Deglobalizacja, nearshoring, friendshoring. Jakie będą koszty rozpadu świata na dwa bloki?
Fragmentacja bezpośrednich inwestycji zagranicznych będąca skutkiem napięć geopolitycznych i powstania wrogich sobie bloków może w ciągu pięciu lat zmniejszyć światowy PKB nawet o 2 proc. - twierdzi Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ten scenariusz zakłada rozpad świata na sojuszników Chin i USA.
"(...) rozdrobniona gospodarka światowa będzie prawdopodobnie uboższa" - napisali autorzy najnowszego "World Economic Outlook" opublikowanego w tym tygodniu przez MFW.
"Wielostronne wysiłki na rzecz zachowania globalnej integracji to najlepszy sposób na ograniczenie dużych i powszechnych kosztów ekonomicznych fragmentacji bezpośrednich inwestycji zagranicznych" - dodali.
Co to takiego fragmentacja geoekonomiczna? To odwrócenie globalnej integracji gospodarczej. Integracja polegała na budowaniu wzajemnych powiązań pomiędzy przedsiębiorstwami z różnych części świata dostarczającymi sobie kolejne ogniwa w łańcuchach wartości oplatających w ten sposób Ziemię. Poprzez te łańcuchy przepływał kapitał tworzący nowe inwestycje, dzięki nim rósł handel. I właśnie prawdopodobieństwo pozbawienia pokaźnej części świata i licznych gospodarek dostępu do inwestycji oraz możliwe następstwa takiej sytuacji są przedmiotem analizy WEO.
Fragmentacja geoekonomiczna może mieć wpływ na wszystko, co napędzało globalizację - przepływy handlowe, kapitałowe i migracyjne. Po upadku ZSRR w latach 90. globalizacja przeszła w fazę określoną przez Daniego Rodrika, profesora na Uniwersytecie Harvarda, jako "hiperglobalizacja". Hiperglobalizacja przyniosła boom gospodarczy w wielu częściach świata, w tym np. w Polsce, a nierówny podział korzyści spowodował napięcia społeczne i międzynarodowe.
"Hiperglobalizacja wyrządziła olbrzymie szkody, bo stawiała logikę ekonomii na głowie: ludzie mieli służyć handlowi, a nie handel ludziom. Globalna integracja doprowadziła przez to do społecznego rozpadu" - pisał w zeszłym roku Dani Rodrik na stronach Project Syndicate.
Teraz agendę polityczną dominuje pojęcie "deglobalizacji". Towarzyszą jej "reshoring, czyli przenoszenia części globalnego łańcucha wartości do własnego kraju, "nearshiring", czyli do kraju w bliskim sąsiedztwie geograficznym czy też "friendshoring" - przenoszenie produkcji towarów i dóbr pośrednich do regionów czy też krajów zaprzyjaźnionych, a więc będących w tym samym geopolitycznym bloku.
Spowolnienie globalizacji nie jest niczym nowym. Ukuto dla tego procesu nawet termin "slowbalisation". Slowbalisation zaczęła się po wielkim kryzysie finansowym z lat 2007-9. Udział handlu towarami i usługami w światowym PKB nie zwiększył się w II dekadzie XXI wieku w porównaniu z poprzednią, światowe inwestycje zagraniczne spadły z 3,3 proc. PKB do 1,3 proc. w latach 2018-22, a przepływy kapitału znacznie zwolniły.
To pokryzysowe spowolnienie poprzedziło rozpad światowej gospodarki spowodowany decyzjami politycznymi. Jeszcze na długo przed pandemią poprzedni amerykański prezydent Donald Trump wypowiedział Chinom w 2018 roku "wojnę handlową" i zapragnął je gospodarczo, a przede wszystkim - technologicznie - "oddzielić". Rozwój technologii i dystrybucja postępu technologicznego stały się czwartym silnikiem globalizacji. Aktualna administracja amerykańska nie zrobiła ani kroku wstecz. Jakie są tego skutki? Średnie amerykańskie i chińskie cła na wzajemny eksport pozostają znacznie wyższe niż przed rozpoczęciem wojny handlowej i nadal obejmują ponad połowę całego handlu między USA a Chinami - pokazują analizy Peterson Institute for International Economics.
Ofiarą decyzji politycznych padła Wielka Brytania, która w 2016 roku zdecydowała o wyjściu z Unii Europejskiej, a zatrzasnęła drzwi do Wspólnoty od początku 2020 roku. Pandemia doprowadziła do kolejnych olbrzymich napięć w łańcuchach dostaw. Towary i dobra pośrednie przestały wypływać z Chin, a w miarę jak kontenery rdzewiały na redach wzmagała się globalna inflacja. Napaść Rosji na Ukrainę spowodowała kryzys energetyczny, skokowy wzrost cen surowców, co pchnęło inflację jeszcze wyżej. Sankcje nałożone na Rosję spowodowały faktyczne, choć tylko częściowe "oddzielenie" sporej gospodarki od światowego obrotu.
Słowem - z rożnych powodów, także zapewnienia większego bezpieczeństwa sobie czy sojusznikom - następuje rekonfiguracja łańcuchów dostaw. Z punktu widzenia ekonomicznego to nie najlepsze rozwiązanie, bo utrzymywanie kontaktów z mniejszą liczbą partnerów, ograniczenie źródeł zaopatrzenia, prawdopodobnie zmniejszą dywersyfikację i spowodują, że kraje będą bardziej podatne na szoki makroekonomiczne - ostrzega MFW.
Fragmentacja bezpośrednich inwestycji zagranicznych będzie mieć globalne skutki. Inwestycje zagraniczne stanowią przeciętnie na świecie ok. 12 proc. kapitału krajowego. Ich relokacja może uderzyć w liczne kraje goszczące - głównie w gospodarki wschodzące i rozwijające się. Ale nie tylko. Stracą wszyscy.
Jakie znaczenie mają bezpośrednie inwestycje zagraniczne? Powodują transfer kapitału, wiedzy, technologii, umiejętności zarządzania oraz tworzą wysokiej jakości miejsca pracy. Wejście na rynek korporacji międzynarodowych przynosi korzyści firmom krajowym, dołącza je do kooperacji, co popycha je do zwiększenia produktywności. Firmy zagraniczne generują także lokalny popyt na krajowe dobra inwestycyjne. To wpływa na wzrost gospodarczy i jego jakość.
Tymczasem - jak pokazują analizy MFW - już w okresie popandemicznym, czyli od II kwartału 2020 roku do IV kwartału 2022 roku bezpośrednie inwestycje zagraniczne spadły o prawie 20 proc. w porównaniu z okresem miedzy wielkim globalnym kryzysem finansowym a pandemią. Na znaczeniu straciła Azja, zarówno jako źródło inwestycji, jak i jako region je przyjmujący, a najbardziej - Chiny. Amerykańskie inwestycje w Chinach spadły aż o ponad 40 proc. Wyraźnie wzrosły jedynie inwestycje we wschodzącej Europie, jednak o niemal jedną trzecią skurczyły się w naszym regionie bezpośrednie inwestycje z Chin.
Analiza pokazuje równocześnie, że o przepływach coraz silniej zaczynają decydować geopolityczne sojusze. Dowodzi tego większy napływ inwestycji amerykańskich np. do Kanady i Korei Południowej przy spadku w Wietnamie i Chinach. Ma to szczególne znaczenie jeśli chodzi o tzw. sektory strategiczne.
"Oddzielenie" Chin nie będzie jednak dla USA łatwe. Dlaczego? Geopolityczne różnice jak nie byłyby duże równoważy siła rynkowa gospodarki, opierająca się na udziale kraju w eksporcie w danym sektorze. Z analiz MFW wynika, że takie gospodarki jak Chiny, Niemcy i USA mają dużą siłę rynkową w wielu sektorach.
Jeśli wzrosną napięcia pomiędzy USA a Chinami, bezpośrednie inwestycje zagraniczne będą prawdopodobnie koncentrowały się "wewnątrz" konkurencyjnych bloków. Tym bardziej, że wraz z fragmentacją BIZ dochodzi do realokacji portfeli instytucji finansowych. Może to doprowadzić do odwrócenia transgranicznych przepływów kapitałowych i do odpływu kapitału z części gospodarek wschodzących.
Autorzy MFW przeprowadzili symulację najbardziej spodziewanego podziału geopolitycznego świata na dwa bloki związane z USA i Chinami. Ułożyli kilka scenariuszy, w których inne kraje i regiony mogą sprzymierzyć się z jednym lub drugim mocarstwem. To jak będzie wyglądał rozpad świata jest oczywiście niewiadomą i będzie zależeć od bardzo wielu czynników. Dla potrzeb symulacji podzielili świat na osiem regionów (bloki USA i Chin oraz m.in. Unia Europejska plus Szwajcaria, Indie i Indonezja, Ameryka Łacińska i Karaiby) i zbadali rozmaite scenariusze ich przynależności bądź niezaangażowania. Wyniki symulacji są takie, że w zależności od przebiegu "linii uskoków" fragmentacja inwestycji zagranicznych może zmniejszyć światowy PKB o od 1 do 2 proc. w horyzoncie pięciu lat.
W podstawowym scenariuszu założyli 50-procentowy spadek przepływów oraz wzajemnych inwestycji zagranicznych pomiędzy "blokami" Chin i USA. Ale to wcale nie znaczy, że kraje niezaangażowane nie ucierpią. Dotknie je zmniejszenie popytu zewnętrznego powodujące spadek eksportu netto, a co za tym idzie - jeszcze głębszy spadek inwestycji.
Poza tym gospodarki krajów niezaangażowanych pozostaną w cieniu niepewności politycznej i pod silną presją by przystąpić do jednego z bloków. To może wpłynąć na zwiększenie ryzyka inwestycyjnego, bowiem inwestorzy - z obu bloków - muszą się liczyć ze zmianą politycznego stanowiska. Może to spowodować, że sytuacja takich państw jeszcze się pogorszy.
Mimo tych zastrzeżeń - dla Ameryki Łacińskiej, Indii i Indonezji oraz krajów Azji Południwo-Wschodzniej - lepszym rozwiązaniem byłaby pozycja niezaangażowania niż przynależność do któregoś z bloków. Z analizy MFW wynika także, że sytuacja, w której Unia Europejska plus Szwajcaria pozostają trwale niezaangażowane pociąga za sobą znacznie niższe koszty zarówno dla nich samych, jak też dla gospodarek bloku chińskiego.
"Chociaż mogą istnieć względni - a być może absolutni - zwycięzcy tego przekierowania (inwestycji), takie zyski są obarczone znaczną niepewnością" - stwierdza raport MFW.
Dążenie do wzmacniania bezpieczeństwa narodowego czy utrzymywanie przewagi technologicznej nad rywalizującymi krajami wiąże się z dużymi kosztami ekonomicznymi nie tylko dla rywali ale też dla krajów niezaangażowanych i dla samego kraju oraz jego sprzymierzeńców - podsumowuje WEO wyniki analiz. Świat rozpoczął grę o sumie ujemnej.
Jacek Ramotowski