CAS demaskuje telekoszty
Zamiast bronić TP SA, politycy powinni pamiętać o podatniku i użytkowniku telefonii - uważają eksperci.
Eksperci Centrum im. A. Smitha (CAS) obawiają się, że hasło
globalnego społeczeństwa informacyjnego będzie w Polsce
tylko figurą retoryczną, gdyż przyjęty u nas swoisty model
demonopolizacji i prywatyzacji rynku telekomunikacji
sprowadza się w praktyce do pazernych oczekiwań
maksymalizacji wpływów budżetowych.
Od lat Polska jest przedostatnia wśród 29 krajów OECD i
Europy Środkowej, pod względem dostępu do infrastruktury
informatycznej - stwierdził wczoraj dr Michał Goliński, szef
naukowy Instytutu E-Gospodarki CAS i wykładowca SGH.
Ceny za usługi są nawet 20-krotnie wyższe niż w Unii
Europejskiej (UE). A korzystne zmiany w dziedzinie łączności i
przekazu w Polsce pojawiają się wyłącznie tam, gdzie wpływy
państwa są znikome (np. w telewizji kablowej i satelitarnej).
Stale 2 mln osób czeka na telefon i nie zmienia tego rozrost, jak
widać - zbyt wolny, sieci Telekomunikacji Polskiej. Tymczasem
firma ta traktowana jest absurdalnie jak skarb narodowy, a nie
jako powód opóźnień cywilizacyjnych - podkreślił Tomasz
Kulisiewicz, szef magazynu Teleinfo. Skrytykował pakiet
socjalny dla załogi TP SA, jako warunek prywatyzacji spółki.
Mówi się o kilkuletnich gwarancjach dla pracowników, choć to
przecież nie górnicy i nie mieliby problemów z dobrym zajęciem
w innych firmach.
Krzysztof Dzierżawski, doradca CAS, wykazał, że tylko pod
presją UE następuje u nas demonopolizacja rynków, przy
oporze polskich polityków, broniących "interesu narodowego"
drenażem kieszeni podatników. Skutek? Opłaty dla budżetu
odbierają prywatnym firmom środki na inwestycje - ocenił.
Wątpliwe jest też, czy budżet państwa uzyska ponad 3 mld
USD za rynek telefonii UMTS, jeśli obywatele mieliby z niej
szybko skorzystać.