Czy wszyscy możemy być jak Skandynawowie?

Kraje skandynawskie kojarzone są z powszechnym dobrobytem, wysoką jakością życia oraz bezpieczeństwem. W światowym rankingu PKB per capita Norwegia zajmuje drugie miejsce, plasując się tuż za Katarem . Wszystkie kraje skandynawskie znajdują się w pierwszej dwudziestce tego rankingu. Jeszcze lepiej kraje nordyckie wypadają w rankingu HDI, w którym pierwsze miejsce zajmuje Norwegia. Najgorzej ze wszystkich wypada Finlandia - jest na 19. miejscu. Jeśli policzymy ten wskaźnik dla przeciętnego obywatela, a nie zagregowany wskaźnik dla całej gospdarki, to ze względu na niskie nierówności społeczne wszystkie kraje nordyckie awansują, mieszcząc się w pierwszej jedenastce. Co więcej, nordyckie miasta regularnie okupują czołówki rankingów porządkujących miasta pod względem jakości życia.

Na pewno każdy zadaje sobie pytanie, czy wszyscy możemy być jak Skandynawowie? To na tyle istotne pytanie, że zadali je także w swoim artykule czołowi badacze wzrostu gospodarczego Daron Acemoglu, James Robinson oraz Thierry Verdier ("Can't we all be more like Scandinavians? Asymmetric growth and institutions in an interdependent world", NBER working paper, 18441, 2012).

Punktem wyjścia ich analizy jest spostrzeżenie różnic w przyjętym modelu gospodarczym w krajach skandynawskich oraz anglosaskich. W USA 1% procent najbogatszych gospodarstw posiada 25% całego dochodu narodowego, podczas gdy w Skandynawii najbogatsze gospodarstwa posiadają jedynie 5% narodowego dochodu. Lepsza jakość życia, większe bezpieczeństwo socjalne oraz szersza dostępność usług publicznych w krajach nordyckich okupione są wyższymi podatkami. W USA wydatki rządowe stanowią około 35% PKB, podczas gdy w krajach północy Europy oscylują wokół 50% PKB. Mówiąc inaczej, przeciętny Szwed oddaje około półtora raza większą część swoich dochodów fiskusowi niż przeciętny Amerykanin.

Reklama

Autorzy proponują teoretyczny model, w którym porównują bodźce do innowacyjności i dokonywania odkryć w gospodarkach egalitarnych o wysokim stopniu zabezpieczenia socjalnego, jak kraje o modelu skandynawskim oraz w gospodarkach bardziej drapieżnych o większych nierównościach społecznych, takich jak USA. Stawiają oni tezę, że gospodarki o bardziej drapieżnej wersji kapitalizmu dostarczają przedsiębiorcom większej motywacji do innowacji. Im większe nierówności społeczne, tym większa jest różnica między dobrobytem przedsiębiorcy, który odniósł sukces, a przedsiębiorcy, który poniósł porażkę. Zdaniem autorów jest to bodziec do wkładania większych starań w proces innowacji i rozwoju firmy, sprawiając, że gospodarki o drapieżnej formie kapitalizmu są bardziej innowacyjne od gospodarek egalitarnych. Natomiast mniej innowacyjni Skandynawowie, jadąc na gapę, korzystają z pozytywnych efektów zewnętrznych generowanych za oceanem innowacji. Autorzy stawiają więc kontrowersyjną tezę. Na pytanie, czy USA może poświęcić kilka procent swojego PKB. aby zapewnić mieszkańcom większy dobrobyt, odpowiadają przecząco. Twierdzą, że bez Ameryki i jej drapieżnego kapitalizmu świat miałby mniej technologii, a więc wszyscy, w tym Skandynawowie, byliby dużo ubożsi. W końcu nie wszyscy mogą jeździć na gapę - ktoś musi opłacić kierowcę.

Na poparcie tych wniosków z modelu teoretycznego naukowcy prezentują serię danych dotyczących liczby wniosków patentowych składanych przez obywateli danego kraju w rodzimym urzędzie patentowym. Pokazują, że w przeliczeniu na jednego mieszkańca w urzędzie patentowym w Stanach Zjednoczonych rezydenci zgłaszają zdecydowanie więcej patentów niż ma to miejsce w podobnych urzędach krajów nordyckich. Jednak takie zagregowane dane mogą być mylące. Nie mówią o tym, jak istotne dla przesunięcia światowej granicy wiedzy są dane patenty, np. opatentowanie kształtu obudowy tabletu będzie miało w tych statystykach taką samą wagę jak lekarstwo na raka. Skandynawowie mogą mieć mniej patentów, jednak mogą one być bardziej innowacyjne. Aby wyeliminować ten efekt, Acemoglu, Robinson i Verdier uwzględniają także liczbę cytowań danego patentu w publikacjach naukowych, zakładając, że bardziej innowacyjny patent będzie miał większą liczbę cytowań. Analizując jedynie patenty o wysokiej liczbie cytowań, ponownie okazuje się, że gospodarka Stanów Zjednoczonych jest bardziej innowacyjna. Jednak i to podejście jest błędne. Autorzy używają danych dotyczących cytowań patentów jedynie z amerykańskiego urzędu patentowego. Nie prezentują danych dotyczących patentów zgłaszanych w Europie, ponieważ, jak twierdzą, mogą zawyżać innowacyjność firm europejskich. Argumentują, że rynek amerykański jest na tyle duży, że każda europejska firma po dokonaniu odkrycia będzie chciała opatentować tam swój wynalazek oraz, że zależność w drugą stronę nie jest prawdziwa. Zapominając, że to Unia Europejska jest największą gospodarką świata i największym rynkiem zbytu na świecie, w efekcie zawyżają innowacyjność gospodarki USA. Naturalne jest, że w amerykańskim urzędzie patentowym więcej patentów pochodzi od firm amerykańskich.

Jak celnie wskazują fińscy ekonomiści Niku Määttänen, Mika Maliranta oraz Vesa Vihriälä (" Are the Nordic countries really less innovative than the US?", VoxEU.org, 19.12.2012.), jeśli wziąć pod uwagę patenty potrójne, wydane jednocześnie przez USA, UE i Japonię dla tego samego wynalazku, to firmy skandynawskie okazują się być nie mniej innowacyjne niż ich północnoamerykańscy partnerzy. Ponadto, jeśli spojrzeć na inne wskaźniki innowacyjności, takie jak produktywność miejsc pracy, wydatki na badania i rozwój, odsetek siły roboczej zatrudnionej w sektorze badawczym, czy wielkość sektora venture capital, wszystkie wskazują na porównywalną innowacyjność krajów skandynawskich i USA.

Jak się okazuje, chęć wspięcia się na wyższy stopień drabiny społecznej nie musi być jedynym bodźcem do podejmowania ryzyka innowacji. Również społeczeństwa egalitarne, gdzie różnica między tymi, którym się powiodło, a osobami mającymi mniej szczęścia jest mniejsza, mogą być innowacyjne. Sam Daron Acemoglu w jednej ze swoich wcześniejszych publikacji pokazuje, że hojny system zabezpieczenia socjalnego może sprzyjać produktywności miejsc pracy.

Niezaprzeczalnie USA są najwyżej rozwiniętym technologicznie państwem świata i to one przesuwają światową granicę technologiczną. W świecie, w którym Stany Zjednoczone przyjęłyby model nordycki, rozwijalibyśmy się wolniej i bylibyśmy mniej zamożni niż jesteśmy teraz, jednak najprawdopodobniej nie byłaby to taka katastrofa, jaką wieszczą Acemoglu, Robinson i Verdier. Pytanie o to, czy nie warto kosztem mniejszego tempa wzrostu PKB wprowadzić bardziej egalitarnej wersji kapitalizmu, pozostaje więc otwarte. Może większe poczucie bezpieczeństwa, mniejsza przestępczość, równość szans czy szerszy dostęp do lepszej jakości usług publicznych warte są poświęcenia części dochodu?

Odpowiedź na tak postawione pytanie jest bardzo złożona. Przede wszystkim wykształcone u Skandynawów instytucje są głęboko zakorzenione w ich tradycji, stylu życia i kulturze. Implementacja podobnej struktury w innej gospodarce mogłaby dać dużo gorsze efekty. Ponadto model ten nie jest wolny od wad. Jest mało odporny na efekt starzenia się społeczeństw oraz usztywnia rynek pracy. Wysokie podatki i hojne zasiłki niekorzystnie wpływają na podaż pracy. Jednak teza, że oparte o ten model gospodarki nie są zdolne do tworzenia istotnych innowacji i generowania wzrostu gospodarczego, nie ma poparcia w danych.

Marek Ignaszak

TREND - Miesięcznik o sztuce inwestowania
Dowiedz się więcej na temat: kraje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »