Czy właściwie walczymy z kryzysem? To trzeba przemyśleć
Kryzys, który mamy obecnie, jest szczególny i trzeba go dobrze rozeznać, żeby umieć z nim walczyć. A tymczasem mechanicznie używamy pewnych narzędzi tylko dlatego, że korzystano z nich w poprzednim kryzysie. Jerzy Osiatyński i Łukasz Hardt zgadzają się, że stopy procentowe w Polsce zostały za bardzo obniżone, i że największym problemem będą inwestycje.
Jerzy Osiatyński jest profesorem w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN. W latach 90. zeszłego stulecia był ministrem finansów, a do grudnia zeszłego roku był członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Łukasz Hardt, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, zasiada w RPP i często ma inne poglądy niż decydująca o polityce pieniężnej większość. W ramach "Kwadransa z Europejskim Kongresem Finansowym" obaj dyskutowali o tym, jak polityka pieniężna może pomagać w walce z obecnym kryzysem.
Jerzy Osiatyński porównuje aktualny kryzys do wojny, jednak takiej, w czasie której zdolności wytwórcze gospodarki nie ulegają zniszczeniu. One są w niewielkim stopniu wykorzystywane, bo brakuje popytu.
- Moim zdaniem to kryzys popytowy. Bierze się z tego, że nastąpiła utrata pracy lub zagrożenie i niepewność co do pracy. A równocześnie to kryzys, który nie narusza zdolności wytwórczych gospodarki. Pomijając kilka gałęzi produkcji, gdzie są silne powiązania, główną przeszkodą jest to, że ludzie nie kupują. Nawet kiedy mają pieniądze i płynność, to z przezorności starają się wydawać mniej niż przed kryzysem - mówił Jerzy Osiatyński.
- Zgadzam się, że jest to kryzys popytowy i różni się od globalnej recesji sprzed dziesięciu lat (...) Ale to nie jest pierwsza pandemia na świecie. Jest co najmniej jeden czynnik łączący takie kryzysy - radykalny wzrost niepewności. A w związku z tym spodziewamy się radykalnego spadku inwestycji - powiedział Łukasz Hardt.
- Mieliśmy radykalne załamanie konsumpcji za kwiecień i za maj, ale konsumpcja zaczyna się powoli odbudowywać (...) Ludzie będą się zastanawiali, czy kupić, czy zaczekać, bo może być druga fala pandemii. Motyw przezornościowy będzie hamował konsumpcję (...) Poważniejszy problem dotyczy inwestycji. Załamanie inwestycji w tym roku może być bezprecedensowe, w IV kwartale nawet minus 20 proc. rok do roku, a nie wykluczam, że więcej. Jak stymulować inwestycje w tak fundamentalnej niepewności? - dodał.
Zdaniem Jerzego Osityńskiego tę lukę, która powstaje w inwestycjach, musi wypełnić państwo. Natomiast narzędzia polityki pieniężnej nie powinny "na ślepo" zasilać w płynności sektora finansowego, gdyż wtedy pieniądze trafiają na rynki finansowe i sprzyjają inwestycjom finansowym, a nie inwestycjom w realną gospodarkę.
- Państwo okazuje się nie tylko pożyczkodawcą ostatniej szansy, ale równocześnie musi być inwestorem ostatniej szansy - powiedział.
- Środki (rządowe pakiety stymulacyjne, także unijne fundusze) muszą być uruchamiane w taki sposób, żeby były wydawane, żeby zachęcić przedsiębiorstwa do tego, żeby znów podejmowały decyzje inwestycyjne - dodał.
W Polsce także. Jerzy Osiatyński przyznaje, że jako poseł głosował w 1997 roku za konstytucyjnym zapisem ograniczającym wzrost długu publicznego do 60 proc. PKB, ale uważa, że limit ten - jeśli okaże się to konieczne - będzie musiał zostać przekroczony.
- Odpowiem entuzjastom zapisu: epidemia to szczególna wojna. Czy w sytuacji wojny mógłby ktoś powiedzieć: nie kupujemy armat, amunicji, krwi dla rannych, bo mamy limit konstytucyjny? Jesteśmy w bardzo szczególnej sytuacji. Ale to [konsensus co do przekroczenia limitu] musi się odbywać w warunkach, w których uczestniczą wszystkie strony - powiedział.
- Jeśli prawdą jest, że jesienią i zimą będziemy mieli drugą falę, to prawdopodobnie cały przyszły rok i być może także 2022 będziemy musieli podejmować dodatkowe wysiłki, żeby zapewnić ludziom poczucie możliwego bezpieczeństwa pracy i zdrowia. Trudno mi sobie wyobrazić polityków, którzy powiedzą - to nie jest takie ważne - dodał były minister finansów.
Jak dziś prowadzić politykę pieniężną? W jaki sposób może ona pomóc odbudowywać gospodarkę? - Temu służą instrumenty związane z zasilaniem sektora bankowego w dodatkową płynność w nadziei, że te dodatkowe środki zostaną wykorzystane przez przedsiębiorców. Ale do tego konieczne jest, żeby przedsiębiorca widział zysk (...) Ważne, żeby dobierając instrumenty polityki pieniężnej, banki centralne zwracały uwagę na to, co się dzieje z długoterminowymi stopami procentowymi, które są brane pod uwagę, kiedy podejmuje się decyzje inwestycyjne. Samo dostarczanie płynności, kiedy płynność zostaje w bankach albo służy temu, żeby wykupywać własne akcje lub kupować inne przedsiębiorstwa. To jak mieszanie herbaty, która od mieszania nie staje się słodsza - mówił Jerzy Osiatyński.
Łukasz Hardt mówił, że bank centralny mógłby np. uzależniać dostarczanie płynności bankom od kredytowania przez nie przedsiębiorstw. Takie kryteria stosuje Europejski Bank Centralny w operacjach TLTRO. Tymczasem zapowiadany przez NBP "kredyt wekslowy", który miał być podobny do tych operacji, jak do tej pory nie znalazł się wśród instrumentów naszego banku centralnego.
- Kredyt wekslowy nie ruszył, a może ten kredyt powinien być oprocentowany niżej od stopy referencyjnej. Może powinniśmy powiedzieć - obniżamy stopę rezerwy obowiązkowej pod warunkiem, że będziecie finansowali przedsiębiorstwa, które inwestują w Polsce w miejsca pracy - mówił Łukasz Hardt.
- Na forum RPP w kwietniu były propozycje, żeby obniżyć stopę, ale nie referencyjną, tylko długoterminową repo, pod warunkiem, że banki pieniądze przekażą na inwestycje.
Gdybyśmy poszli tą drogą, mielibyśmy pole manewru, jeśli przyjdzie druga fala - dodał.
Nie wszystkie instrumenty, których używają banki centralne muszą być w danej sytuacji użyteczne, a niektóre, odpowiednio użyte, mogłyby dać gospodarce więcej korzyści niż inne, nie tworząc zbędnego ryzyka.
- Długoterminowe stopy powinny być niskie, a poza tym stabilne, żeby nie kreować dodatkowego ryzyka (...) Dla polityki pieniężnej ważny jest kontekst jej prowadzenia
Nie powinniśmy porównywać tego, co jest w Polsce, do innych państw. W polskich bankach jest nadpłynność, a gdzie indziej jej nie ma. Inflacja jest u nas wysoka, a gdzie indziej niekoniecznie - mówił Łukasz Hardt.
Mierzona zharmonizowanym unijnym wskaźnikiem HICP inflacja w Polsce wyniosła w czerwcu 3,8 proc. i była najwyższa w całej Unii. Inflacja bazowa w Polsce sięgnęła w czerwcu 4,1 proc.
- Uważam, że obniżyliśmy za bardzo stopę [referencyjną], choć niestandardowe działania były konieczne - dodał Łukasz Hardt.
- Czy w sytuacji nadpłynności [w sektorze bankowym] tak radykalna obniżka [stóp] była konieczna? W warunkach tak wysokiej nadpłynności ruchy stopami nie są specjalnie skuteczne ani - być może - pożądane (...) W sytuacji tak dużej płynności, tak radykalna obniżka stóp - według mojej wiedzy - poszła za daleko - dodał Jerzy Osiatyński.
Łukasz Hardt zwrócił uwagę, że polityka pieniężna ma też znaczenie redystrybucyjne. Na przykład obniżki stóp spowodowały ulgę dla spłacających kredyty hipoteczne. Tylko że ok. 60 proc. udzielonych w Polsce kredytów hipotecznych zaciągnęły gospodarstwa domowe z grupy 20 proc. najbogatszych. Najbiedniejsi nie mają zdolności kredytowej i wynajmują mieszkania u bogatych, powiększając jeszcze ich zyski. Podobnie jak obniżki stóp.
To inny kryzys niż wszystkie dotąd - mówili od wybuchu pandemii ekonomiści. Kiedy się zaczął, nie było nawet wiadomo - jaki. O tym, jak powinny działać państwa, wiemy już dość dużo i co do tego raczej jest zgoda. O tym, jak banki centralne powinny dostosowywać czy też "kalibrować" swoje narzędzia, zaczyna się dopiero poważna dyskusja.
Jacek Ramotowski