Ciemna strona rekrutacji

O dostaniu się na studia dzienne powinien decydować wynik postępowania rekrutacyjnego. Jednak tych, którym się nie powiodło, rektor może wpuścić na uczelnię kuchennymi drzwiami. Z tej ukrytej drogi często korzystały dzieci przyjaciół i osób publicznie znanych. W tym roku akademickim rekrutacja powinna być jawna.

Rektorzy zrzeszeni w Konfederacji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) od dawna postulują, by listy z punktacją uzyskaną przez kandydatów na egzaminie wstępnym były jawne. Znane powinny być także powody uwzględnienia odwołań kandydatów, którzy nie zdali egzaminu, ale zostali przyjęci. Większość uczelni jednak nie podaje pełnych wyników.

- Na wielu wydziałach Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu nie ujawnia się punktacji, a także utrudnia zapoznanie z pełnym regulaminem rekrutacji - żali się jedna ze studentek Instytutu Psychologii. W tym roku punktację zdobytą na egzaminie ukrył też Instytut Politologii na Uniwersytecie Szczecińskim.

Reklama

Student z polecenia

KRASP proponuje też, by szkoły wyższe zlikwidowały tzw. miejsca rektorskie, dzięki którym władze uczelni według własnego uznania mogą przyjąć od kilku do kilkunastu osób na różne kierunki studiów. Większość uczelni rzeczywiście pozbawiła rektorów możliwości rozdawania indeksów, ale nie wszystkie. Takim prawem nadal dysponuje np. rektor lubelskiej Akademii Rolniczej i sanockiej Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Ponadto uczelnie organizują tzw. hufce pracy, które łatwo mogą zamienić się w miejsca rektorskie.

Osoby, które nie zostały przyjęte do warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej w wyniku postępowania kwalifikacyjnego, mogą ubiegać się o miejsce w Studenckim Hufcu Pracy. Jeśli się dostaną, po roku nauki i darmowej pracy na rzecz uczelni zostaną wpisane na listę studentów. Nabór do SHP ogłasza rektor. On także decyduje o tym, kto został przyjęty. Swoich decyzji jednak nie ujawnia.

W SHP zaczynali studia znani, m.in. Kacper Gąsiennica Byrcyn, syn dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego, Stanisław Marcinkiewicz, syn obecnego premiera, oraz nieznani, np. Marcin Kleszcz czy Jacek Duda. Niewiele osób wie jednak, jak naprawdę poszły im egzaminy. Dlatego już 4 lata temu część studentów postulowała, aby określić limit punktów pozwalających ubiegać się o przyjęcie do hufca, ujawnić listę zakwalifikowanych, a rekrutację powierzyć organowi kolegialnemu. Do dziś żaden nie został spełniony.

Prawne bezprawie

Warunki i tryb rekrutacji ustala senat uczelni. To, co postanowi, praktycznie jest nie do podważenia, chociaż regulamin rekrutacji należy jeszcze przesłać do ministra edukacji. Zgodnie z nieobowiązującą już ustawą o szkolnictwie wyższym, minister mógł zgłosić zastrzeżenia, które senat uczelni powinien uwzględnić. Według prawa obowiązującego od 1 września 2005 r., minister może stwierdzić nieważność uchwały organu kolegialnego uczelni lub decyzji rektora uczelni, z wyłączeniem decyzji administracyjnej, w przypadku stwierdzenia jej niezgodności z przepisami prawa.

Kiepski nadzór

Minister edukacji nie dopatrzył się nieprawidłowości jeszcze w ani jednej uchwale rekrutacyjnej. Pod wpływem opinii publicznej skontrolował jedynie proces rekrutacji w Akademii Bydgoskiej, gdzie trzynaście osób dostało się na anglistykę, ponieważ rektor obniżył próg wymagań przy przyjęciu na studia, oraz na Uniwersytecie Gdańskim. Jednak do ujawnienia liczby punktów zdobytych na egzaminie osób przyjętych z odwołania rektora UG zmusił dopiero wyrok sądu administracyjnego.

Zgodnie jednak z nową ustawą postępowanie rekrutacyjne musi być jawne. Wszystkie uczelnie będą musiały ujawnić listę wszystkich osób, które dostały się na studia, oraz liczbę zdobytych przez nie punktów.

Furtka dla pechowców

Niektóre wydziały Uniwersytetu Warszawskiego wprowadziły studia przemienne, na których student uczy się oraz pracuje od 15 września do 15 lipca na rzecz uczelni 20 godz. tygodniowo, otrzymując za to ok. 500 zł wynagrodzenia. Na takie studia mogą być przyjęte osoby, którym do zdobycia indeksu zabrakło kilku punktów. Lista przyjętych jest jawna. W tym roku, np. na studia przemienne w Uniwersyteckim Kolegium Kształcenia Nauczycieli Języka Angielskiego przyjęto 4 osoby, w tym jedną, która zdobyła tylko 51,34 punktów. Aby dostać się do kolegium należało

uzyskać minimum 71,44 punktów.

Jolanta Góra

OPINIA

prof. Tadeusz Tomaszewski, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego
Na moim wydziale w tym roku limit miejsc wynosił 400, a i tak przyjęliśmy kilka osób więcej. Tak więc nie byłoby miejsca dla studentów-pracowników. Na niektórych wydziałach nie ma jednak wystarczającej liczby studentów i tam rzeczywiście kandydatom z mniejszą liczbą punktów można zaproponować studia przemienne.

Zasady rekrutacji muszą być jednak bardzo konkretne, przejrzyste, a listy przyjętych - jawne. Powinny figurować na nich tylko te osoby, które na liście rankingowej osób przyjętych na uczelnię znalazły się tuż pod kreską. Jeśli jednak dostają się i takie, którym brakuje kilkunastu punktów, to ta forma nauki zamienia się w miejsca rektorskie.

Gazeta Prawna
Dowiedz się więcej na temat: jawne | minister | rektor | studia | szkoły
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »