Dzielą, rządzą i czerpią z tego wielkie zyski. Barwni obrońcy zwykłych ludzi
Barwni "obrońcy zwykłych ludzi", często zabawne osobowości budzące skrajne emocje, przedstawiające się zwykle jako osoby spoza układu, które chcą ponownie uczynić kraj wielkim lub przynajmniej ulżyć pracującym masom przez transfery socjalne. Populiści - bo nich mowa, choć przez część komentatorów uznawani za polityków groteskowych, osiągają cynicznie i bez skrupułów swoje cele, nie oglądając się na straty, które może spowodować ich polityka. Berlusconi, Erdogan, Chavez, Maduro, Trump, Bolsonaro - to najbardziej znani, których politykę przeanalizowali analitycy na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ).
Kim właściwie są populiści i jak można sklasyfikować to zjawisko z ekonomicznego punktu widzenia? Jaką politykę gospodarczą realizują populiści i z jakimi konsekwencjami - pytają na łamach "FAZ" Manuel Funke, Christoph Trebesch i Moritz Schularick, ekonomiści z Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii (IfW Kiel).
Populiści to często barwne, zabawne, czasem wręcz groteskowe osobowości reprezentujące szerokie spektrum polityczne - od skrajnej lewicy po skrajną prawicę - zwracają uwagę niemieccy ekonomiści podkreślając, że wszyscy oni (populiści) sprzedają się jako outsiderzy i bojownicy szerokich mas, "prawdziwych ludzi".
Silvio Berlusconi we Włoszech, Recep Tayyip Erdogan w Turcji, Hugo Chavez i Nicolas Maduro w Wenezueli, Donald Trump w USA, Jair Bolsonaro w Brazylii czy Javier Milei w Argentynie - lista krajów, w których do władzy doszli populiści jest długa - konstatują eksperci IfW.
Korzystają na polaryzacji i podziałach. Robią wszystko, co w ich mocy, aby polaryzować i dzielić, nawet gdy są u władzy - to błędne koło, z którego sami populiści czerpią największe zyski - oceniają na łamach "FAZ" ekonomiści, cytowani także przez portal "Deutsche Welle".
Nigdy wcześniej populiści nie byli u władzy w tak wielu krajach. Rekordowy był 2018 rok, gdzie rządzili w 16 spośród badanych 60 państw - tak o pierwszych dwóch dekadach XXI wieku piszą niemieccy badacze cytowani przez "Deutsche Welle". Podają też niepokojące dane, które postronnym obserwatorom mogłyby umknąć (w niektórych przypadkach oswajamy się z rządami populistów).
Otóż w krajach, które już raz miały populistyczne rządy, jest bardziej prawdopodobne, że znów do władzy dojdzie populista. Na przykład Argentyna była rządzona przez populistów przez prawie 40 proc. okresu od uzyskania niepodległości, Włochy przez 29 proc., a Słowacja przez prawie 60 proc. (od uzyskania niepodległości w 1993 r.).
Badacze podają też statystyczne dane, które pokazują, jak skuteczna bywa dla zdobycia i utrzymania władzy populistyczna retoryka. Populiści utrzymują się przy władzy przez średnio sześć lat, a rządy niepopulistyczne - przez trzy. Prawdopodobieństwo ich reelekcji wynosi średnio 36 proc., podczas gdy w przypadku polityków niepopulistycznych tylko 16 proc. - wynika z analiz badaczy z kilońskiego IfW.
Nie jest trudno o przykłady szkód gospodarczych, jakie mogą wyrządzić populiści - przekonują niemieccy badacze w "FAZ", cytowani przez "DW". Brexit "zakończył się gospodarczą klęską", a podobnie złą ocenę można wystawić polityce ekonomicznej Silvio Berlusconiego - twierdzą. Wskazują na stagnację gospodarki Włoch od lat 90. ubiegłego wieku, kryzys systemu oświaty i emigrację wykształconych obywateli.
"Bardziej drastyczne przykłady można znaleźć w Ameryce Południowej. Populista Hugo Chavez i jego następca, były kierowca autobusu Nicolas Maduro, w ciągu 20 lat zamienili bogatą Wenezuelę w krainę biedy" - piszą ekonomiści z IfW na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Choć obecny kryzys inflacyjny na całym świecie spowodowany jest bezpośrednio przez skutki wojny i wcześniej pandemii, nie sposób nie zauważyć, że to właśnie rządy populistów są gotową receptą na wywołanie inflacyjnej galopady rujnującej gospodarki krajów i drenującej portfele obywateli. Doskonałym przykładem może być wspomniana przez niemieckich badaczy Argentyna, która nie bez racji unzawana jest za kraj "wiecznie" pogrążony w kryzysie, a w którym - jak wspomniano - rządy populistów to polityczna normalność. Władzę w Argentynie przejął Javier Milei, jak sam się określa: "liberalny libertarianin" pragnący odsunięcia politycznej kasty rządzącej Argentyną od lat.
W ubiegłym roku średnioroczna inflacja w Argentynie przekroczyła 200 proc. i - choć wydawałoby się, że to niechlubny rekord - warto wspomnieć o jeszcze wyższych odczytach inflacyjnych w tym kraju w latach 90. ubiegłego wieku.
Teraz Argentyna przez kontrowersyjną terapię szokową stara się podnieść z finansowego upadku, a lata "obrony zwykłych ludzi" przez populistyczne rządy zaowocowały zepchnięciem poniżej progu biedy niemal 40 proc. społeczeństwa. Na razie "reformy" Javiera Milei nie przynoszą spodziewanych sukcesów.
***