Czarne chmury nad dolarem

Dolar osłabia się, co wywołuje niepokoje inwestorów na całym świecie. Wszystkie portale dla amerykańskich inwestorów radzą: kupuj złoto, uciekaj od dolara.

Dolar osłabia się, co wywołuje niepokoje inwestorów na całym świecie. Wszystkie portale dla amerykańskich inwestorów radzą: kupuj złoto, uciekaj od dolara.

Wszyscy obawiają się rosnącego kolejnego bąbla - amerykańskich obligacji, którymi rząd finansuje gigantyczny deficyt (1,84 bln dolarów - 4 razy większy niż w zeszłym roku). Ale jest też i drugi powód: polityka Fedu walczącego z deflacją powodująca skokowy przyrost bazy monetarnej. Tego typu ekspansja pieniądza na razie osiada w aktywach ratowanych instytucji finansowych i na rynku kapitałowym. Nieprzypadkowo giełdy amerykańskie notują wzrosty (ok. 40 proc. już w tym roku), co rząd przedstawia jako sygnały wzrostu.

Ta ekspansja pieniądza na razie trafia więc na rynki finansowe, ale w końcu przedostanie się na rynek i wywoła inflację. Co do tego wszyscy analitycy są pewni. Niektórzy przepowiadają hiperinflację i to na skalę światową. Obawy przed inflacją dodatkowo podsyca podejrzenie, że rząd amerykański zdaje sobie sprawę z faktu, iż nie będzie w stanie spłacić zagranicznych posiadaczy amerykańskich papierów skarbowych.

Papiery te są kupowane przez cały świat, gdyż obligacje rządu USA to najpewniejsza lokata; będąca też formą utrzymywania rezerw przez banki centralne. Inwestorzy podejrzewają, że rząd amerykański dopuści stopniową deprecjację dolara, co ułatwi spłacenie ogromnego długu zagranicznego. Ale kij ma dwa końce i deprecjacja dolara uderzy także w oszczędności Amerykanów i w wartość amerykańskich aktywów. Niektórzy amerykańscy ekonomiści mówią wprost, że będzie to jedyne wyjście.

Oczywiście żaden rząd - a zwłaszcza rząd kierujący światowym imperium - nie może otwarcie deklarować takiej polityki. Ben Bernanke utrzymuje, że we właściwym czasie, kiedy pojawią się pierwsze oznaki inflacji, podniesie stopę procentową. Pytanie, czy będzie mógł to zrobić zanim gospodarka nie wyjdzie z recesji. Zresztą podniesienie stopy procentowej oznacza konieczność podniesienia oprocentowania papierów skarbowych. A już teraz rośnie rentowność "długich" obligacji (20 lat i więcej), co wynika z coraz większego ryzyka nabycia takich papierów. Jak widać, są powody do niepokoju.

Chińskie niepokoje

Najbardziej niepokoją się Chiny; z olbrzymiej od lat nadwyżki handlowej z USA zebrały 2 bln dolarów rezerw, z tego 70 proc. w amerykańskich papierach skarbowych. Chiny już obecnie lokują swoją nadwyżkę w obligacjach głównie "krótkich". I zaczęły kupować duże ilości złota. "Financial Times" pisze: Chiny znalazły się w "dolarowej pułapce"; ciągle mają nadwyżkę handlową z USA i muszą gdzieś lokować otrzymywane dolary. Z drugiej strony nie mogą nagle pozbyć się olbrzymiej ilości amerykańskich papierów skarbowych, bo spadek ich wartości na rynku uderzyłby w same Chiny i wartość ich rezerw. Sprawa nie jest jednak tak prosta.

Jeff Nielson w portalu "Seeking Ralpha" z 26 maja br. podaje, że w ciągu ostatnich 3 miesięcy USA zanotowały netto wypływ 211 mld kapitału. Oznacza to, że Chiny - kupując głównie "krótkie" obligacje amerykańskie, sprzedają je na rynku i zakupują na dużą skalę różne aktywa na całym świecie, zwłaszcza firmy surowcowe. Chiny więc szybciej sprzedają obligacje amerykańskie niż je zakupują.

Ale to nie wszystko. Amerykański rząd dwoi się i troi żeby uspokoić Chiny. Sekretarz stanu USA Tim Geithner odbył właśnie podróż do Państwa Środka, w czasie której komplementował rząd chiński i jego politykę (unikając jakichkolwiek komentarzy o masakrze na Placu Niebiańskiego Spokoju z 1989 r.) i składał obietnice, że USA są jak najbardziej wiarygodnym wierzycielem i będą dbały o wartość dolara. Nie była to bynajmniej wizyta triumfalna, a Yu Yongding, doradca chińskiego banku centralnego, powitał go słowami:

"It will be helpful if Mr. Geithner can show us some arithmetic". (Byłoby pomocne, gdyby pan Geithner mógł nam pokazać trochę arytmetyki).

Geithner broni deficytu

W kwietniu tego roku odbyła się słynna londyńska konferencja grupy G-20, w której brały udział także Chiny. Tuż przed tą konferencją prezydent Chińskiego Banku Narodowego wysunął koncepcję rezygnacji z dolara jako światowej waluty rezerwowej i przejścia na umowną walutę rozliczeniową - SDR Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Podjęto tam kompromisową na razie decyzję zwiększenia finansów MFW do 1 bln dolarów, ale sam temat jednej waluty światowej został w komunikatach po konferencji rozmazany. Jest oczywiste, że USA na to się nie godzą, czerpiąc niewątpliwe korzyści z możliwości zadłużania się za granicą i spłacania długu własnym pieniądzem. Poza tym stworzenie waluty światowej i systemu wzajemnego rozliczania to gigantyczna operacja.

Powoli dowiadujemy się, jak to sobie wyobrażają Chiny - chcą one, żeby część posiadanych przez nie rezerw dolarowych można było przetransferować na SDR, które miałyby pokrycie w "koszyku" głównych walut. W ten sposób roszczenia chińskie z tytułu długu w dolarach zostałyby przeniesione na cały fundusz MFW, w którego powstaniu partycypują przecież wszystkie państwa członkowskie. W rezultacie Chiny uwolniłyby się od ryzyka dolarowego, a ciężar roszczeń chińskich i amerykańskiego długu przeniesiony zostałby na wszystkich członków MFW. Komentarz w "Seeking Alpha" S. Johnsona - "Ukłony Geithnera pod adresem chińskich władz odsłaniają słabość USA" przedstawia argumentację Geithnera. Trzeba przyznać, że Geithner zgrabnie podważając chiński pomysł broni straconej sprawy. Oto ta argumentacja.

Nikt nie prosił Chin, aby prowadziły ekspansywną politykę handlową i budowały olbrzymie rezerwy. Każdy kraj ma prawo oczywiście tworzyć nadwyżkę obrotów bieżących, ale musi sobie zdawać sprawę z konsekwencji tego dla światowej gospodarki. Kiedy jeden kraj ma nadwyżkę, to drugi musi mieć deficyt: to gra zero-jedynkowa, ponieważ rezerwy jednego są jednocześnie długiem drugiego. Oczywiście rezerwy gromadzi się zwykle w walucie kraju z silną gospodarką i dużą wiarygodnością. Ale - twierdzi dalej komentator - nikt nie dał nigdy nikomu gwarancji tyczącej utrzymania stabilności swojej waluty.

Owszem, Breton Woods początkowo zakładało zobowiązanie utrzymania stałych kursów walut do dolara (i wymienialność dolara na złoto), ale to skończyło się w 1971 r. Innymi słowy: Chiny podjęły ryzyko gromadzenia rezerw walutowych w dolarze na własną odpowiedzialność. Oczywiście osłabienie dolara nie jest żadnym tytułem do chwały - stwierdził Geithner - ale stało się faktem. Następnie Geithner uderzył w słaby punkt chińskiej argumentacji: utrzymywanie sztucznie zaniżonego kursu waluty chińskiej w stosunku do dolara. Można powiedzieć, że Chiny "przywiązały" renminbi do dolara. USA od dawna naciskały na Chiny, aby te dokonały aprecjacji swojej waluty. Chiny utrzymują bowiem sztywny oficjalny kurs swojej waluty, co daje im przewagę cenową i łatwość forsowania eksportu.

A z Breton Woods pozostało jeszcze zobowiązanie - dotyczące państw ze sztywnym kursem waluty - zabraniające podtrzymywania zaniżonego kursu swojej waluty przez interwencje na rynku. Chiny natomiast faktycznie łamią to zobowiązanie, przez co stworzyły system, w którym wartość chińskich rezerw dolarowych jest tak duża. Chcemy - stwierdził Geithner - stworzyć nowy światowy system rozliczeń, w którym nie będzie tak dużych nadwyżek i deficytów, bowiem destabilizuje to cały handel światowy. Wymaga to odpowiedzialności wszystkich jego uczestników, niech więc Chiny dokonają aprecjacji swojej waluty - przez swobodną wymienialność.

Mgliste obietnice Geithnera zreformowania światowego systemu rozliczeń nie usuwają jednak niepokoju Chin co do wartości ich dolarowych nadwyżek. Tak się dziwnie składa, że właśnie w czasie wizyty Geithnera w Chinach uzyskały one zgodę na nabycie znacznej ilości złota (12,9 mln uncji) sprzedawanego przez MFW. A sprzedaż taka wymaga specjalnej procedury narzuconej przez Kongres. Brian Kelly w "Seeking Alpha" komentuje to krótko: "nie sądzę, że ta zbieżność w czasie była wynikiem przypadku".

BRIC chce stworzyć światową walutę?

Ale nie tylko Chiny myślą o światowej walucie. Jednym ze scenariuszy powolnego upadku dolara jest tworzenie się lokalnych stref walutowych czy multilateralnych porozumień dotyczących zastąpienia dolara w rozliczeniach handlowych. Taką strefę chcą utworzyć arabskie kraje naftowe: Arabia Saudyjska, Katar, Kuwejt, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn.

Oznaki tworzenia lokalnych stref walutowych (na razie rozliczeń) są także w Azji płd.-wsch. Chiny nawiązały szereg porozumień z centralnymi bankami Korei Płd., Indonezji i Malezji o rozliczeniach w walucie chińskiej, a z Tajwanem to już działa. Ale aktywność Chin nie ogranicza się tylko do Azji. Takie porozumienia mają również z Argentyną, Brazylią i... Białorusią.

Jak jednak słusznie zauważył "FT" z 21 maja: jeśli Chiny chcą, żeby ich waluta odgrywała większą rolę w światowym handlu, to muszą zgodzić się na reformy - zdjąć kontrolę z przepływów kapitałowych i upłynnić, a przynajmniej uelastycznić, kurs renminbi, który jest przywiązany do dolara. Dlaczego brazylijski eksporter do Chin miałby przyjąć renminbi, kiedy rozliczenie w powszechnie stosowanym i płynnym dolarze jest dużo wygodniejsze?

Powstaje zatem pytanie: jeśli nie dolar, to jaką inną przyjąć walutę? Zdaniem analityków na razie żadna inna waluta nie wydaje się na tyle powszechna, żeby mogła pełnić rolę waluty rezerwowej. Bardziej zdecydowane w tej sprawie wydają się kraje BRIC. Wytwarzają one 15 proc. światowego GDP i chcą stworzyć wspólny front lobbujący za stworzeniem światowej waluty i oddzielenie się od dolara. Trudno powiedzieć ile jest w tym długofalowej wizji nowego ładu światowego, a ile własnych prywatnych interesów. Zainteresowana projektami nowej waluty jest też Rosja.

Tworzy ona strefę rubla na obszarze byłego ZSRR i usiłuje wciągnąć w nią także inne kraje. Jeszcze przed kryzysem mówiło się w Moskwie o rublu jako walucie międzynarodowej. Rosyjska niechęć do dolara jest oczywiście zrozumiała z politycznego punktu widzenia. Ale nie byłoby w interesie Rosji, żeby zamiast dolara forsować euro. W rezultacie Rosja opowiada się - na razie - za wielowalutowością. Wówczas można delikatnie forsować rubla jako jedną z palety walut. Prezydent Miedwiediew powiedział: "Cały świat jest zależny od zdrowia dolara. Świat obecnie potrzebuje większej ilości rezerwowych walut i nie dlatego, że dolar jest zły lub euro niewystarczające. W obecnej sytuacji potrzebujemy więcej walut rezerwowych".

Pomysł stworzenia światowej waluty jest uzasadniony, bo praktycznie Breton Woods - stworzony w 1944 r., w całkiem innych warunkach - już dzisiaj nie działa. Spadło też znaczenie MFW. Jednak z uwagi na zróżnicowanie interesów poszczególnych krajów, czy nawet grupy państw, a także mnogość wizji w poszukiwaniu waluty światowej, droga do reformy systemu walutowego będzie długa i wyboista.

TOMASZ GRUSZECKI

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: Chiny | złoto | Woods | świat | Timothy Geithner | Czarne | obligacje | NAD | chmura | złoto | niepokoje | Czarne chmury | USA | waluty | rezerwy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »