Dlaczego Putin nie pomógł Iranowi? Już wszystko jasne
- Moskwa nie podejmie ryzyka bezpośredniej konfrontacji z USA na rzecz Iranu. Putin jest oportunistą, a nie samobójcą - oceniła w piątek w rozmowie z PAP Zineb Riboua z amerykańskiego think tanku Hudson Institute. Według niej Rosja nie pomoże Teheranowi w walce i ograniczy się jedynie do "wsparcia retorycznego". Dodała również, że dzięki potencjalnemu zniszczeniu ośrodków nuklearnych Iranu "świat stał się bezpieczniejszy", a "polityka ustępstw, praktykowana przez poprzednie administracje USA, jedynie rozzuchwaliła Teheran, Moskwę i Pekin".
- Rosja nie pomaga Iranowi, bo prezydent Władimir Putin jest oportunistą, a nie samobójcą i nie podejmie ryzyka bezpośredniej konfrontacji z USA na rzecz Teheranu - oceniła w komentarzu dla PAP Zineb Riboua z amerykańskiego think tanku Hudson Institute.
- Prezydent USA Donald Trump "wie, że liczenie na przyjaźń z Republiką Islamską to mrzonka", a dopóki u władzy jest ajatollah Ali Chamenei i Korpus Strażników Rewolucji, Iran pozostanie wrogo nastawiony do Ameryki, Izraela i w ogóle Zachodu - podkreśliła analityczka.
Zaznacza, że jej zdaniem amerykański atak na obiekty nuklearne Iranu były "pokazem siły" USA, a nie "utorowaniem ścieżki ku pojednaniu".
Ekspertka zaznaczyła również, że rozmowy o odprężeniu nie wpisują się w strategię Trumpa.
- Wywieranie maksymalnego nacisku, dokładne uderzenia i silne odstraszanie stanowią jedyny sposób na konfrontowanie się z reżimem, zbudowanym na skandowaniu "Śmierć Ameryce" i chcącym zetrzeć Izrael z powierzchni Ziemi - mówiła.
Zdaniem ekspertki z amerykańskiego think tanku istnieje ryzyko nawrotu eskalacji konfliktu między Izraelem i Iranem. Izrael pokazał jednak, dzięki wsparciu USA, że jest w stanie zaatakować irański rdzeń infrastruktury nuklearnej i wyeliminować ważnych dowódców nawet w Teheranie.
Dodała, że Iran może próbować przeprowadzić "symboliczny odwet", jednak koszty takiej operacji stały by się dla niego zbyt wysokie. Wsparcie Trumpa dla Izraela i gotowość do użycia siły przypomniały Iranowi, że "dalsza agresja nie przyniesie zysków, lecz tylko zniszczenia".
- Może dojść do wybuchu przemocy, ale irański apetyt na konfrontację na pełną skalę zmalał dzięki presji" - oceniła Riboua, która specjalizuje się m.in. w zaangażowaniu Chin i Rosji na Bliskim Wschodzie.
Analityczka stwierdziła, że atak USA na irańskie obiekty nuklearne był ostrzeżeniem dla Chin i Rosji. Donald Trump przypomniał wtedy, że jest gotowy do "zdecydowanych i jednostronnych działań w obronie amerykańskich interesów".
Dla władz w Pekinie, które wspierają irańską branżę naftową i rozbudowę przemysłu zbrojeniowego, był to sygnał, że inwestowanie w reżimy wiąże się z ryzykiem. Dla Moskwy z kolei było to przesłanie, że jej regionalne wpływy wywierane za pośrednictwem Iranu są kruche.
- Nie zapominajmy też, że Rosja i Chiny nie pomogły Iranowi, gdy był w potrzebie i w ten sposób wysłały sygnał swoim partnerom w antyzachodniej osi, takim jak Korea Północna, Mali, Burkina Faso, Niger, że nie można na nich wcale polegać - kontynuowała ekspertka.
Oceniła, że Rosja najpewniej ograniczy się jedynie do "wsparcia retorycznego" i niewielkiego wsparcia logistycznego.
- Moskwa nie podejmie ryzyka bezpośredniej konfrontacji z USA na rzecz Iranu. Putin jest oportunistą, a nie samobójcą - podkreśliła Riboua.
Analityczka Hudson Institute zaznaczyła, że ostatnie wydarzenia ujawniły granice rosyjskiego sojuszu z Iranem, który ma charakter transakcyjny, a nie ideologiczny.
- Moskwa postrzega Teheran jako pionka, który stawia wyzwanie USA, a nie jako partnera, którego należy bronić kosztem rosyjskich interesów - uważa Riboua.
Oceniła również pozytywnie fakt zniszczenia przez USA irańskich obiektów nuklearnych Iranu. Stwierdziła, że dzięki temu świat "zdecydowanie" stał się bezpieczniejszy.
- Ataki zniszczyły kluczowe elementy irańskiego programu nuklearnego, przywróciły odstraszanie i przypomniały reżimom, że USA pozostaje najsilniejszym graczem w regionie" - wyliczyła.
- Świat stał się bezpieczniejszy nie dzięki temu, że zwyciężyła dyplomacja, ale dlatego, że siła została wykorzystana w sposób skuteczny i zdecydowany. Polityka ustępstw, praktykowana przez poprzednie administracje, jedynie rozzuchwaliła Teheran, Moskwę i Pekin - podsumowała ekspertka konserwatywnego ośrodka.
13 czerwca Izrael rozpoczął naloty na cele nuklearne i militarne w Iranie. Władze w Tel Avivie twierdziły, że Teheran jest o krok od zbudowania broni jądrowej. W nocy z 21 na 22 czerwca siły USA zaatakowały trzy obiekty programu atomowego w Iranie - w Fordo, Natanz i Isfahanie. Od wtorku utrzymuje się ogłoszony przez Donalda Trumpa rozejm między dwoma państwami Bliskiego Wschodu.
Prezydent USA Donald Trump zapewnił, że amerykańskie uderzenia "całkowicie i totalnie unicestwiły" irańskie obiekty nuklearne. Podkreślił, że zapasy wzbogaconego uranu nie zostały wywiezione ze zbombardowanego ośrodka.
Co więcej, w piątek zapowiedział, że bez wahania ponownie zbombarduje Iran, jeśli okaże się, że będzie miał nadal zdolność do wzbogacania uranu do poziomu pozwalającego na uzyskanie broni jądrowej. Sam szef MSZ Iranu Abbas Aragczi przyznał w wywiadzie dla irańskiej telewizji publicznej, że irańskie obiekty nuklearne "poważnie ucierpiały" w wyniku amerykańskich nalotów.
Według szefa Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) Rafaela Grossiego atak USA na trzy irańskie ośrodki jądrowe poważnie je uszkodził, ale nie zniszczył ich całkowicie. Dodał, że w ciągu kilku miesięcy Iran może ponownie zacząć proces wzbogacania uranu.