Chiny zwiększają kontrolę nad firmami technologicznymi

Chiny przyłączają się do działań państw zachodnich idących w kierunku zahamowania wzrostu hegemonii wielkich cyfrowych gigantów. Kontekst działań może być jednak nieco inny. Pekinowi chodzi także o dostęp do danych o konsumentach, którymi te firmy dysponują.

Chiński sektor technologiczny, obok amerykańskiego, należy do największych na świecie. Skumulowana wartość 10 największych firm (mierzona kapitalizacją) przekraczała w połowie kwietnia 2,5 biliona dolarów, choć pół roku temu była jeszcze wyższa. Spółką o najwyższej wartości (770 mld dolarów) jest Tencent, któremu ustępuje Alibaba (630 mld dolarów), choć sama jej spółka zależna Ant Group w listopadzie, w przeddzień zawieszania jej debiutu giełdowego wyceniana była na 200 mld dolarów. Do firm, których wyceny przekraczają 100 mld dolarów zaliczyć też trzeba Meituan Dianping, platformę sprzedaży artykułów konsumpcyjnych, rozrywki i dostaw żywności (240 mld dolarów) oraz platformy e-commerce JD.com i Pinduoduo.

Reklama

Chiny mogą pochwalić się także ponad 140 z 600 globalnych jednorożców, czyli start-upów wycenianych na przynajmniej 1 mld dolarów. Największym z nich jest Bytedance, do którego należy społecznościowy serwis video TikTok (140 mld dol.) oraz firma przewozowa Didi Chuxing (62 mld dol.). Warto też zwrócić uwagę na Ping An, wart ponad 200 mld dolarów - konglomerat prowadzący działalność w zakresie ubezpieczeń, ochrony zdrowia, nieruchomości i wielu usług finansowych.

Praktyki monopolistyczne

Krajowy rynek zmonopolizowali najwięksi gracze. Platformy należące do Alibaby kontrolują ponad 70 proc. rynku e-commerce, co równe jest jednej czwartej wartości chińskiego handlu detalicznego. Wraz z JD.com i Pinduodo oznacza to aż 90 proc. wartości e-commerce. Dodatkowo Ant Group (dawniej Alipay) ma ponad 700 mln użytkowników, którzy za pomocą jego super aplikacji płacili za nabywane towary. Udział firmy w rynku kredytów konsumenckich przekracza 20 procent co przekłada się na ponad 320 mld dolarów zadłużenia z ich tytułu. Podobna sytuacja jest na rynku dostaw żywności, gdzie Meituan i należąca do Aibaby aplikacja ele.me kontrolują 90 proc. rynku.

Monopolizacja nie polega jednak tylko na udziałach w rynku, ale przede wszystkim praktykach, które do nich prowadzą lub je utrzymują. Wiele firm uniemożliwia bowiem użytkownikom posługiwania się aplikacjami konkurentów. Na przykład WeChat, komunikator należący do Tencenta nie zezwala na udostępnianie video z platformy Douyin (TikTok) lub klikanie na linki, które przekierowują użytkowników na serwisy zakupowe Alibaby jak TaoBao i Tmall. Jednocześnie, dokonując zakupów na tych ostatnich platformach niemożliwe jest rozliczenia ich za pomocą aplikacji płatniczych Tencenta (WeChatPay). Z kolei serwis zakupowy JD.com, w którym udziały ma Tencent nie akceptuje płatności Alipay.

Praktyki wzajemnego blokowania się dotyczyły do niedawna znacznej części firm technologicznych w Chinach, co tłumaczono intencją osiągnięcia "najlepszego doświadczenia użytkowników". Ci jednak odkrywali, że lojalni abonenci, zamknięci w wewnętrznych ekosystemach gigantów, płacili za towary i usługi więcej niż nowo pozyskani klienci. Dodatkowo platformy Meituan, Didi i Crip (podróże) zostały oskarżone o wykorzystywanie danych o zakupach klientów w procederze podwyższania im cen, na co ukuto termin "dźganie danymi w plecy".

O tym, że są one stosowane przekonanych było w 2019 roku aż 88 procent badanych użytkowników. Podobne praktyki firmy technologiczne stosowały w odniesieniu do niezależnych dostawców sprzedających swoje towary poprzez cyfrowe platformy. Wymuszano na nich zobowiązanie do niekorzystania z konkurencyjnych serwisów, wspierając taką politykę (tzw. wybierz jednego z dwóch) subwencjami, premiami od wartości obrotu lub blokując bądź spowalniając ruch na stronach niepokornych dostawców.

Monopolizację niektórych rynków wzmacniały przejęcia mniejszych graczy technologicznych przez gigantów rynku. Triada BAT czyli Baidu, Alibaba i Tencent dokonała w ciągu 20 lat ponad 160 przejęć firm z wielu sektorów, poczynając od dostawców żywności przez producentów gier po samochody autonomiczne - podaje CB Insights. Aż 14 transakcji opiewało na kwoty przekraczające miliard dolarów. A najbardziej aktywny w tym zakresie był prowadzący najszerszą działalność Alibaba.

Negatywne reakcje chińskiej opinii publicznej wzbudzały też praktyki pracownicze gigantów online. Pekińskie Stowarzyszenie Konsumentów w raporcie z sierpnia 2020 roku wskazuje na fakt, że dostawcy żywności pracujący na ich rzecz wykonują zadania pod presją algorytmów, co wiąże się z karami za spóźnienia i zwiększa ryzyko wypadków. Platformy wymuszają też wyczerpującą pracę zgodnie z doktryną Jacka Ma, założyciela Alibaby, który wprowadził zasadę "996" - praca od 9 rano do 9 wieczorem przez 6 dni w tygodniu, co służyć ma "szczęściu i nagrodom za ciężką pracę".

Działania wychowawcze

Jeszcze do niedawna chiński sektor technologiczny był chlubą Chin, stając się częścią strategii Made in China 2025 mającej doprowadzić do uzyskania światowego przywództwa w zakresie technologii cyfrowych i sztucznej inteligencji, a Jack Ma urastał do rangi bohatera narodowego, którego podobizna znalazła się na rządowych plakatach. Stąd istniejące ustawodawstwo dotyczące praktyk monopolowych czy ochrony danych osobowych nie było zbyt rygorystycznie egzekwowane przez Państwową Administrację Regulacji Rynku (SAMR). Do tej pory władze centralne podjęły poważną interwencję w sektorze technologicznym tylko raz - w roku 2018  - w odniesieniu do branży pożyczek społecznościowych (peer-to-peer). Choć początkowo przedstawiciele władz w osobie premiera Li Keqianga werbalnie wspierali innowacyjne przedsięwzięcia. Może dlatego działania były spóźnione - około 50 mln drobnych inwestorów straciło ponad 120 mld dolarów w wyniku niespłaconych pożyczek, a 5 tysięcy platform zbankrutowało lub je zamknięto.

Obecny etap wzmacniania i egzekwowania regulacji wobec wielkich firm technologicznych rozpoczął się w listopadzie ubiegłego roku, kiedy niespodziewanie zawieszony został, opiewający na 37 mld dolarów, debiut giełdowy Ant Group, a Jack Ma został wezwany na rozmowy z regulatorami. Władze coraz krytyczniej spoglądały na wzrost potęgi chińskich rekinów cyfrowych, a w przypadku założyciela Alibaby także irytowały jego aroganckie komentarze wobec podmiotów systemu finansowego. Pierwszy raz w oficjalnym stanowisku dotyczącym gigantów technologicznych wystąpił przewodniczący Xi Jinping, zwracając się do członków Komisji Regulacji Bankowości i Ubezpieczeń, aby śmielej wykonywali swoje obowiązki nadzorcze. Działania wobec Ant Group nie były przypadkowe. Firma przed IPO wyceniana była cztery razy wyżej niż amerykański bank Goldman Sachs, sprawowała kontrolę nad znaczną częścią przepływów pieniężnych i kredytach detalicznych w Chinach, mając dostęp do danych setek milionów chińskich obywateli.

Xi ponownie zabrał głos w marcu bieżącego roku, wskazując na "konieczność złamania monopoli, promocję konkurencji i zapobieganie nieuporządkowanej ekspansji kapitału". Wystąpienie to stanowiło wyraźne odniesienie do innych graczy w sektorze high-tech. Regulatorzy nie zwlekali i ukarali grzywnami 12 największych firm technologicznych. Miały one jednak charakter symboliczny i wychowawczy, gdyż opiewały jedynie na równowartość 77 tys. dolarów. Jednak to wystarczyło, aby wartość kapitalizacji Tencenta na giełdzie spadła o ponad 60 mld dolarów.

Dochodzenie antymonopolowe prowadzone przez SAMR wobec Alibaby miesiąc później zaowocowało znacznie wyższą karą, w wysokości 2,8 mld dolarów. Wskazano jednocześnie na konieczność podjęcia "działań korekcyjnych" w postaci zaprzestania monopolistycznych praktyk na jej platformach cyfrowych. Wysokość kary nie była jednak dolegliwa, bo według prawa mogła wynieść nawet 10 proc. wartości przychodów z 2019 roku, a ograniczona została do 4 procent, co ważniejsze model biznesowy firmy nie został w jakikolwiek sposób podważony. Porównawczo, sześć lat temu grzywna dla amerykańskiego Qualcomm Inc. była relatywnie trzy razy wyższa.

Reakcja kierownictwa Alibaby, szczególnie biorąc pod uwagę standardy zachodnie, była zadziwiająca. Jeszcze w marcu z funkcji zrezygnował Simon Hu, dyrektor zarządzający Ant Group, który jak Jack Ma poświęci się działalności dobroczynnej, a później cały koncern podziękował w otwartym liście regulatorom, stwierdzając, że "rozwój firmy nie byłby możliwy bez zdrowych regulacji, właściwego nadzoru i wsparcia organów państwa". To niestandardowe zachowanie jak na potentata, który wskutek działania władz stracił ćwierć biliona dolarów wartości giełdowej, ale nie w warunkach, gdzie wszystko podporządkowane jest nadzorowi potężnego aparatu KPCh. Tym bardziej, że kierownictwu może nie podobać się zaangażowanie Alibaby w inne sektory, przede wszystkim media. Być może więc zaistnieje konieczność wycofania się konglomeratu z udziałów w Weibo, odpowiedniku chińskiego Twittera  i wpływowego, wydawanego w Hongkongu dziennika South China Morning Post. Co dziwi o tyle, o ile ten ostatni tytuł uznawany był za instrument chińskiej "soft power" i kreowania pozytywnego wizerunku Państwa Środka na świecie.

Innym elementem dotyczącym branży cyfrowej i wywołującym negatywny odbiór władz jest zatrudnianie przez graczy na wysokich stanowiskach zarządczych w sektorze byłych pracowników agend rządowych. Takich specjalnych miejsc pracy doliczono się w roku 2019 ponad 4800. To oni w znacznej części lobowali u poprzednich pracodawców, wywierając presję na liberalne podejście do stosowania regulacji i sprawiali, że konglomeraty wygrywały większość spraw w sądach. Dlatego właśnie ich obwinia się dziś o zaniechania i opóźnienia w egzekucji nadzoru, a władze w Pekinie wprowadzają ograniczenia w zatrudnieniu dla byłych oficjeli.

Kontrola danych

Działania wobec Alibaby, w mniejszym stopniu pozostałych firm, trudno jednak traktować jako próbę podważenia roli sektora technologicznego, bo przekreślałoby to globalne chińskie ambicje i podważało cyfrową strategię. Wynika to z publikacji "Renmin Ribao", organu KPCh. Zgodnie z chińskim przysłowiem akcja "zabij kurę, żeby przestraszyć małpy" służy raczej przywróceniu właściwych proporcji między sektorem technologicznym a rolą KPCh. Dynamika rozwoju sektora może być jednak nieco ograniczona i bardziej kosztowna. Głównie z uwagi na wyższe koszty programów utrzymania klientów i dostawców, możliwe wyższe wymogi kapitałowe dla firm takich jak Ant Group i Tencent, podobne jak stosowane wobec banków.

Najbardziej dolegliwe może się okazać otwarcie zasobów danych pozyskanych od konsumentów. Planowane jest powołanie instytucji, która kontrolowałaby mechanizmy przepływu danych i dostęp do nich tak, aby żaden podmiot nie mógł przez to osiągnąć nieusprawiedliwionej przewagi rynkowej. Członkami jej byłyby firmy technologiczne, ale nadzór pozostawałby po stronie Ludowego Banku Chin. To chińska wersja polityki "otwartych danych", której beneficjentem będzie także państwo, choć według istniejącego prawa o prywatności obecnie to konsument decyduje, z kim je dzieli. To może się jednak szybko zmienić.

Mirosław Ciesielski

Wykładowca akademicki, opisuje rynki finansowe, zmiany na rynku fintechów i start-upów.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: Chiny | firmy technologiczne | nowe technologie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »