Czy Euro 2012 pomoże Polsce?
Ogłoszenie decyzji o przyznaniu Polsce i Ukrainie prawa do organizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku wywołało niezwykle pozytywne emocje.
Wielu polityków, ekonomistów i ekspertów wpadło początkowo niemal w euforię, wypowiadając słowa o ogromnych korzyściach dla gospodarki i skoku cywilizacyjnym, jaki czeka Polskę dzięki decyzji Komitetu Wykonawczego UEFA. Czy jest tak w istocie oraz do jakich wniosków prowadzi analiza wydarzeń w innych krajach, które organizowały wielkie imprezy sportowe? Niniejszy krótki artykuł może być jedynie próbą odpowiedzi na te pytania.
Wzrost produktu krajowego brutto jest syntetycznym, uniwersalnym, a zarazem prostym miernikiem tendencji występujących w gospodarce. Z oczywistych względów najbardziej interesuje nas, jaki wpływ na gospodarkę miały organizacje poprzednich mistrzostw Europy w piłce nożnej.
Dane wzrostu PKB pięciu ostatnich krajów gospodarzy ME takich jak: Belgia i Holandia (2000), Portugalia (2004), Szwajcaria i Austria (2008), uzupełnimy dodatkowo o gospodarkę Niemiec. Jak wszyscy zapewne pamiętają, nasi zachodni sąsiedzi zorganizowali w 2006 roku wyjątkowo udane mistrzostwa świata w piłce nożnej. Przeanalizuję, jak zachowywały się gospodarki tych krajów przed daną imprezą sportową, w trakcie oraz po jej zakończeniu.
Dosyć dużym problemem w tego rodzaju analizie jest jednak wpływ cyklu koniunkturalnego. Wyniki wzrostów (lub spadków) PKB zostały więc zaprezentowane na tle wyników całej strefy euro (tabela 1). Dodatkowo w tabeli 2 znalazły się nadwyżki (różnice) wzrostu PKB poszczególnych krajów w stosunku do wzrostu gospodarczego w strefie euro.
Takie opracowanie być może ułatwi nieco poszukiwanie pozytywnego lub negatywnego wpływu mistrzostw na gospodarkę. Jednak nie należy tej banalnej analizy traktować zbyt poważnie. Z drugiej strony, gdyby rzeczywiście wpływ tego rodzaju imprez na wzrost PKB był nadzwyczajnie znaczący, to nawet tak pobieżna obserwacja danych powinna taką hipotezę potwierdzić.
Pozytywny wynik organizacji mistrzostw możemy zauważyć przede wszystkim dla Niemiec, gdzie w 2006 roku nastąpiło wyraźne przyspieszenie wzrostu PKB (z 0,8 proc. do 3,2 proc.). Także dobrze wypadła tutaj Belgia (3,7 proc.) oraz co trochę zaskakujące Portugalia (1,5 proc.). Absolutnie nie twierdzę, że wynik wzrostu PKB 1,5 proc. jest rewelacyjny, ale biorąc pod uwagę, iż w innych latach średnio Portugalia rozwijała się w tempie 0,6 proc., można uznać ten wynik za dobry.
Dla Holandii z kolei, rok organizacji mistrzostw przyniósł spowolnienie wzrostu i to jeszcze dodatkowo w sytuacji, gdy gospodarka całej strefy euro ciągle jeszcze przyspieszała przed spowolnieniem spowodowanym pęknięciem "bańki internetowej". Słabszy wynik Holandii widać jeszcze bardziej w tabeli 2 na nadwyżkach wzrostu PKB ponad przyjęty przeze mnie benchmark.
Ocena Szwajcarii i Austrii jest niezwykle trudna z powodu faktu, że mistrzostwa odbywały się w roku rozpoczęcia kryzysu finansowego. O ile dane bezwzględne nie są dla tych państw korzystne, ponieważ w roku organizacji nastąpiło spowolnienie wzrostu PKB, to już wyniki względne w stosunku do strefy euro są całkiem dobre.
Pytanie tylko, jak duży wpływ na te dane miała organizacja EURO 2008. Zaryzykuję stwierdzenie, że z powodu dość małej popularności piłki nożnej w tych krajach, pewnie nieznaczny. Nie jestem w tych poglądach odosobniony. Przykładowo analitycy banku Credit Suisse oszacowali, iż wpływ EURO 2008 na wzrost PKB w Szwajcarii wyniósł ok. 0,1-0,2 proc.
Nie trzeba długo analizować wykresów indeksów giełdowych z krajów gospodarzy poprzednich mistrzostw, aby dojść do wniosku, iż wpływu tych imprez na indeksy nie widać. Chyba jedynie kompletny amator mógłby nas przekonywać, że na przykład wzrosty indeksu DAX w 2006 roku są zasługą mistrzostw świata w Niemczech. W 2006 roku byliśmy w środku światowej hossy i pewnie nieomal wszystkie giełdy na całym świecie były w silnym trendzie rosnącym.
Wysoka korelacja pomiędzy indeksami giełdowymi różnych krajów na naszym globie istnieje już od dawna. Ostatnie lata przynoszą nawet dalszy jej wzrost, chociażby ze względu na postępującą internacjonalizację procesów gospodarczych i rozwój handlu międzynarodowego. Nie jest niczym odkrywczym stwierdzenie, że to głównie Stany Zjednoczone rozdają karty. Jeśli indeksy amerykańskie rosną (lub spadają), to cały świat uprzejmie i grzecznie robi to samo.
Jedyny wpływ wielkiej sportowej imprezy na giełdy następuje zazwyczaj w momencie ogłoszenia decyzji o przyznaniu organizacji. Sprawdźmy, czy tak było w przypadku Polski na przykładzie indeksu WIG-Budownictwo. Wybrałem sektor budowlany, ponieważ powinien on teoretycznie najbardziej zyskiwać na organizacji EURO 2012.
Innymi branżami, dla których mistrzostwa są dobrą wiadomością są: branża handlowa, reklamowa oraz hotelarska. Decyzja o przyznaniu Polsce i Ukrainie EURO 2012 zapadła 18 kwietnia 2007 roku w Cardiff. Gdy przyjrzymy się wykresowi 1 to zauważymy, że po tej dacie wartość indeksu mocno wzrosła i po kilku dniach osiągnęła maksimum, do którego nie powróciła do dzisiaj.
Widać więc wyraźnie, że "efekt euro" jest czysto psychologiczny i wpłynął na giełdę jedynie w krótkim terminie, prawdopodobnie umożliwiając osiągnięcie jeszcze jednego, jak się później okazało, ostatniego szczytu. Gdy rozpoczęła się bessa, przewartościowane spółki budowlane zaczęły mocno tracić i fakt, że przecież organizujemy mistrzostwa Europy, zupełnie w niczym nie pomógł.
Kilka dni temu rozpoczął się Mundial 2010. Po raz pierwszy w historii, mistrzostwa świata w piłce nożnej odbywają się na kontynencie afrykańskim w Republice Południowej Afryki. Przed tą wielką imprezą pojawiły się jednak nowe prognozy, rewidujące w dół oczekiwania wielkich korzyści, jakich miało doświadczyć RPA.
Co prawda nadal są one pozytywne, ale już dzisiaj zamiast "zysków" na poziomie 1 proc. PKB rząd oczekuje raczej 0,5 proc. Problemem dla kibiców są wysokie koszty przelotu do tego afrykańskiego państwa, co sprawia, iż o wiele mniej gości niż wcześniej zakładano odwiedzi RPA. Przeszkadza także słaba koniunktura w światowej gospodarce.
Niebezpieczeństwem, tak jak w Portugalii, może okazać się ponadto wybudowanie zbyt dużej ilości wielkich stadionów, które po mistrzostwach nie będą na siebie zarabiać, a zamiast tego będą przynosić straty. Portugalczycy zastanawiają się już nawet na rozbiórką niektórych nierentownych stadionów, a przedsiębiorczy Austriacy i Szwajcarzy niebawem po zakończeniu EURO 2008 rozpoczęli zmniejszanie obiektów w Klagenfurcie oraz Innsbrucku.
Czy taki scenariusz czeka nas w Polsce? Możliwe, że nie, ponieważ buduje się u nas obiekty wielofunkcyjne, a poza tym przygotowujemy przede wszystkim tylko cztery duże stadiony (Warszawa, Wrocław, Poznań, Gdańsk) plus dwa rezerwowe, a nie aż dziesięć, tak jak w Portugalii i RPA. Jednak nie należy ukrywać, że takie niebezpieczeństwo istnieje.
Na koniec wypadałoby napisać coś pozytywnego. Niewątpliwie z punktu widzenia promocji kraju organizacja wielkich imprez sportowych jest korzystna i prestiżowa. Najwięcej mogą zyskać kraje tzw. rynków wschodzących, które często zupełnie niesprawiedliwie są negatywnie postrzegane przez zachodnie społeczeństwa.
Zmiana wizerunku kraju może wpłynąć zarówno na większe dochody z turystyki, jak i na zwiększony napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Portugalczycy pomimo, że nie zarobili na mistrzostwach Europy wielkich pieniędzy, znajdują pewną istotną korzyść. Przynajmniej nikt już nie powie, że Portugalia jest biedną prowincją Hiszpanii.
Marcin Osiecki