Czy wydatki rządowe są lekarstwem na kryzys?

Pękająca z hukiem w 2007 roku bańka na rynku amerykańskich kredytów hipotecznych wywołała efekt domina, który doprowadził do spadku światowego dochodu o 2,2% w 2009 roku. Na reakcję rządów nie trzeba było długo czekać. Politycy zdecydowali się utopić kryzys w morzu wydatków rządowych. Było to początkiem trwającej do dziś debaty.

Stymulować, czy nie stymulować? Oto jest pytanie

Bodźce fiskalne, liczone w bilionach dolarów, zostały uruchomione przez wszystkie liczące się gospodarki, od USA przez Unię Europejską po Chiny i Japonię. Naturalnie, użycie pakietu stymulacyjnego wiąże się z ogromnym wzrostem zadłużenia sektora finansów publicznych. Rozpoczęło to polemikę wśród ekonomistów na temat zasadności strategii stymulowania popytu poprzez zwiększone wydatki rządowe.

Znów rozgorzał trwający od niemal 50 lat spór wśród ekonomistów o to, w jaki sposób luzowanie polityki fiskalnej wpływa na wzrost gospodarczy. Ze względu na poglądy na temat zasadności takiego sposobu walki z recesją, ekonomistów można podzielić na dwie grupy: słodkowodnych i słonowodnych. Przyjrzyjmy się argumentom każdej ze stron.

Reklama

Słonowodni ekonomiści...

Naukowcy pracujący na wydziałach ekonomicznych amerykańskich uniwersytetów, ulokowanych na obu wybrzeżach Stanów Zjednoczonych, czyli m.in. Harvard, MIT, Columbia, Berkeley, nazywani są słonowodnymi ekonomistami. Reprezentują zazwyczaj post- lub nowokeynesowskie podejście do teorii makroekonomii. Uważają, iż ingerencja rządu w wolnorynkowe mechanizmy prowadzi do stabilizacji sytuacji makroekonomicznej. Ich zdaniem, cykl koniunkturalny spowodowany jest niedoskonałościami rynku, które powinny być korygowane.

Wierzą, że zwiększenie wydatków rządowych powiększa dochód rozporządzalny ludności, która zaczyna konsumować więcej, stymulując tym samym przedsiębiorstwa do zwiększania produkcji, a w efekcie zatrudniania większej ilości pracowników, co przekłada się na wyższe płace, sprawiając, że zwiększa się dochód rozporządzalny ludności...i koło się zamyka.

Wiara w taki właśnie mechanizm jest powodem chęci Bena Bernanke do zrzucania pieniędzy z helikoptera, jeśli tylko zaszłaby taka potrzeba.

...i ich słodkowodni koledzy po fachu

Ekonomiści wykładający na uniwersytetach zlokalizowanych w pobliżu amerykańskich Wielkich Jezior, czyli w m.in. Chicago, Minnesocie czy Pittsburgh'u zyskali miano słodkowodnych. Reprezentują oni głównie szkoły monetarystyczną oraz neoklasyczną. Twierdzą, że fiskalny interwencjonizm państwa jest nieefektywny.

Uzasadniają to między innymi tym, że wzrost zadłużenia państwa, wywołany wydatkami publicznymi, jest internalizowany przez sektor prywatny. Sektor ten wydatki uznaje niejako za swój dług, zwiększając tym samym oszczędności kosztem inwestycji, ponieważ ludzie przewidują, że w przyszłości czeka ich podwyżka podatków. Jest to nazywane równoważnością ricardiańską.

Co więcej, ekonomiści twierdzą, że konsumpcja finansowana ze środków publicznych wypacza alokację zasobów na wolnym rynku poprzez fakt, że fałszuje ona prawdziwą strukturę popytu rynkowego. Sektor prywatny może więc, przez mylne sygnały otrzymywane z rynku, nadmiernie finansować nierentowne inwestycje, oraz niedofinansowywać te generujące wyższe stopy zwrotu.

Słodkowodni ekonomiści tłumaczą występowanie recesji teorią realnego cyklu koniunkturalnego (neoklasycy) lub niedopasowaniami w podaży pieniądza i popycie na pieniądz (monetaryści). Uważają także, że recesji najlepiej przeciwdziałać strukturalnymi reformami skupiającymi się na podażowej stronie gospodarki.

Tak, w bardzo pobieżnym, telegraficznym skrócie można opisać różnice między tymi dwoma podejściami do zjawiska recesji gospodarczej. Ale która z nich jest bliższa prawdy?

Keynesowskie skutki luzowania polityki fiskalnej

Wylegujący się na oceanicznych plażach ekonomiści niestrudzenie szukają dowodów empirycznych na to, że ich opędzający się od komarów słodkowodni konkurenci kompletnie mylą się w swojej interpretacji przyczyn cykli koniunkturalnych i zalecanych sposobów przeciwdziałania spadkom PKB. Wszelkiego rodzaju pozytywny wpływ bodźców fiskalnych, skutkujący przyspieszaniem wzrostu gospodarczego i poprawieniem efektywności rynku, nazywamy keynesowskim skutkiem luzowania polityki fiskalnej.

Do ciekawszych opinii w tej materii należy publikacja dr Macieja K. Dudka z 2009 roku1, w której udowadnia on, że luzowanie polityki fiskalnej może przynieść typowe keynesowskie skutki. Dr Dudek wychodzi z założenia, że popyt na rynku danego dobra ma charakter losowy, tzn. istnieje ryzyko, że może w pewnym momencie zniknąć. Przykładem może być odzież, która przestaje być modna, a tym samym popyt na nią zanika gwałtownie. Autor przekonuje, że dzięki pakietowi fiskalnemu podmioty rynkowe podejmują decyzję o rozpoczęciu działalności gospodarczej, co wiąże się z pozyskiwaniem informacji o rozmiarze popytu rynkowego.

