Cenzura w podręcznikach
Podręczniki szkolne są recenzowane, a nie cenzurowane; robią to pracownicy nauki - zapewnia minister edukacji Ryszard Legutko. Jednocześnie dodaje, że jeśli są sygnały o nieprawidłowościach dotyczących tej kwestii, to sprawa zostanie sprawdzona.
W piątek "Gazeta Wyborcza" napisała, że wydawcy podręczników szkolnych skarżą się, że pracująca w Ministerstwie Edukacji Narodowej urzędniczka, która podejmuje decyzję o przyznawaniu podręcznikom specjalnego atestu - dopuszczającego je do użytku szkolnego - "stosuje cenzurę".
Według "GW", zatrudniona w MEN jeszcze przez poprzedniego szefa resortu Romana Giertycha, katechetka i działaczka Stowarzyszenia Rodzin Katolickich z Wrocławia Teresa Izworska od kwietnia odmawia atestu podręcznikowi do polskiego do V klasy szkoły podstawowej z popularnej serii "To lubię" Wydawnictwa Edukacyjnego.
Jak czytamy, powodem jest recenzja językoznawcy z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Krystyny Waszak, która uznała, że podręcznik zawiera szkodliwe "propagandowe" treści ekologiczne i jest za mało patriotyczny. "W podręczniku nie istnieje Polska, prawie nie ma w nim Polaków - są ludzie i zwierzęta. To stawia pod znakiem zapytania sens jego publikacji" - taki fragment recenzji przytacza gazeta.
"GW" napisała także, że od czerwca na atest czeka podręcznik do historii dla liceów z serii "Poznać przeszłość, zrozumieć dziś" wydawnictwa Stentor. Jak poinformował gazetę właściciel wydawnictwa Piotr Marciszuk, jeden z recenzentów - dr Małgorzata Żaryn - "sugeruje m.in. usunięcie fragmentów o polskim antysemityzmie czy zajęciu przez Polskę Zaolzia w 1938 r. To treści - jak określa - +nie do końca pożądane+".
Minister edukacji Ryszard Legutko, pytany w piątek przez dziennikarzy o sprawę, podkreślił, że podręczniki nie są cenzurowane tylko recenzowane. "Recenzje są zamawiane zwykle u bardzo poważnych ludzi, najczęściej pracowników naukowych" - dodał. Zaznaczył, że dobór recenzentów jest staranny, "nie ma powodu, żeby nie wierzyć tej selekcji".
Minister przyznał, że co prawda sam nie czytał wszystkich recenzji podręczników, to nie widzi powodu żeby nie wierzyć zawartym w nich konkluzjom. "Jeśli jednak są sygnały, że coś jest nie tak, to sprawa zostanie sprawdzona" - zadeklarował.
Legutko mówił także, że zawsze istnieje pewne napięcie między interesami wydawców i ministerstwa. "Wydawcom zależy na wydawaniu swoich książek w jak największych nakładach, a ministerstwu zależy na starannej selekcji podręczników. Czasami te interesy mogą ze sobą kolidować. Mnie przede wszystkich chodzi o jakość książki i pod tym kątem dobierani są recenzenci" - powiedział.