Felieton Gwiazdowskiego: Demokracja niszczy kapitalizm
Dla odpoczynku od polityki, prawa i fałszerstw wyborczych zajrzałem do księgarni obejrzeć nowości. No i zamiast się zrelaksować, to się zirytowałem.
Nie dość, że opozycja sfałszowała rządowi wybory, to jeszcze "kapitalizm niszczy demokrację". Nie jest to co prawda teza nowa, ale myślałem, że już nie na tyle chwytliwa, by książki o tym drukować. Widocznie jednak ludzie na takie książki pieniądze wydają, skoro się je drukuje. I już to jest dowodem na potęgę kapitalizmu.
O niszczycielskim kapitalizmie słyszymy bowiem od momentu jego powstania. Nowa teza mogłaby być taka, że to "demokracja niszczy kapitalizm".
Przypomnę więc kilka prawd.
Po pierwsze, kapitalizm zaczął się rozwijać i święcił największe triumfy gospodarcze, gdy demokracji w takiej postaci jak dziś jeszcze nie było. Po drugie, nieprawdziwe jest twierdzenie, że kapitalizm koncentruje się na jak najbardziej efektywnym i szybkim pomnażaniu dóbr, a demokracja na udziale obywateli we władzy i kontroli, a także na redystrybucji części tych dóbr do słabiej radzących sobie obywateli. Otóż demokracja nie koncentruje się na redystrybucji dóbr. Na tym koncentruje się socjalizm. Demokracja to jedynie sposób podejmowania decyzji politycznych, co nie przesądza o tym, jaka to ma być decyzja. Brytyjczycy w 1979 roku, wybierając Thatcher, i Amerykanie rok później, wybierając Reagana, w demokratyczny sposób wypowiedzieli się za ograniczeniem redystrybucji.
Swoją nazwę kapitalizm zawdzięcza nie angielskiemu pojęciu "capital" - kapitał, tylko łacińskiemu pojęciu "capita" - głowa! Niestety umiejętne posługiwanie się głową, podobnie jak innymi częściami ciała, nie jest domeną większości.
Wyższość prawdziwej kapitalistycznej wolnorynkowej konkurencji wynika nie tylko stąd, że jest to najskuteczniejsza ze znanych metod realizacji własnych zamierzeń przez poszczególnych ludzi, ale także, a może nawet bardziej, z tego, że jest jedyną metodą, dzięki której nasze działania mogą się do siebie wzajemnie dostosowywać bez przymusu ze strony władzy państwowej. Prawdą jest, że ubodzy w społeczeństwie wolnorynkowym mają mniejsze możliwości niż ludzie bogaci. Jednak cieszą się dużo większą wolnością niż osoby zamożne w społeczeństwie skolektywizowanym. A świat, w którym bogaci mają władzę, jest mimo wszystko lepszy od świata, gdzie wyłącznie ci, co są już u władzy mogą zdobyć bogactwo. "Świat jest niedoskonały - pisał Milton Friedman - a więc i konkurencja nie zapewni pełnej ochrony. Jednakże konkurencja stanowi najlepszą lub, co na jedno wychodzi, najmniej złą ochronę największej liczby ludzi, jaką dotąd wynaleziono".
Konkurencja chroni konsumenta nie dlatego, że biznesmeni mają lepsze serca od biurokratów, czy że są od nich bardziej kompetentni, ale dlatego, że zaspokojenie nawet najbardziej absurdalnych życzeń konsumenta leży w ich interesie. Kiedy bowiem wchodzimy do sklepu, nikt nas nie zmusi do zrobienia zakupów. Możemy pójść gdzie indziej. Nie trzeba kupować książek o wyższości kapitalizmu nad socjalizmem. Można kupować książki o wyższości socjalizmu nad kapitalizmem.
Konkurencja ma w gospodarce (w tym na rynku księgarskim) podobne znaczenie jak w sporcie, w którym właśnie dzięki rywalizacji obserwujemy podnoszenie wyników na coraz wyższy poziom i przekraczanie kolejnych "barier ludzkich możliwości". I choć w większości wypadków są to sukcesy indywidualne, to osiągnięcia mistrzów przyczyniają się do rozwoju całych dyscyplin. Do ciężkiej pracy na treningach skłania sportowców chęć osiągnięcia sukcesu, wstąpienia na podium, zdobycia medalu, sławy, a ostatnio także i pieniędzy. Tym, czym dla nich jest stadion, bieżnia, skocznia, dla przedsiębiorców jest rynek. Środek do postawionego sobie celu jest taki sam - zdolności i praca. Cel również jest jeden - zwycięstwo w rywalizacji z innymi. Zaś sukces jednostki, jak tam, tak i tu przyczynia się do ogólnego rozwoju. Analogia powinna rozciągać się także na system nagród. Należą się one za osiągnięty wynik. Nie zasługi, potrzeby, czy nawet wkład pracy mają odgrywać tu rolę, ale wynik. "Każdemu według osiągniętego w rywalizacji rezultatu" - to najlepsze kryterium rozdziału nagród i jedyne sprawiedliwe.
Większość nie biega 100 m w 9,58 sek. jak Usain Bolt. Większość nie tworzy nowych miejsc pracy, tylko oczekuje, że inni je stworzą dla nich. Nikomu jednak nie przychodzi jakoś do głowy, żeby Bolt biegał w pasie z odważnikami wielokilogramowymi - żeby wyrównać niesprawiedliwe różnice między nim a resztą. A wielu przychodzi do głowy, żeby takie odważniki, w postaci choćby progresji podatkowej, nałożyć "biegaczom", którzy startują nie w wyścigu na 100 m, czy nawet nie w maratonie, ale w życiu gospodarczym.
Różnica pomiędzy systemem, wewnątrz którego działalnością człowieka kieruje "niewidzialna ręka" rynku, a sytuacją, w której kieruje nią rząd, jest szczególnym przykładem bardziej ogólnej różnicy pomiędzy rządami prawa (których tak bronią zwolennicy unijnego socjalizmu internacjonalistycznego przed zwolennikami socjalizmu narodowego) a rządami arbitralnymi. W pierwszym przypadku rząd ogranicza się do ustalenia reguł gry, pozostawiając ludziom decyzję, co do sposobu jej prowadzenia. Reguły te mają charakter czysto formalny i nie są ukierunkowane na potrzeby poszczególnych ludzi. Sama treść przepisów prawnych tworzonych przez rząd nie jest szczególnie istotna: nie ma bowiem znaczenia - jak pisał Fredrich Hayek - czy wszyscy jeździmy samochodami po lewej, czy po prawej stronie jezdni, jeżeli tylko wszyscy postępujemy tak samo. Ważny jest fakt, że przepisy pozwalały nam przewidzieć zachowanie innych, dzięki temu, że odnoszą się do wszystkich takich samych sytuacji. W drugim przypadku rząd arbitralnie rozstrzyga kwestie szczegółowe, na które nie ma odpowiedzi przy pomocy zasad ogólnych.
A właśnie takich sytuacji we współczesnych demokracjach jest znacznie więcej. Więc to demokracja niszczy kapitalizm!
Robert Gwiazdowski
Felieton zawiera poglądy i opinie autora
Śródtytuły pochodzą od redakcji