Elektrownie zainwestują 4 mld zł
Najwięcej wyda na inwestycje zespół elektrowni z grupy BOT. Bez wyższych inwestycji już za trzy lata może dojść do przerw w dostawach prądu. Prywatyzacja jest konieczna, by firmy pozyskały niezbędne środki na giełdzie.
Może się okazać, że ten rok będzie jednym z ostatnich, w których warto jeszcze będzie prywatyzować polską energetykę. Firmy z tej branży potrzebują, biorąc pod uwagę tempo starzenia się bloków, ogromnych nakładów na odbudowę zdolności wytwórczych. Państwo, które chce utrzymywać kontrolę nad największymi spółkami, pieniędzy na inwestycje nie ma. Muszą się o nie starać firmy. Klient końcowy może być pewny, że bez podwyżek się nie obędzie.
- Jeśli szybko nie rozpoczniemy w kraju kosztownego programu odbudowy energetyki i zastępowania starych i nieekologicznych bloków, które wkrótce będziemy musieli wyłączyć, za kilka lat zabraknie w Polsce rodzimej energii, a jej ceny pójdą w górę - ocenia Jan Kurp, prezes zarządu Południowego Koncernu Energetycznego.
Ostatni czas na decyzje
Moc zainstalowana elektrowni wynosząca ok. 35,7 tys. MW jest wprawdzie znacznie wyższa od zapotrzebowania sięgającego 20,5 tys. MW, ale elektrownie mają bardzo niskie kapitały. Prof. Krzysztof Żmijewski i dr Andrzej Kassenberg w analizie dla potrzeb firm energetycznych oszacowali, że aż ponad 40 proc. polskich bloków energetycznych skończyło 35 lat, kolejne 10 proc. ma więcej niż 50 lat.
Decyzje na temat przyszłości naszych elektrowni są więc tak samo ważne, choć mniej nagłaśniane przez rząd, jak próby dywersyfikacji nośników energii.
- Przy tempie starzenia się bloków, szybkości wzrostu zapotrzebowania na energię i zaostrzonych od przyszłego roku wymaganiach ochrony środowiska energii będzie brakować. Nie wybudujemy na czas nowych bloków - uważa Grzegorz Górski, prezes Electrabel Polska, spółki z międzynarodowej grupy SUEZ.
Rząd Jarosława Kaczyńskiego w programie dla branży oceniał, że aby nie znaleźć się pod kreską, powinniśmy co roku oddawać 800-1000 nowych MW. Tymczasem w 2006 roku nastąpił przyrost mocy o ledwie 338 MW. Nie ma za co budować.
- Należąca do naszej grupy elektrownia Opole chce zbudować dwa nowe bloki, ale nie ma za co. Mamy nadzieję, że te bariery pozwoli przełamać powstanie Polskiej Grupy Energetycznej, której powinno być łatwiej o środki na inwestycje. Po to się łączymy - mówi Błażej Torański, rzecznik BOT GiE.
Inwestycje wcale nie muszą oznaczać wzrostu mocy.
- W efekcie inwestycji co prawda PKE nie zwiększy potencjału produkcyjnego, jednak radykalnie poprawi sprawność i efektywność - mówi Paweł Gniadek, rzecznik PKE.
To ważne, bo sprawność (zdolność do przetwarzania energii cieplnej na elektryczną) polskich elektrowni wynosi ok. 36,5 proc. (w Unii 46,5 proc.).
Ceny muszą wzrosnąć
Sławomir Ciok, analityk Agencji Rynku Energii, ocenia, że blackout z powodu braku mocy możliwy jest ok. 2012, ale już prof. Żmijewski i dr Kassenberg uważają, że braki energii mogą pojawić się już w 2010 roku.
Potrzeby inwestycyjne w naturalny sposób przekładają się na presję wzrostu cen.
Andrzej Dudek, do niedawna wiceprezes PSE ds. finansowych, mówił, że analizy konsolidacyjne Polskiej Grupy Energetycznej (ma być prywatyzowana dopiero w 2008 roku) uwzględniały wzrost cen energii w tempie 3 proc. powyżej inflacji przez wiele lat. Presję cenową zwiększają dodatkowo wydatki związane z ochroną środowiska.
- 1 stycznia 2008 r. zaczną w Europie obowiązywać surowe normy emisji związków siarki. Już dziś skrupulatnie liczymy wielkość emisji dwutlenku węgla, a już trzeba przyglądać się emisji tlenków azotu - uważa prezes Kurp.
Inwestycje proekologiczne kosztują, żeby nie płacić kar, firmy niekiedy ograniczają nawet produkcję.
- Aby wypełnić limity dotyczące emisji dwutlenku węgla, w ubiegłym roku zredukowaliśmy produkcję energii o 3,4 proc. - mówi Błażej Torański.
W branży przerost zatrudnienia
Te zjawiska będą wymuszały wzrost wydajności elektrowni, ocenianej teraz jako niska z powodu nadmiernego zatrudnienia. Gdyby nie umowy społeczne w energetyce gwarantujące albo wieloletnią pracę, albo wysokie odprawy i trwająca konsolidacja (łączenie mniejszych zakładów w duże holdingi branżowe), redukcje byłoby widać gołym okiem.
Zatrudnienie spada m.in. w BOT, PKE, ale skala zjawiska jest na razie niewielka. To jednak może być cisza przed kolejną energetyczną burzą, bo eksperci oceniają, że firmy energetyczne mogą być zmuszone do poszukiwania pracy nawet dla 60 proc. obecnie zatrudnionych.
Oliwy do ognia dolewa także nierozwiązana dotychczas kwestia kontraktów długoterminowych (KDT) i zbyt powolne działania w zakresie konsolidacji, restrukturyzacji i dokończenia prywatyzacji. Ministerstwo Skarbu Państwa nadal nie ma pewności, czy w 2007 roku uda jej się wprowadzić na warszawską giełdę trzy grupy energetyczne czy tylko jedną. Najnowsze plany mówią o sprzedaży Grupy Centrum (czyli m.in. Elektrownia Kozienice, zakład dystrybucji energii Enea oraz kopalnia Bogdanka). Oferta ta ma przynieść grubo ponad 1 mld zł.
Ireneusz Chojnacki