Taka wiedza zdobyta dzisiaj umożliwia im efektywniejsze lokowanie środków jutro. Dr Maciej Dudek twierdzi, że przy braku pakietu fiskalnego racjonalnie działające podmioty rynkowe decydują się pozostać bierne gospodarczo a tym samym nie obserwuje się indywidualnego popytu na dobra. Niedostateczna informacja o strukturze rynku z kolei doprowadza do przeinwestowania nierentownych inwestycji i niedofinansowania zyskownych projektów w przyszłości.

Autor podkreśla jednak, że powyżej pewnego poziomu deficytu budżetu centralnego pozytywne skutki pozyskania informacji są neutralizowane przez negatywne konsekwencje zbyt dużego długu publicznego.

Nie-keynesowskie skutki zacieśniania polityki fiskalnej

Oczywiście neoklasycy i monetaryści nie pozostają dłużni i także nie śpią po nocach, szukając faktów, które skompromitują fanów Johna Keynesa. Warto tu wspomnieć chociażby o pracy dr Andrzeja Rzońcy2, który starał się udowodnić, że zmniejszanie wydatków budżetowych i redukcja deficytu sektora finansów publicznych prowadzi do przyspieszenia wzrostu gospodarczego.

Świeżo upieczony członek RPP powołuje się tu na przykłady krajów Europy Środkowo-Wschodniej czy Holandii, gdzie redukcja wydatków spowodowała bardziej dynamiczny rozwój gospodarczy. Nie można także zapomnieć o Robercie Barro, dzięki któremu na tapet powróciła wspomniana już przeze mnie, równoważność Ricarda. Według niego zacieśnienie polityki fiskalnej może prowadzić do wzrostu inwestycji, a tym samym także i PKB. Poza tym, Carmen Reinhart oraz Kenneth Rogoff w swojej pracy3 przekonują, że wzrost zadłużenia sektora publicznego powyżej 90% PKB prowadzi przeciętnie do spowolnienia wzrostu gospodarczego o około 2%.

Po co właściwie się zadłużać?

Zanim przejdziemy do rozważań na temat sfery makro gospodarki, skupmy się na pewnych zjawiskach w skali pojedynczego przedsiębiorstwa. Kiedy firmie opłaca się zadłużać? Oczywiście gdy koszty spłaty pożyczki są niższe niż krańcowa produktywność pożyczonego kapitału.

Przedsiębiorstwo niejako czerpie zyski z marży pomiędzy ceną po jakiej pozyskuje kapitał a dochodami z niego. W skali makro nic się nie zmienia. Zadłużanie się państw może być korzystne dopóty, dopóki dynamika wzrostu kosztu obsługi długu nie przewyższa tempa wzrostu dochodów państwa.

Mała dygresja: schemat Ponziego

We wczesnych latach 20 XX wieku Charles Ponzi (a później także i jego godni następcy tacy jak Madoff) skonstruował piramidę finansową. Nie jest to miejsce ani czas na wnikanie w szczegóły tej przestępczej struktury, więc opisze tylko powierzchownie ideę tej koncepcji.

Skuszeni obietnicami dużych zysków inwestorzy, często nie mający pojęcia o finansach, powierzają swoje oszczędności takiemu funduszowi, który jednak pieniędzy nie inwestuje, a jedynie finansuje za ich pomocą bieżące wypłaty. System działa świetnie tak długo, jak dopływ nowych inwestorów umożliwia regulowanie zobowiązań w stosunku do obecnych udziałowców. Gdy strumień nowych wpłat wysycha - cały system upada.

Aktualne problemy gospodarki światowej

Wiele krajów rozwiniętych jeszcze przed kryzysem borykało się z dużymi deficytami sektora finansów publicznych. Jak do tego doszło? Skuszeni obietnicami dużych transferów socjalnych, często nie mający pojęcia o ekonomii wyborcy popierali rozrzutnych polityków. Rządy finansowały stale rosnące bieżące wydatki dzięki coraz to nowym pożyczkom oraz wzrostowi liczby ludności, który poszerzał bazę podatkową. Ponzi byłby dumny.

Gdy strumień nowych wpłat wysechł z powodu procesu starzenia się społeczeństw, czyli relatywnie zmniejszającego się zasobu siły roboczej - system zaczął upadać. Dodatkowo w warunkach recesji zmniejszają się dochody państw, a rosną wydatki socjalne pogarszając błyskawicznie saldo budżetów jednostek rządowych.

Czy uruchamianie dodatkowych pakietów stymulujących w takich warunkach jest aby na pewno racjonalne? Czas powinien przynieść nam rozwiązanie tej zagadki. Myślę, że już niedługo będziemy mogli przekonać się, która ze szkół ekonomii wyszła zwycięsko z odwiecznego pojedynku.

Marek Ignaszak

1. "On the Effectiveness of Keynesian Policies in General Equilibrium", Maciej K. Dudek

2. "Czy Keynes się pomylił?" Rzońca Andrzej

3. "Growth in a Time of Debt" Carmen M. Reinhart Kenneth S. Rogoff

TREND - Miesięcznik o sztuce inwestowania
Dowiedz się więcej na temat: kryzys | Efekt domina | PKB | skutki | ekonomiści | wydatki | Jerzy Dudek | rząd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »