Euro poniżej 4,5 zł. Czy NBP będzie interweniować na rynku?

We wtorek o 15:30 euro na rynku walutowym kosztowało 4,48 zł. - Są duże szanse, że NBP będzie interweniować słownie w celu osłabienia złotego - mówi Interii Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. Wyklucza jednak kolejną obniżkę stóp procentowych, a szanse na interwencję na rynku walutowym przez dealerów NBP określa na ok. 40 proc.

Wtorek jest czwartym dniem umacniania się polskiej waluty, a euro po raz pierwszy od końca grudnia kosztowało poniżej 4,5 zł.

Prezes NBP Adam Glapiński na ostatniej konferencji prasowej, powiedział, że do obniżki stóp procentowych może dojść w sytuacji załamania PKB i gwałtownego pogorszenia sytuacji epidemicznej. Oba te warunki na tę chwilę nie zostały spełnione.

- PKB nie powinien się załamać, bo powoli otwieramy się gospodarczo, a nie zamykamy - przypomina Benecki.

Od poniedziałku ponownie działają galerie handlowe, a także otwarte dla odwiedzających zostały muzea i galerie sztuki. Jednocześnie większość restrykcji została wydłużona do połowy lutego, ale premier Mateusz Morawiecki zapowiedział wczoraj, że rząd przedstawi jeszcze w tym tygodniu "kolejne reguły, które będą obowiązywać w najbliższym czasie, tak aby w delikatny, chirurgiczny sposób, krok po kroku otwierać gospodarkę na nadchodzący, lepszy czas".

Reklama

Trzeba pamiętać również o tym, że interwencje NBP na rynku z grudnia miały najprawdopodobniej dwa cele. - Pomoc eksporterom, ale też zamierzona lub nie poprawa wyniku na rezerwach banku centralnego - dodaje Benecki. Drugi argument dzisiaj już nie działa. - Dlatego na 40 proc. oceniam prawdopodobieństwo interwencji fizycznej. NBP wtedy interweniował z poziomu 4,45-4,48. Jeśli będzie chciał powstrzymać aprecjację, to powinien powalczyć przynajmniej słownie, ale niewykluczone, że fizycznie również - tłumaczy Benecki.

Złoty się umacnia

- Testujemy punkt, przy którym NBP będzie coraz bardziej sceptyczny odnośnie do dalszej aprecjacji (umocnienia) złotego - mówi w rozmowie z Interią Rafał Sadoch, ekspert rynku walutowego w mBanku.

Poziom, do którego może złoty zyskiwać - wynika z wcześniejszych wypowiedzi członków RPP - to ok. 4,50 zł za euro. - Poniżej będzie rosło ryzyko interwencji ze strony NBP - zauważa Sadoch.

Niewykluczone, że nie będzie takiej potrzeby. Poniżej 4,50 zł za euro gotowość inwestorów do kupowania złotego może być mniejsza, właśnie ze względu na ewentualne ruchy po stronie banku centralnego.

Gdyby jednak złoty zaczął zyskiwać zbyt mocno, NBP ma - przyznają ekonomiści - możliwość, żeby z wcześniejszych słów dotyczących osłabienia się wywiązać. - To nie jest gwałtowna fala aprecjacji. Jesteśmy w okolicy 4,50. Gdyby euro/złoty spadł do 4,40 to mogłoby się coś zmienić - ocenia Sadoch

EUR/PLN

4,3377 -0,0055 -0,13% akt.: 22.11.2024, 22:58
  • Kurs kupna 4,3356
  • Kurs sprzedaży 4,3398
  • Max 4,3481
  • Min 4,3337
  • Kurs średni 4,3377
  • Kurs odniesienia 4,3432
Zobacz również: USD/GBP SEK/PLN NZD/PLN

Za podobnym scenariuszem przemawiać może kilka czynników. Po pierwsze RPP w komunikacie po posiedzeniu wielokrotnie już zwracała uwagę na brak wyraźnego i trwałego dostosowania kursu złotego do globalnego wstrząsu wywołanego pandemią oraz poluzowania polityki pieniężnej NBP. Po drugie, po ostatnim spotkaniu RPP, dodatkowo po raz pierwszy do komunikatu włączono interwencje walutowe jako instrument luzowania polityki pieniężnej. To silny przekaz, że NBP ma narzędzia i może z nich korzystać, gdyby zaszła w jego ocenie taka potrzeba.

Z rynkiem NBP nie wygra

Z jednej strony mało prawdopodobne jest, by inwestorzy na rynku walutowym próbowali na dobre przetestować deklaracje NBP i zejść znacząco na parze euro/złoty poniżej 4,50. Z drugiej strony Narodowy Bank Polski, żeby pokazać, że wciąż jest aktualne to, co powiedział w styczniu - przypomina Sadoch - nie może dopuścić do zbyt szybkich spadków na parze euro/złoty.

- Jeśliby euro/złoty mocno spadał (czyli złoty by się umacniał), a NBP nic z tym nie zrobił, byłby to sygnał dla rynku - podkreśla Sadoch. Chodzi tu też o wiarygodność banku centralnego. Oczywiście, słowne interwencje, bez tych fizycznych, też są stosowane i mają na celu osiągnięcie pewnego oczekiwanego efektu. W kontekście NBP - osłabienie złotego.

- Bankierzy centralni na świecie często tak robią. To jest traktowane raczej jako czynnik stabilizujący; żaden bank centralny nie wygrał z rynkiem walutowym. Może ograniczać, łagodzić tendencje, powstrzymywać inwestorów przed kupowaniem złotego, ale w długim terminie nie wygra się z rynkiem - tłumaczy Sadoch.

Bank Szwajcarii próbuje osłabiać franka do dłuższego czasu. Zdaniem EBC poziom euro/dolar powyżej 1,20 nie jest wskazany, ale pomimo tego komentarza, nie zdecydował się on na walutową interwencję.

Dlaczego złoty się umacnia?

Z jednej strony jest tu pewne zaskoczenie. - Ta siła złotego jest zaskakująca w kontekście relatywnie dobrej kondycji amerykańskiej waluty. Nie oczekiwałbym, że kapitał będzie płynąć szerokim strumieniem do rynków wschodzących. Złoty nie ma szans na większą aprecjację, gdy umacnia się dolar - wyjaśnia Sadoch.

Oznacza to, że chociaż nastrój na rynku się poprawia, w tym akcyjnym, co mogłoby skutkować większym zainteresowaniem walutami rynków rozwijających się, w środowisku umacniającego się dolara, przestrzeń dla aprecjacji złotego jest jednak ograniczona.

Z drugiej strony, za aprecjacją złotego przemawiają czynniki krajowe. - Mocniejszy złoty to zasługa lekkiego odbicia giełd, tzw risk on, ale wciąż, gdyby nie krajowe fundamenty nie uczestniczyliśmy w tej fali - ocenia Benecki. I wskazuje na dotychczasowe niedowartościowanie złotego i atrakcyjność polskiego rynku długu.

- Mamy modeli oceny tzw. wartości godziwej złotego, z którego wynika, że mieści się ona między 4,45 a 4,50 zł za euro. 4,55 euro/złoty - to było duże niedowartościowanie - wyjaśnia Benecki.

Oprócz tego polski rynek długu wygląda w oczach inwestorów wciąż atrakcyjnie. - Ostatnie aukcje to pokazały. Oprócz tego, do sfinansowania jest tylko niecałe 20 proc. tegorocznych potrzeb pożyczkowych, pomimo tego, że są one bardzo duże, czyli ok. 40 mld zł. To też jest ważne - dodaje Benecki.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Wiceminister finansów Sebastian Skuza powiedział niedawno, że stopień sfinansowania tegorocznych potrzeb pożyczkowych to ok. 42 proc. Skąd te rozbieżności? Benecki wyjaśnia, że wynika to z szacunków dotyczących potencjału sprzedaży obligacji detalicznych SP, buforu kasowego, unijnego programu SURE, co jak się zsumuje, przy uwzględnieniu już sfinansowanych potrzeb pożyczkowych, daje ok. 17 proc. potrzeb wciąż do pokrycia.

Bartosz Bednarz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: złoty | kursy walut | euro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »