Ekonomiści: Słabszy złoty pomoże gospodarce
Druga fala pandemii uderzyła z pełną siłą, na co od razu zareagowały rynki finansowe. Osłabienie złotego to z jednej strony wyższe raty kredytów walutowych, ale z drugiej bardziej konkurencyjny eksport i wsparcie dla gospodarki w wychodzeniu z kryzysu.
W środę za euro trzeba płacić już ponad 4,63 złotego - najwięcej od 2009 roku. Za dolara - ponad 3,95 zł, a franka szwajcarskiego - powyżej 4,33 zł. Rentowność 10-letnich obligacji skarbowych spadła natomiast do rekordowo niskiego poziomu 1,13 proc.
Kluczowe są dwa czynniki: rozwój pandemii i pogarszające się perspektywy gospodarki na ten i przyszły rok. Wzrost awersji do ryzyka sprawił, że waluty rynków wschodzących, do których wciąż zaliczana jest Polska, tracą i dochodzi do odpływu kapitału w kierunku walut rynków rozwiniętych, uważanych za bezpieczniejsze w takich czasach.
Akurat słaby złoty nie przeszkadza Radzie Polityki Pieniężnej, która decyduje o poziomie stóp NBP, a jest wręcz - zdaniem większości jej członków - pożądany w obecnych warunkach gospodarczych. W październikowym komunikacie RPP wskazała, że "tempo ożywienia gospodarczego może być ograniczane przez brak wyraźnego i trwalszego dostosowania kursu złotego do globalnego wstrząsu wywołanego pandemią oraz poluzowania polityki pieniężnej NBP".
W ostatnim wywiadzie dla PAP, Jerzy Żyżyński, członek RPP, powiedział, że słabszy złoty byłby korzystny dla ożywienia gospodarki po kryzysie. A Grażyna Ancyparowicz, z RPP zauważyła, że "euro/złoty cały czas oscyluje wokół stałego poziomu ok. 4,50, więc kształtowanie się kursu EUR/PLN w przedziale 4-5 zł nie stanowi żadnego problemu".
- Jeden z powodów, który spokojnie można wiązać z tym, co się dzieje na rynku, to decyzje o zamykaniu gospodarek europejskich. I ogólnie rozwój epidemii - mówi Interii Piotr Kalisz, główny ekonomista banku City Handlowy.
Tracą waluty rynków wschodzących. W tym kontekście osłabienie złotego nie jest ani specjalnie dynamiczne, ani czymś wyjątkowym. - Jak popatrzeć na czeską koronę czy węgierskiego forinta, to też tracą. Mamy umocnienie dolara do euro, spadki na europejskich giełdach, a jednocześnie spadki rentowności na rynku długu. To jest ze sobą połączone - mówi Interii Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.
Nastroje pogarszają się ze względu na drugą falę pandemii. Rośnie niepokój, gdyż z Europy codziennie napływają nowe informacje o kolejnych obostrzeniach, wprowadzanych by ograniczyć liczbę chorych na COVID-19. - To rodzi obawy o zamykanie gospodarek, a wiemy jakie to miało skutki na wiosnę. Nie wiemy też jak się sytuacja będzie rozwijać w roku przyszłym. Wirus nie znika. Nie ma żadnego czynnika, który mógłby go powstrzymać. Rok 2021 r. stoi pod znakiem zapytania. To wszystko rynki finansowe wyceniają - ocenia Kurtek.
Po III kwartale i sporej dawce optymizmu, okazało się, że druga fala pandemii została mocno niedoszacowana. - Oczekiwania są rewidowane - mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Uspokaja jednak, że skutki ekonomiczne mogą być mniejsze niż po wiosennym zamykaniu gospodarek. - W całym roku wynik gospodarki może być lepszy niż się obawiano na początku, rzędu minus 4 proc. PKB w 2020 r. W lipcu NBP w projekcji zakładał spadek o 5 proc. - dodaje Maliszewski. Przypomina też, że polityka fiskalna w Polsce ma wciąż przestrzeń na dodatkowy impuls. PFR ma mandat emisyjny na 100 mld zł, do tej pory wyemitował papiery za 62 mld zł. BGK z zakładanych 112 mld zł wyemitował obligacje za 85 mld zł. - Około 4 proc. PKB - może być wciąż jeszcze wykorzystane na dodatkowe działania - ocenia Maliszewski.
Choć złoty może się jeszcze mocniej osłabić to ekonomiści, z którymi rozmawiała Interia, są zgodni, że w momencie, gdy sytuacja epidemiczna się uspokoi, polska waluta wróci do poziomu zbliżonego do 4,50 za euro.
Pytana o granice osłabienia główna ekonomista Banku Pocztowego, zwraca uwagę, że "nie wiemy, jak głębokie obostrzenia epidemiczne będą wprowadzone w Polsce". Jej zdaniem to, że się pojawią kolejne jest coraz pewniejsze ze względu na tak duże liczby nowych zakażeń. - Trudno prognozować, gdzie się możemy zatrzymać. To są czynniki nie tylko krajowe, które mają wpływ na złotego. Dla RPP sytuacja nie jest niepokojąca. To co radę będzie zajmować - to sytuacja gospodarcze i to, że w IV kwartał weszliśmy z osłabieniem gospodarki. Październik przyniósł nowe obostrzenia i już widać w miękkich danych, że osłabienie tempa wzrostu się zaczęło - dodaje Kurtek.
- Obstawiałabym 4,45-4,50 złotego za euro na koniec roku, jeżeli się sytuacja uspokoi - mówi Kurtek.
Według wcześniejszych prognoz głównego ekonomisty Banku Millennium na koniec roku euro/złoty powinien wrócić do poziomu zbliżonego do 4,40. - W obecnych uwarunkowaniach będzie korekta w górę. Dużo będzie zależało od rozwoju pandemii. W średnim terminie spodziewałbym się, że złoty odrobi straty, ale w jakim tempie i w jakiej skali - to zależy od rozwoju pandemii - mówi Maliszewski.
Natomiast główny ekonomista City Handlowego wskazuje, że "jeśli do końca roku te obecne zawirowania będą wygaszane, to zaczniemy wracać w stronę 4,50". - W krótkim terminie ta zmienność może być duża. Po drodze są jeszcze wybory w USA. Czynników, które się nakładają i uzasadniają nerwowe ruchy jest kilka - podkreśla Kalisz.
...też nie wzrosną, najpewniej do końca 2022 r. Tak sugeruje nie tylko obecna Rada Polityki Pieniężnej, ale również ekonomiści podkreślają, że rekordowo niskie stopy procentowe w Polsce będą jeszcze utrzymywane.
- Zakładamy, że stopy procentowe zostaną bez zmian, myślę, że przez 2 lata, może dłużej - ocenia Kalisz.
Kolejne obniżki nie przyniosłyby wyraźnych efektów w obszarze poprawy perspektywy wzrostu, a z punktu widzenia kredytobiorcy - z ich dalszej obniżki - ewentualna korzyść byłaby niewielka. - Zmniejszyłaby się jednak dostępność kredytu, ponieważ wpłynęłyby na kondycję sektora finansowego - przypomina Maliszewski.
Zamiast polityki monetarnej, ważniejsza dzisiaj jest polityka fiskalna, wsparta przez bank centralny.
- Nie sądzę, żeby stopy spadły poniżej 0 proc. - mówi Kurtek. - NBP ma do dyspozycji działania niestandardowe, z których będzie korzystać - dodaje.
Awersja do ryzyka będzie się utrzymywać do czasu stabilizacji pandemii. - Banki centralne nie mają za wiele przestrzeni do działania po obniżce stóp procentowych prawie do zera. Teraz pozostają narzędzia niestandardowe i skup aktywów, a to częściowo powiązane jest z polityką fiskalną - dodaje Maliszewski.
Bartosz Bednarz
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze