Dymisja ministra została przesądzona w styczniu
W samym środku parlamentarnych wakacji premier Jerzy Buzek wykonał dyspozycje kierownictwa politycznego AWS i wymienił ministra skarbu. Odwołanego Emila Wąsacza zastąpił Andrzej Chronowski, który dla nowego stanowiska poświęca dotychczasową posadę wicemarszałka Senatu.
Przypomnijmy, że 22 stycznia br. jedynie konstytucyjny wymóg bezwzględnej większości ustawowej liczby posłów (czyli 231) uratował los ministra Wąsacza. Na sali sejmowej zwolennicy jego natychmiastowego odwołania odnieśli wówczas zdecydowane zwycięstwo 229:176, przy 2 wstrzymujących się i 53 nie głosujących. Minister - a także premier - przeszli nad tą zwycięską klęską do porządku dziennego, ale od tej chwili całe funkcjonowanie MSP skażone już było pewną tymczasowością. Dlatego lipcowy dezyderat sejmowej komisji, która wezwała premiera do odwołania szefostwa resortu - tym razem w związku z zarzutami dotyczącymi prywatyzacji PZU - był zapowiedzią tego, co już dawno zostało przesądzone.
Wybrany przez premiera moment dymisji związany jest w oczywisty sposób z finałem parlamentarnej batalii o ustawę uwłaszczeniową, od której Emil Wasacz się odżegnywał. Tymczasem uwłaszczenie zostało wplecione do kampanii prezydenckiej i ma odegrać rolę cudownej broni Mariana Krzaklewskiego. Dlatego kierownictwu AWS akurat w tym momencie wyjątkowo zależy na skupieniu wszystkich klubowych sił wokół swego lidera oraz mniejszościowego rządu. Osoba niechcianego ministra rozbijała taką jedność już w zarodku.
Niezależnie od nazwy resortu i niezależnie od składu rządzącej koalicji, stanowisko ministra do spraw przemian własnościowych jest w polskim rządzie jednym z najtrudniejszych. W okresie minionej dekady właśnie ten minister zebrał najwięcej wniosków o wyrażenie mu przez parlament wotum nieufności. Zawsze zgłaszała je słabsza liczebnie opozycja i nigdy jej się nie powiodło. Dopiero w obecnej kadencji niepokorni posłowie AWS wprowadzili nowy parlamentarny obyczaj - wspólne z opozycją odwoływanie własnego ministra. Zarzucali Emilowi Wąsaczowi, że nie przedstawił żadnej spójnej wizji prywatyzacji majątku Skarbu Państwa; że poszczególne sektory są prywatyzowane fragmentarycznie; że brak jest koncepcji, jaką funkcję w budowie nowego ustroju gospodarczego Polski ma spełnić proces prywatyzacji. Do tego doszły liczne zarzuty o niegospodarność.
Tymczasem obiektywnie oceniając nasze przemiany własnościowe, główną krytykę należałoby skierować nie pod adresem pojedynczego ministra, lecz do całego rządu i parlamentu. Prywatyzacja przestała być procesem inwestycyjnym, służącym podniesieniu konkurencyjności polskich przedsiębiorstw oraz znalezieniu gospodarza dla leżącego odłogiem majątku. Zepchnięta została do roli wyłącznie dostarczyciela środków, służących bieżącemu łataniu deficytu budżetowego. Jeżeli w tym aspekcie oceniać winy ministra Wąsacza - to głównie za to, iż dał sprowadzić swój resort do parteru na poziomie KERM i rządu.
Niewątpliwie wraz z odwołaniem ministra Wąsacza - oraz wcześniejszą dymisją sekretarza stanu Alicji Kornasiewicz, która odeszła w grupie wiceministrów rekomendowanych przez UW - kończy się pewna epoka w resorcie Skarbu Państwa. Najbardziej cieszy się z tego oczywiście Gabriel Janowski, który był inicjatorem głosowanego w styczniu wniosku 72 posłów AWS.