Cuda z eksportem
Skokowy wzrost białoruskiego eksportu, który w obliczu faktycznej recesji popytu wewnętrznego stał się głównym motorem napędzającym gospodarkę, przyniósł znaczną poprawę wskaźników makro Białorusi. To dodało pewności siebie obozu władzy w Mińsku, bo pozytywne trendy zmniejszyły nieco presję, jaką władze odczuwają w związku z koniecznością spłaty zadłużenia zagranicznego. Jednak ten "cud eksportowy" ma charakter koniunkturalny, a przez to krótkotrwały.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
We wrześniu inflacja na Białorusi wyniosła w skali miesiąca 1,33 proc., co oznacza, że licząc rok do roku przekroczyła ona 10 proc.. Stało się tak, mimo, że jeszcze w lutym władze oficjalnie zamroziły ceny na 62 "znaczące socjalnie" towary konsumpcyjne, a od początku marca ogłosiły, że ich ceny nie mogą wzrosnąć w ciągu miesiąca więcej niźli o 0,2 proc.
Jednak to posunięcie niewiele dało, co nie znaczy, iż kolejne kroki tego rodzaju nie nastąpią w najbliższym czasie. Wręcz przeciwnie, sądząc z publicznych wypowiedzi Aleksandra Łukaszenki walcząc z inflacją rządzący odwołają się do metod administracyjnej kontroli cen. Spotykając się na początku października z przedstawicielami związków zawodowych i kooperatyw białoruski dyktator zapowiedział "walkę z drożyzną", w co ma włączyć się zarówno państwowy Komitet Kontroli Państwowej jak i kontrolowane przez władze związki zawodowe. Nie chodzi w tym wypadku wyłącznie o populistyczne hasła czy odwoływanie się Łukaszenki do własnej polityki z początków prezydenckiej kariery, która rozpoczęła się właśnie od urzędowego zamrożenia cen, lecz o znacznie poważniejszy problem. Otóż, jak wynika z ostatnich badań przeprowadzonych zarówno przez brytyjski Chatham House jak i Centrum Nowych Idei, władzy udało się do pewnego stopnia odbudować swą społeczną bazę, jednak napięcie polityczne się utrzymuje co oznacza, że w bardziej sprzyjających okolicznościach, na przykład przy okazji zapowiadanego referendum w związku ze zmianami konstytucyjnymi, może wybuchnąć ponownie.
Gdyby wybory odbyły się teraz to Łukaszenka nie miałby szans w nich wygrać, choć zdaniem niektórych ekspertów byłby w stanie pokonać Swietłanę Cichanouską, ale już nie Pawła Łatuszko czy odsiadującego drakoński wyrok Wiktara Babaryko. Wyborów zresztą najprawdopodobniej szybko nie będzie. Ostatnio władze poinformowały o przeniesieniu na przyszły rok wyborów do lokalnych samorządów, które w świetle nowych planów mają się odbyć w roku 2022. Badania pokazały, że jeśli chodzi o nastroje polityczne na Białorusi, to rozłożyły się one następująco - 36 proc. ankietowanych można uznać za zwolenników opozycji, identyczna liczba uważa się za "niezaangażowanych", nie chcąc się afiliować po żadnej ze stron politycznego sporu, zaś 28 proc. to sympatycy Łukaszenki. Mamy w tym wypadku do czynienia ze względnie trwałymi podziałami, które utrzymują się, w opinii socjologów, praktycznie w niezmienionej postaci, od przeszło roku. Jednak silnie zaznaczył się też podział na Mińsk i inne duże miasta w rodzaju Brześcia czy Grodna i prowincję, która jest mniej politycznie aktywna i w większym stopniu popiera reżim. Ale w małych ośrodkach miejskich problemy bytowe, w tym wysoka inflacja oznaczająca spadek realnych wynagrodzeń jest w coraz większym stopniu odczuwalna, co oznacza, że wzrost cen uderza przede wszystkim w ośrodki lojalne wobec reżimu, a to z punktu widzenia politycznych rachub Łukaszenki jest zjawiskiem potencjalnie niezwykle groźnym.
Perspektywy zahamowania trendów inflacyjnych są raczej niewielkie przede wszystkim z tego względu, że Białorusini oczekują jeszcze jej wzrostu. Z wrześniowych badań Banku Centralnego wynika, że obywatele spodziewają się inflacji w skali roku na poziomie 13,3 proc.; mało tego - 20,4 proc. ankietowanych jest zdania, że wzrost cen w najbliższym czasie jeszcze przyspieszy a 64,2 proc., że nie zwolni i utrzyma się na dotychczasowym poziomie.
Z sondażu tego wynika również, że Białorusini spodziewają się w nieodległej przyszłości znaczącego pogorszenia sytuacji gospodarczej kraju i z tego powodu powstrzymują się przed większymi zakupami, nie mówiąc już o inwestycjach np. w nieruchomości. We wrześniu 40 proc. ankietowanych deklarowało, że "nie miało większych wydatków" w ostatnich miesiącach, zaś kolejne 18 proc. relacjonowało, że wydawali większe kwoty wyłącznie na leczenie. Zdaniem ekspertów przeważają negatywne nastroje, o czym świadczy również to, że 74,7 proc. ankietowanych w badaniu Banku Centralnego było zdania, że "teraz nie czas na duże zakupy" finansowane kredytami. 78,5 proc. Białorusinów nie ma zaufania do waluty narodowej, podobnie do systemu bankowego, któremu ufa jedynie 10 proc. ankietowanych.
Te obawy Białorusinów nie korespondują z opiniami władzy, która mówi o "białoruskim cudzie eksportowym" i podkreśla fakt, iż tegoroczny wzrost PKB będzie wyższy niźli planowano. Rzeczywiście, ostatnie prognozy ekspertów Międzynarodowego Funduszu Walutowego mówią o wzroście białoruskiej gospodarki w tym roku o 2,1 proc., wobec poprzednich głoszących iż w tym roku kraj czekać ma recesja na poziomie 0,4 proc. Podobnie Bank Światowy już skorygował swe oceny. Jego specjaliści w ostatnim przeglądzie uznali, że gospodarka Białorusi wzrośnie w tym roku o 1,2 proc., zamiast, co zapowiadali wcześniej, pogrążyć się w 2,2-proc. recesję. Główną przyczyną tych znacznie lepszych wyników w skali makro, a także większej pewności siebie obozu władzy, jest skokowy wzrost białoruskiego eksportu, który w obliczu faktycznej recesji popytu wewnętrznego stał się głównym motorem napędzającym gospodarkę. W okresie styczeń - sierpień 2021 białoruski eksport wzrósł o 32,3 proc., osiągając poziom 30,4 mld dolarów. Import też rósł, ale znacznie wolniej, w efekcie czego Białoruś ma dodatnie saldo obrotów handlu zagranicznego które wyniosło 2,33 mld dolarów i było niemal dwa razy większe niźli rok wcześniej. Z danych białoruskiego Banku Centralnego wynika też, że na korzystny bilans wpłynął przede wszystkim eksport usług, który zamknął się pozytywnym saldem na poziomie 2,9 mld dolarów, podczas gdy w przypadku towarów mieliśmy do czynienia z saldem ujemnym w wysokości 0,5 mld dolarów. Mimo emigracji ok. 10 proc. kadr białoruskiego sektora IT utrzymał on nadal wysokie tempo wzrostu i zdolności eksportowe niemal wyłącznie na Zachód i do Stanów Zjednoczonych, bo na rynek rosyjski w tym wypadku przeznaczone jest jedynie 10 proc. sprzedaży. Drugim, równie istotnym źródłem wpływów w zakresie eksportu usług była sprzedaż usług transportowych (białoruskie TIR-y). Jednak, jak się uważa, ten "cud eksportowy" ma charakter przede wszystkim koniunkturalny, a przez to krótkotrwały. Według informacji Biełststu, białoruskiego odpowiednika GUS w okresie styczeń - sierpień ceny białoruskiego eksportu rosły szybciej niźli jego wolumen. Średnio ceny wzrosły o 18 proc. a liczony w "masie towarowej" eksport o 15,6 proc., co oznacza, że ponad połowa przyrostu wartości białoruskiego handlu zagranicznego związana była z nierównowagą cenową na rynkach europejskich i rosyjskim, co związane było zarówno z większą masą pieniądza w obrocie i przyspieszeniem inflacyjnym jak i ze wzrostem popytu ze strony gospodarek wychodzących z covidowego zastoju. Trudno jednak oczekiwać, iż trendy tego rodzaju utrzymają się również w kolejnym roku.
Mniejsze problemy miał też w ostatnich miesiącach białoruski budżet. Jak poinformował Jurij Seliwestrow, minister finansów, po dziewięciu miesiącach deficyt wyniósł miliard rubli, około 1 proc. PKB, co oznacza, że w skali roku będzie on zapewne niższy niźli zaplanowane 6 mld rubli.
Te pozytywne trendy zmniejszyły nieco presję, jaką władze odczuwają w związku z koniecznością spłaty zadłużenia zagranicznego. Eksperci są co prawda zdania, że mamy do czynienia z chwilową poprawą sytuacji i w dłuższej perspektywie Białoruś jest na progu "pułapki zadłużeniowej", jednak z punktu widzenia krótkoterminowego, reżim Łukaszenki może mówić o kontrolowaniu sytuacji. Według oficjalnych danych na 1 września zadłużenie zagraniczne Białorusi wynosiło 18,3 mld dolarów i było mniejsze o 300 mln niźli na początku roku. Na spłatę zobowiązań rząd wydał 1,27 mld dolarów. Katerina Bornukowa dyrektor niezależnej firmy konsultingowej BEROC jest zdania, iż zmniejszenie zagranicznego zadłużenia Białorusi jest efektem przede wszystkim trudności, jakie Mińsk ma z zaciąganiem nowych pożyczek i poprawa oznacza jedynie można krótkotrwały trend, ale władze, póki co uzyskały pewną swobodę manewru. Łukaszenka próbuje zresztą, wyprzedzając wieszczone przez wielu ekspertów zagrożenia, które zmaterializują się w ich opinii w przyszłym roku, wywrzeć na Moskwie presję w celu zmiany jej polityki, zarówno jeśli chodzi o rynek ropy i gazu, jak i kredyty, które pozyskać może Białoruś. W tym celu zorganizował on w Mińsku konferencję państw należących do Unii Euroazjatyckiej, w trakcie której jej uczestnicy, nie tylko z Białorusi, ale również przedstawiciele Armenii, Kirgizji i Kazachstanu apelowali do Moskwy aby w ramach programów integracyjnych, szczególnie jeśli chodzi o projektowany wspólny rynek ropy i gazu, przeszła z państwami członkowskimi na rozliczenia w rublach. Łukaszenka podkreślał też konieczność zwiększenie kredytowania wspólnych projektów ekonomicznych przez Euroazjatycki Bank Rozwoju, a także nalegał na rozszerzenie skali preferencyjnego oprocentowania. Te starania, a także zapowiedziane przez rząd podniesienie podatków, w tym wprowadzenie powszechnego podatku od nieruchomości, którzy płacić będą również właściciele mieszkań związane są z prognozami rozwoju sytuacji w gospodarce białoruskiej w przyszłym roku. Mińsk musi pożyczyć, aby obsłużyć wynoszący obecnie 57,8 mld dolarów (37,3 proc. PKB) dług zagraniczny i wewnętrzny, łącznie co najmniej 2,7 mld dolarów. Może okazać się to trudne w sytuacji odcięcia Białorusi od światowych rynków finansowych i uzależnienia pożyczek z Rosji od kolejnych ustępstw ze strony reżimu, w tym rozpoczęcia procesu transferu władzy. Wydaje się, że swoboda manewru białoruskich władz ulega stopniowemu zawężeniu. W bieżącym roku Mińsk więcej pożyczał na rynku krajowym, jednak w związku z presją inflacyjną, mimo, że jest to dług za który płaci więcej niźli w przypadku zadłużenia zagranicznego (4,7 proc. w skali roku w przypadku długu krajowego i 4 proc. jeśli chodzi o zagraniczne zadłużenie), to w przyszłym roku te możliwości mogą okazać się mniejsze. Wynika to przede wszystkim z faktu wycofywania przez ludzi lokat z białoruskiego systemu bankowego. Zjawisko zresztą przyspiesza, co zdaniem ekspertów ma zarówno związek z pogarszającymi się warunkami życia jak i narastająca nieufnością Białorusinów wobec szeroko rozumianej władzy. I tak według danych Banku Centralnego w II kwartale br. odpływ lokat ludności z systemu bankowego wyniósł 1,58 mld rubli (9,5 proc. całości). Był to zresztą kolejny kwartał wycofywania depozytów - w I kwartale zmalały one o 0,18 mld, a w IV 2020 roku o 0,84 mld rubli. Nie pomaga wysokie oprocentowanie wkładów terminowych osób fizycznych, które w sierpniu wyniosło 16,91 proc. średnio dla całego systemu bankowego. W efekcie 85 proc. kredytów udzielanych obecnie przedsiębiorstwom to pożyczki krótkoterminowe, o okresie zapadalności do roku, a w kraju coraz silniej odczuwa się niedobór kredytów długoterminowych.
Aleś Alechnowicz, wiceprezes CASE Białoruś, powiedział portalowi naviny.by, że w jego opinii koniunktura z której korzysta Łukaszenka wkrótce się wyczerpie "po pierwsze dlatego, że ceny na świecie stabilizują się, a na niektórych rynkach już spadają. Po drugie, w stosunku do Białorusi zaczną działać sankcje Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii, USA i innych krajów." Już wprowadzone, w ramach uchwalonego w czerwcu tzw. IV Pakietu Unii Europejskiej sankcje zaczną obowiązywać na początku grudnia, co zdaniem białoruskich analityków oznacza, iż gospodarka zacznie je odczuwać w przyszłym roku. Ostatnie deklaracje władz niemieckich o tym, że w związku z kryzysem migracyjnym wywołanym przez Łukaszenkę należy zaostrzyć politykę sankcyjną wobec Mińska też nie wróżą, z perspektywy białoruskiego reżimu, poprawy sytuacji.
Wszystko te czynniki, razem wzięte, oznaczają, że Łukaszenka ma coraz mniej czasu i pole politycznego manewru, jakim dysponuje, będzie się kurczyć. Chyba, że wcześniej uzyska znaczące koncesje ze strony Unii Europejskiej w zamian za wstrzymanie presji migracyjnej, lub od Rosji. Ostatnie deklaracje przedstawicieli białoruskich władz, że podpisanie "kart drogowych" integracji może nie odbyć się w zaplanowanym terminie świadczy, że targi trwają i wiele może się jeszcze w najbliższych tygodniach zdarzyć.
Marek Budzisz
Zobacz także: