FAZ: Niemiecki koncern gazowy uwięziony w Rosji
Koncern Wintershall płaci wysoką cenę za swój rosyjski biznes. Zyski kipią, ale firma nie może ich wydostać z Rosji. Największy producent gazu w Niemczech jest w pułapce.
Największy niemiecki producent gazu i ropy naftowej - koncern Wintershall Dea - zwiększył w trzecim kwartale zysk brutto do prawie 2,6 mld euro. To dzięki gwałtownemu wzrostowi cen gazu - pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ("FAZ"). Oznacza to wzrost o 160 procent w stosunku do roku poprzedniego. Ale "krwawe zyski" - bo tak mówi o nich jedna z niemieckich organizacji ekologicznych - nie trafiają do koncernu. Ten na dodatek rozpaczliwie szuka wyjścia z Rosji.
Na rosyjskich kontach leżą zablokowane 2 mld euro, których Wintershall nie może wydostać z kraju. Jeśli wierzyć zarządowi firmy, to raczej prędzej niż później zrezygnowałby ze swojej działalności w Rosji - pisze Bernd Freytag w "FAZ". Wydaje się to jednak trudne, bo według prezesa grupy Mario Mehrena sprzedaż rosyjskich licencji na wydobycie surowców musiałaby zostać zatwierdzona przez rosyjski rząd, a tego nie można się spodziewać. Dlatego nie są obecnie prowadzone ani negocjacje z Kremlem, ani z innymi zainteresowanymi firmami - czytamy.
Aby wyjść z Rosji, większościowy udziałowiec BASF najwyraźniej szuka porozumienia z drugim głównym udziałowcem - rosyjskim oligarchą Michaiłem Fridmanem. Mógłby on przejąć wydobycie w Rosji w zamian za sprzedaż swoich udziałów w Wintershall firmie BASF. Wtedy wolny od Rosji Wintershall mógłby wejść na giełdę zgodnie z planem. Nie wiadomo jednak, czy rosyjski oligarcha przystałby na taki biznes - pisze "FAZ".
Według dziennika prezes koncernu Mario Mehren potwierdza na razie, że grupa przeprowadza strategiczną reorganizację i sprawdza możliwość wyjścia z Rosji. Jeśli pojawiłoby się rozwiązanie, byłaby to kwestia miesięcy.
Po inwazji na Ukrainę Wintershall wstrzymał wszystkie inwestycje, ale - jak twierdzi - wypełnia swoje zobowiązania kontraktowe. Według Mehrena wycofanie się z Rosji oznaczałoby jedynie, że warte miliardy koncesje wydobywcze na Syberii przypadłyby państwu rosyjskiemu bez odszkodowania. Niemiecka organizacja ekologiczna Deutsche Umwelthilfe zarzuca jednak, że firma pomaga w finansowaniu aparatu władzy Putina, a tym samym wojny.
W rzeczywistości Wintershall Dea wydobywa w Rosji gaz na własny rachunek, ale jest zobowiązany do jego lokalnej sprzedaży rosyjskiemu monopoliście Gazpromowi. Jak przyznaje niemiecka firma, nie ma ona też wpływu na to, czy i kiedy popłynie gaz zniszczonym rurociągiem Nord Stream 1, mimo że jest jego współwłaścicielem. Koncern czeka na wyniki prowadzonego śledztwa w sprawie sabotażu, jednocześnie ostrzega przed zagrożeniem dla zakładów produkcyjnych. Nad platformami wydobywczymi w Norwegii coraz częściej widuje się drony.
"Sami są sobie winni" - komentuje Bernd Freytag. "Każdy, kto (...) od lat robi interesy z Rosją, musi teraz pogodzić się również z tym, że stanie się pionkiem w rosyjskiej gospodarce wojennej, że nie wyprowadzi swoich dywidend z kraju i może nawet zostać wywłaszczony. Ci, którzy czerpią zyski w autokratycznym kraju, nie mogą skarżyć się na konsekwencje" - pisze. Ale to tylko jedna strona medalu. W oskarżeniach o "krwawe zyski" ginie fakt, że wiele firm i osób prywatnych skorzystało na tanim rosyjskim gazie. "Tani gaz był mile widziany nie tylko w gospodarce, był też pożądany politycznie" - czytamy w komentarzu.
Freytag przypomina, że kiedy macierzysta spółka Wintershall, czyli koncern BASF, rok po aneksji Krymu zdobył prawo do wydobycia gazu na Syberii, otrzymał gwarancje skarbu państwa. A zatem teraz, gdyby Rosja wywłaszczyła Wintershall, musiałby za to zapłacić niemiecki podatnik.
***