Deflacja w Polsce? Scenariusz możliwy, choć mało prawdopodobny
Szalejąca inflacja spędza sen z powiek ekonomistom, przedsiębiorcom i konsumentom, więc wszelkie prognozy związane ze spadkiem cen wydają się nierealne. Jednak scenariusz z deflacją w 2024 roku, choć mało prawdopodobny, jest możliwy - zwraca uwagę ekonomista Banku Pekao Piotr Bartkiewicz.
- Scenariusz, w którym mielibyśmy w Polsce deflację w 2024 roku, jest możliwy, ale nikt nie uznaje go za prawdopodobny - zwraca uwagę ekonomista Banku Pekao Piotr Bartkiewicz.
W najnowszej lipcowej projekcji inflacji Narodowego Banku Polskiego centralny scenariusz zakłada, że inflacja w ostatnim kwartale 2023 r. wyniesie 6,7 proc. a w I kw. 2024 r. spadnie do 4,6 proc. a pod koniec 2024 r. wyniesie 3,5 proc., a więc znajdzie się w granicach dopuszczalnych odchyleń od celu inflacyjnego. Ale z raportu o inflacji wynika, że przy 90-proc. odchyleniu od scenariusza centralnego istnieje ryzyko, że na początku 2024 r. wskaźnik wzrostu cen spadnie poniżej 0.
- Scenariusz, w którym w którym mielibyśmy w Polsce deflację w 2024 roku jest możliwy, ale nikt nie uznaje go za prawdopodobny. Żeby się zrealizował, potrzebna byłaby głęboka recesja na świecie połączona ze spadkami cen surowców, co w rezultacie mogłoby doprowadzić do spadku inflacji poniżej zera - powiedział ekonomista Banku Pekao Piotr Bartkiewicz.
Zwrócił on uwagę, że do realizacji scenariusza deflacyjnego konieczne byłoby szybkie zakończenie wojny na Ukrainie i powrót do importu surowców w Rosji.
- Jeśli weźmiemy pod uwagę hipotetyczną sytuację, w której dochodzi do recesji w kluczowych gospodarkach a w 2023 r. zaczynają płynąć surowce z Rosji, to zapewne i ropa staniałaby do 50 dolarów za baryłkę a ceny gazu również byłyby zbliżone do poziomów z lat poprzednich. Wtedy można sobie wyobrazić deflację rozumianą jako spadek cen detalicznych. Ale moim zdaniem, nie widać większych szans na szybkie zakończenie wojny i na powrót do importu surowców energetycznych z Rosji na zasadach sprzed wojny - powiedział ekonomista Banku Pekao.
Dodał, że trudno spodziewać się spadku cen surowców, zarówno takich jak ropa naftowa, jak i metali, jak na przykład miedzi, ze względu na wysokie wykorzystanie mocy produkcyjnych oraz kwestie transformacji energetycznej.
- Patrząc na dostępne moce wytwórcze na rynkach takich surowców jak miedź i kobalt, to nie widać zbyt dużych możliwości spadku cen. Z kolei w przypadku ropy naftowej wyższe stopy w USA powodują, że finansowanie inwestycje w nowe odwierty będzie dużo trudniejsze. A przecież mówimy o branży, której w perspektywie kilku dekad przestanie istnieć. Ten sektor zresztą mocno się zmienił, jest nastawiony na szybkie zyski a nie na inwestycje w nowe odwierty - stwierdził Bartkiewicz.
Przeciwko scenariuszowi deflacyjnemu przemawia według niego także to, że rządy nadal wspierają konsumpcję paliw. Bartkiewicz przypomniał, że u nas zostały wprowadzone obniżki podatków na paliwa, podobne programy są realizowane w innych krajach europejskich czy w USA, gdzie rządy stanowe przekazują pieniądze konsumentom. Ale dodał, że w niektórych branżach można spodziewać się spadku cen.
- Myślę, że na rynku dóbr możemy dość szybko zobaczyć odreagowanie w dół. Sytuacja, w której firmy kupowały podzespoły po każdej cenie, zaczyna się kończyć. Przykładem mogą być mikroprocesory, których niedawno brakowało na rynku, a obecnie mówi się, że jest ich nadmiar. Więc można się spodziewać, że cykle koniunkturalne będą w najbliższym czasie działać w kierunku obniżki cen, ale trudno się spodziewać, żeby to bardzo mocno się przełożyło na inflację - ocenił ekonomista Banku Pekao.
***