokalnego. Nie bijemy się o to, by zostać radnymi, wójtami, sołtysami.

- Gdy patrzymy na aktywność obywatelską i społeczną Polaków, to jedno oko się śmieje, a drugie płacze. Gdybyśmy wpisywali wszystkie działania społeczne w ciągu roku w jakiejś miejscowości czy w gminie, to powstałaby gruba księga. Takich działań jest mnóstwo: od zbierania śmieci, wspólnego zagospodarowania trawnika, spotkań koła gospodyń wiejskich czy dbania o parafię. Młodzi skupiają się wokół różnych działań. To są bardziej działania asocjacyjne niż tworzenie organizacji pozarządowych. Oko się śmieje. Jednak gdy porównamy naszą obywatelską aktywność z działaniami w innych krajach, to oko zaczyna łzawić. A gdy pomyślimy, ile moglibyśmy wspólnie zdziałać, to także płaczemy.

- Jednak czym innym jest działalność społeczna, a czym innym zaangażowanie w działalność instytucji i władzy. Dotykamy kwestii odpowiedzialności. Ludzie często nie chcą ponosić odpowiedzialności, uciekają od niej, tym bardziej że zdają sobie sprawę, jak wielkie są oczekiwania i potrzeby w porównaniu do możliwości. Dodatkowo niechętnie chcemy ujawniać majątek, pozwolić, by wszyscy mogli się o nim dowiedzieć. Ten przepis wprowadzono ze względów antykorupcyjnych, ale czy rzeczywiście tak działa, czy nie można go obejść? Wielu magików pokazało, że można. Przypuszczam, że także z powodu konieczności składania oświadczeń niewielu lokalnych przedsiębiorców angażuje się w pracę samorządów lokalnych.

Wśród zawodów cieszących się poważaniem są takie, w których zarobki są przeciętne lub niskie. Czy ma to znaczenie dla wyborów zawodowych młodych ludzi?

- Ma. Tam, gdzie to jest możliwe, choćby w ochronie zdrowia, lekarze, rehabilitanci, pielęgniarki zarabiają równocześnie w publicznych i prywatnych placówkach. W nie wszystkich zawodach jest to możliwe. Nauczyciel może udzielać korepetycji, ale często oznacza to, że działa w szarej strefie. 

- Sfera usług publicznych gwałtownie się prywatyzuje i to w sposób patologiczny. Polega to na tym, że zastępujemy sferę publiczną prywatną nie dlatego, że chcemy, tylko, że musimy, po to by skorzystać z potrzebnych usług. Sporą cześć osób nie stać na uzyskanie prywatnego wsparcia opiekuńczego dla osób chorych czy starszych, logopedycznego czy psychologicznego dla dzieci, medycznego czy edukacyjnego albo artystycznego. Jeśli zawody prestiżowe, związane z ratowaniem zdrowia i życia, z kształceniem nie będą dobrze opłacane, to problemy kadrowe będą coraz poważniejsze. Pewnie nie miałby kto uczyć matematyki w szkołach, gdyby równocześnie odeszły na emeryturę wszystkie matematyczki, które osiągnęły wiek emerytalny. O starzeniu się populacji lekarzy i pielęgniarek wiemy od wielu lat. Katastrofa na razie odłożona jest na kilka lat, ale się zbliża. Dotyczy także urzędników, wielu przechodzi do biznesu, w którym też jest potrzebna obsługa administracyjna, a który płaci lepiej, niż zarabia się w administracji państwowej czy samorządowej. Kłopoty kadrowe widoczne są także w nauce. Obecna płaca minimalna jest o niespełna 140 zł niższa niż pensja asystenta, a wielu profesorów akademickich zarabia mniej, niż wynosi przeciętna płaca w przemyśle. I choć mówimy o zawodach cieszących się poważaniem, to chętnych do ich wybierania i trwania w tych profesjach jest coraz mniej.

Rozmawiała Aleksandra Fandrejewska

*W rozmowie internetowe badanie panelowe przeprowadzone przez SW Research pytano respondentów: “Jakim poważaniem darzysz osoby o poniższym zawodzie/funkcji?"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zawody | państwo | samorządy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »