Felieton Gwiazdowskiego: Jak opodatkować Lewandowskiego, skoro nie strzelił karnego
W przededniu inaugurującego występu piłkarzy na Mistrzostwach Świata w Katarze pani poseł Dorota Spyrka z partii Razem (z SLD na Wiosnę), skrytykowała Roberta Lewandowskiego, który co prawda przekazał na Centrum Zdrowia Dziecka pół miliona złotych darowizny, ale to tylko 3,6 proc. jego miesięcznych zarobków. A tu jeszcze Lewandowski karnego nie strzelił...
A tacy, na przykład, ratownicy medyczni zarabiają grosze. Ale przecież nikt nie zabrania ratownikom medycznym grać w piłkę nożną. Szczerze - to osobiście bardziej cenię ratowników medycznych i byłbym gotów zapłacić im za ich pomoc, gdybym jej potrzebował, niż za oglądanie błyskawicy pod grzywką Lewandowskiego wolnej od łupieżu dzięki jakiemuś szamponowi, którego on pewnie nie używa, a jedynie reklamuje. Jednak rząd nie pozwala mi płacić za pracę ratowników medycznych! Czy ma nie pozwolić producentowi szamponu płacić Lewandowskiemu, skoro ci, którzy oglądają go na boisku kupują ten szampon? Co więcej - ratownikowi medycznemu ewentualny błąd ludzie będą długo pamiętać. Niektórzy nawet po sądach go ciągać. A o pudle z karnego nie będą pamiętać podczas następnego meczu. Bo piłka nożna ma specyficzny charakter. Bardzo specyficzny.
Klient może zmienić markę samochodu, czy choćby chipsów. Ale kibic nie zacznie kibicować innemu klubowi, dlatego, że wygrał z jego klubem. Nie mówiąc już o reprezentacji kraju.
A dlaczego najlepsi na świecie skoczkowie narciarscy jak do niedawna Kamil Stoch, a ostatnio Dawid Kubacki, zarabiają mniej niż nawet przeciętni piłkarze? Bo skokami narciarski pasjonuje się kilkanaście tysięcy kibiców na świecie, a piłką nożną - może nawet ponad miliard. Nawet Iga Świątek zarabia mniej niż Lewandowski! I nawet jej kibicuje mniej osób. Dlaczego? Bo mamy demokrację. A piłka nożna to najbardziej demokratyczny sport na świecie. Nie tylko dlatego, że jej uprawianie najmniej kosztuje - nie trzeba mieć drogich nart i kombinezonów, czy rakiet tenisowych, dostępu do skoczni, czy kortów. Można kopać piłkę byle gdzie i w byle czym. Ba - jeszcze 50 lat temu najlepsi wówczas piłkarze zaczynali kopać nie piłkę tylko jakąś "szmaciankę". Ale ważniejszy jest drugi powód tej demokratyczności piłki. Na nartach zdecyduje się skoczy garstka ludzi na świecie. W tenisa gra osób dużo więcej, ale nikt nie zagra jak Iga. Nawet przez chwileczkę. A na podwórku to większości chłopaków tak "gała najdzie" czasem, żeby się nie powstydził strzału i sam Lewandowski. I dlatego oni tak bardzo kibicują właśnie drużynom piłkarskim. Tylko Lewandowskiemu "nachodzi" zdecydowanie częściej. Nawet jak czasem nie "najdzie" - jak w meczu z Meksykiem.
Żeby dobrze grać w piłkę trzeba mieć talent, dobrą koordynację ruchową i być pracowitym. A pracowitość to też cecha charakteru, bo można mieć talent, ale zamiast wylewać poty na treningach grać w piłkę na jakiejś konsoli. Co prawda sportowcy twierdzą, że o sukcesie tylko w jednym procencie decyduje talent, a w dziewięćdziesięciu dziewięciu ciężka praca, jednak ten jeden procent sprawia, że tylko nieliczni mogą grać, jak gra Lewandowski.
O nierównościach miedzy ludźmi możemy się o trochę dowiedzieć czytając choćby O powstawaniu gatunków. Ale kto dziś czyta Karola Darwina? A to bardzo ciekawa książka i - wbrew powszechnemu przeświadczeniu - nie o tym, że "człowiek pochodzi od małpy". Można też poczytać Jana Jakuba Rousseau. Zwłaszcza Rozprawę o pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi. Są nierówności naturalne i "obyczajowe", aczkolwiek oczywistą nieprawdą jest, że "organizm krzepki lub wątły (...) w surowym lub zniewieściałym trybie wychowania mają swe źródło niż w budowie ciała przy urodzeniu". Nawet John Rawls - twórca Teorii sprawiedliwości jako bezstronności - uznał, że naturalna dystrybucja w oparciu o naturalne przymioty nie jest sama w sobie niesprawiedliwa, choć oczywiście nie jest też sprawiedliwa. Naprawdę sprawiedliwe, bądź nie, może być dopiero to, w jaki sposób naturalne różnice cech poszczególnych ludzi zostaną wykorzystane przez instytucje społeczne. Z tego, że nikt nie zasługuje na dane mu przez naturę większe możliwości niż inni, nie wynika, że należy te różnice eliminować. Istnieje - zdaniem Rawlsa - inny sposób, aby sobie z nimi poradzić. "Można tak urządzić podstawową strukturę, by te akcydentalne właściwości pracowały dla dobra najgorzej sytuowanych". Jak stwierdził Zygmunt Ziembiński, założenie, że w przypadku występowania nierówności, należy chronić najsłabszych członków danej społeczności, nie jest ani nowe, ani specjalnie odkrywcze, jako że w XII wieku Wincenty Kadłubek pisał, że iustitia est quae maxime prodest ei, qiu minime potest. Jednakże w tym miejscu zaczynają się poważne problemy: które nierówności, jeśli jakiekolwiek, i jak duże, są korzystne dla najmniej uprzywilejowanych, jak je oceniać, jak o nich decydować, czy je ustanawiać odgórnie, jeśli w jakiś sposób uznano by je za korzystne, czy jedynie pozwolić istnieć, gdy same się ujawnią i jak je korygować, gdy już istnieją?
Co zrobić, pyta krytykujący Rawlsa Robert Nozick, gdyby jednak "nie istniał żaden sposób, aby sobie poradzić z naturalnymi różnicami"? Czy znaczyłoby to, że należy wyeliminować te różnice?
Jak poradzić sobie z tymi nierównościami? Zniesienie własności prywatnej raczej nie rozwiąże problemu, bo nie wiadomo, czy gdyby nie perspektywa kontraktu najpierw z Bayernem, a potem z Barcelona Panu Robertowi chciałoby się tak trenować, jak trenował, żeby grać tak, jak zagrał w meczu Borussii z Realem Madryt, strzelając "królewskim" cztery gole?
Nierówność jako taka nie jest niesprawiedliwa sama w sobie. Niesprawiedliwe są tylko takie nierówności, które nie opierają się na różnych zdolnościach i umiejętnościach. Natomiast różnice spowodowane talentem, pracowitością czy nawet zwykłym szczęściem są jak najbardziej uzasadnione i wcale nie są niesprawiedliwe. Najbardziej przeszkadzają one zawistnikom. Źródłem cierpienia wielu ludzi jest to, iż sprawy nie zawsze toczą się po ich myśli. Człowiek rodzi się przecież jako aspołeczne, egoistyczne stworzenie i dopiero z czasem uczy się, że jego wola i potrzeby nie są jedynymi na świecie i by zaspakajać swoje zachcianki musi budować consnesus z innymi. Niektórym to się bardzo nie podoba. Uważają, że zasługują na więcej niż otrzymują. Społeczeństwo nie spełnia ich oczekiwań. Każdy dzień przynosi takiemu "zarozumialcowi" kolejne rozczarowania. W ich efekcie ucieka on w marzenia o świecie, w którym liczy się tylko jego własna wola. "W tym sekretnym świecie neurotyk staje się dyktatorem". W swoim umyśle uzurpuje sobie prawo bycia władcą absolutnym i decydowania o wyborach innych ludzi. "Psychiatrzy określiliby jego stan jako megalomanię". Oczywiście na wolnym rynku wola takiego neurotyka nie ma szans realizacji. Stąd jego poparcie dla socjalizmu i państwa - dyktatora, które zrealizować ma jego marzenia o świecie ułożonym według jego własnego planu. Opozycja wobec wolnego rynku "nie jest rezultatem rozumowania, ale patologicznego nastawienia umysłowego - urazy i neurotycznego zaburzenia, które można nazwać kompleksem Fouriera". Socjaliści to ludzie, którym się nie powiodło. Uciekają więc do "zbawczego kłamstwa" socjalizmu, które pociesza ich za przeszłe niepowodzenia i tworzy iluzje przyszłych sukcesów. "Kierują się zawistnym oburzeniem na tych, których dochody są większe niż ich własne. Ta stronniczość uniemożliwia im dostrzeżenie spraw takimi, jakimi one naprawdę są. (...)". Ze swoją argumentacją docierają łatwo do zwolenników idei równości, dla których najważniejsze jest bezpieczeństwo ekonomiczne. I przez jakiś czas potrafią ich uwodzić obietnicą tej równości i bezpieczeństwa.
Jednak nie bez powodu Dante umieścił zawistników na gorszym tarasie Czyśćca niż chciwców - pisał Paweł Kłoczowski. Ale posłowie (i posłanki) Razem w niebo i piekło to nie wierzą.
Robert Gwiazdowski, adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego
Autor felietonu wyraża własne poglądy i opinie
Zobacz także: