DINKS: Para dziana niesłychanie
Nie jest to wcale nowe zjawisko, na świecie obserwuje się je od ponad 20 lat, jednak ten model związku staje się coraz bardziej popularny również i u nas. Coraz więcej osób pragnie żyć w stałym związku, zwykle małżeństwie, ale bez dzieci. DINKS, czyli Double Income No Kids to inaczej Podwójny Dochód Żadnych Dzieci.
Jak podaje instytut badawczy Millward Brown SMG/KRC, takich rodzin jest w Polsce około 500 tysięcy, w Japonii 8 mln, zaś w Niemczech - 4 mln. Według amerykańskich prognoz, w 2010 r. w USA będzie żyło w tego typu związkach aż 31 mln osób. Już teraz w Stanach Zjednoczonych dinksy to 14 proc. wszystkich związków małżeńskich.
O co chodzi dinksom?
Bywa, że nie jest to małżeństwo, lecz stały związek dwojga partnerów mieszkających razem, którzy nie mają czasu na dzieci, bo na pierwszym miejscu stawiają karierę zawodową i spotkania towarzyskie. Są młodzi, dobrze wykształceni, świetnie zarabiają. Stać ich na dzieci, ale nie mają na nie czasu.
Samotni rodzice wybierając model "childfree" kierują się w dużym stopniu ekonomicznym wyborem - kalkulacją zysków i strat. Dla wielu z nich wychowanie dziecka, a potem zapewnienie mu szczęśliwego życia jest zbyt kosztowne i mogłoby powodować zbyt wiele wyrzeczeń.
Warto zwrócić uwagę, że dinksy przerzucają często swoje instynkty opiekuńcze na zwierzęta domowe - rasowe psy i drogie koty, które ubarwiają ich życie.
Dinks to idealny klient
Styl życia a la dinks został odkryty przez przemysł reklamowy i przedstawicieli nauk społecznych pod koniec lat 80. Ten model pojawił się najwcześniej w krajach protestanckich, ponieważ w tej kulturze łatwiej przyjmowane jest to, iż człowiek chce coś osiągnąć sam, a nie za pośrednictwem swoich dzieci.
Zdaniem analityków rynku konsumenckiego taki styl życia najlepiej napędza wzrost PKB zgodnie z zasadą: im bardziej zatomizowane społeczeństwo, czyli im mniejsze rodziny, tym większe zapotrzebowanie na usługi i wszelkie dobra.
A dinksy to ideał konsumpcyjnego stylu życia, rynek zaś łatwo dopasowuje się do potrzeb swoich klientów. Rośnie ilość mieszkań przeznaczonych głównie do bezdzietnych par, ulokowanych blisko kin, restauracji, klubów i ich miejsc pracy - szklanych domów. Według danych "American Demographic Magazine", na luksusowe towary wydają trzykrotnie więcej niż tradycyjne rodziny. O 60 proc. więcej przeznaczają na rozrywkę i ponad dwa razy więcej na jedzenie poza domem.
W ramach ostrzeżenia warto jednak przytoczyć opinię amerykańskiego noblisty z dziedziny ekonomii, Gary'ego S. Beckera - odkrył on, że najlepiej rozwijają się gospodarki krajów, gdzie jest najwięcej stabilnych rodzin, które sporo oszczędzają i inwestują w przyszłość swoich dzieci. Czyli odkrył coś, o czym wiedziały już nasze babcie...
MZ