Embargo na surowce z Rosji. Skutki sankcji niższe niż może się wydawać
Jakie byłyby skutki zakazu importu do Unii Europejskiej rosyjskich surowców energetycznych: ropy, gazu i węgla? Znacznie mniejsze niż dla gospodarki Rosji. Przeciętnego Europejczyka kosztowałoby to rocznie ok. 227 euro, statystycznego Rosjanina 534 euro. Polak zapłaciłby za to niecałe 600 zł (125 euro).
- Koszty są niższe niż powszechnie mogłoby się wydawać - piszą ekonomiści mBanku w poniedziałek w komentarzu ekonomicznym.
Punktem wyjścia dla takiego stwierdzenia jest artykuł o kosztach embarga na rosyjskie surowce dla europejskiej gospodarki, którego autorami są François Langot i Fabien Tripier (Le coût d’un embargo sur les énergies russes pour les économies européennes).
Dla oceny skutków embarga w artykule posłużono się specjalnym modelem. Dlatego ze względu na brak pewnych mechanizmów w realnym świecie i potrzebę dostosowania do nowych warunków, koszt odejścia od rosyjskich surowców byłby prawdopodobnie większy.
Co jednak z tego modelu wynika? Otóż, embargo na rosyjskie surowce skutkowałoby obniżeniem unijnego dochodu narodowego o 0,7 proc. Zdecydowanie większe konsekwencje miałoby ono dla rosyjskiej gospodarki - roczna strata wyniosłaby 2,3 proc. dochodu narodowego. Dla przeciętnego Rosjanina odpowiadałoby to rocznej stracie dochodu w wysokości 534 euro, dla przeciętnego obywatela UE 227 euro rocznie.
Możliwe skutki są jednak silnie zróżnicowane w zależności od kraju. Tu głównym czynnikiem jest skala uzależniania od rosyjskich surowców. W prezentowanym modelowym podejściu największe straty odnotowałyby Litwa i Bułgaria (odpowiednio 5,3 proc. i 2,8 proc.). Polska znalazłaby się w środku stawki, ze stratami w okolicach 0,4 proc. dochodu narodowego ( ok. 125 euro).
Na Litwie konsumpcja każdego z jej mieszkańców spadłaby o 1745 euro rocznie. Kolejne miejsca to Słowenia (716 euro), Bułgaria (563 euro), Finlandia (440 euro), Czechy (331 euro), Estonia (238 euro), Łotwa (226 euro), Węgry (200 euro), Cypr (200 euro). Dla mieszkańca Szwecji to 153 euro, Niemiec 125 euro rocznie, a Francji 54 euro - wyliczają François Langot i Fabien Tripier w swoim artykule.
Zyskałyby, np. dzięki relokacji działalności, m.in. Luksemburg (110 euro), Irlandia i Dania.
"Zastanawiające mogą być wzrosty dochodu w niektórych krajach (np. Kanada, Luksemburg). To efekt konstrukcji modelu i uwzględnionych powiązań międzynarodowych. Jak wskazują autorzy: w ujęciu modelowym rosną ceny -> Kanada sprzedaje więcej energii USA -> USA może wówczas sprzedać więcej gazu do Francji -> Francja może sprzedać energię do Niemiec. Do tego dochodzą substytucje w gospodarstwach domowych i firmach: droższa energia jest substytuowana lub wykorzystywana głównie tam, gdzie jest najsłabiej zastępowalna. Możliwe są również substytucje na poziomie dóbr (niektóre rodzaje produkcji są przenoszone do innych krajów, importowane są dobra energochłonne). To taka drobna sugestia, że rozwiązanie z prawdziwego świata niosłoby zapewne nieco sroższe konsekwencje (nie wszystkie efekty mogą wystąpić natychmiast)" - tłumaczą ekonomiści mBanku.
Jak wyglądałyby skutki takiego embarga w ujęciu sektorowym? Z modelu (rozważania dotyczą tylko gospodarki Francji) wynika, że najmocniej ucierpiałyby transport i rolnictwo.
Pamiętajmy jednak o pewnych ograniczeniach w modelu, co tworzy ryzyko niedoszacowania opisywanych efektów. "Po pierwsze w modelu uwzględniono agregat energii (zmienna, która jest wykorzystywana w funkcji produkcji to "elektryczność, gaz i woda"). W rzeczywistości w wielu procesach nie da się zastąpić gazu elektrycznością. Po drugie model nie uwzględnia krótkoterminowych sztywności cen, które mogą skutkować spadkami popytu. Po trzecie nie uwzględnia kosztów dostosowania w związku z realokacją czynników pomiędzy sektorami - wyliczają eksperci mBanku.
Bed