Felieton Gwiazdowskiego: Orlenowskie déjà vu
Nie znoszę hipokryzji i faryzeuszostwa. Więc napiszę coś o Orlenie i Aramco. Samej umowy komentował nie będę. Bo jej nie znam. Skomentuję komentarze komentatorów, którzy ją komentują, choć jej też nie znają. Bo do złudzenia przypomina mi to inne komentarze innych komentatorów, którzy komentowali inne umowy Orlenu, których też nie znali. A które ja znałem.
Mówiło o mnie ośmiu kluczowych świadków tak zwanej "Komisji Orlenowskiej". Nawet sam doktor Jan Kulczyk, który zapewniał, że mnie nie zna. A mnie jakoś nie zaprosili. To się teraz sam zgłoszę.
Napiszę dużo więcej niż zazwyczaj, ale temat wielowątkowy.
Przypomniała mi się na przykład umowa Orlenu z francuskim TotalFinaElf z 2000 roku. Zaraz po tym, jak się rząd Jerzego Buzka nie zgodził, żeby Orlen przejął Lotos (wówczas jeszcze Rafineria Gdańsk). Ta umowa z Francuzami dotyczyła nabycia niemieckiej rafinerii w Leuna. Do tej transakcji ten sam rząd też nie dopuścił, bo "lepiej, żeby Orlen inwestował w tworzenie miejsc pracy w Polsce, niż inwestował za granicą".
Umowie nabycia akcji towarzyszyła umowa współpracy, na podstawie której Orlen miał część produkcji z Leuna odsprzedawać Totalowi, albo "swapować" z paliwami, które na Total przypadały z produkcji rafinerii w Schwedt, w której też był akcjonariuszem, a która była taką samą rafinerią procesingową, jaką obecnie ma zostać Lotos - czyli nie będącą centrum zysków, a jedynie centrum rafinacji ropy. Docelowo wchodziło w grę nabycie przez Orlen od Totala także akcji rafinerii w Schwedt. A jakby sprzedał je Orlenowi Total, to pewnie inni akcjonariusze zarobiliby to samo. A tak kupili je... No kto? No Rosjanie.
Za to ze Schwedt różne polskie spółki kupowały olej opałowy. Ale nie trafiał on w Polsce do pieców grzewczych, tylko cudownie zmieniał się w olej napędowy i trafiał na stacje paliwowe. Bo olej opałowy nie różnił się specjalnie właściwościami fizyko-chemicznymi od napędowego. Różnił się za to ceną - bo stawka akcyzy była inna. Tracił na tym Orlen i Lotos (wtedy jeszcze Rafineria Gdańsk) i Skarb Państwa. Zarabiali importerzy oleju opałowego, którego import rósł zwłaszcza wiosną i latem, gdy maszyny rolnicze wyjeżdżały na pola.
Gdyby Orlen przejął produkcję ze Schwedt, interes by padł. Gdy zarząd Orlenu przedstawił tę transakcję do zaakceptowania radzie nadzorczej, jeden z jej członków najpierw poczerwieniał, potem posiniał, a potem zarządzono przerwę w jej obradach, a on wybiegł z sali (dosłownie) żeby gdzieś zadzwonić. Powiedziałem kiedyś jednemu z prokuratorów prowadzących liczne śledztwa w sprawach "orlenowskich": sprawdzicie bilingi - do kogo on wówczas zadzwonił i do kogo zadzwonił ten, do którego on zadzwonił. I będziecie mieć mafię paliwową. No ale chyba nie sprawdzili, bo działała w najlepsze jeszcze 15 lat. A następnego dnia o transakcji pisały gazety. Oczywiście krytycznie. Zadzwonili do Płocka Francuzi i powiedzieli, że mają akcjonariuszy, regulatora i obowiązki informacyjne. Słowem: "nauczcie się jeść nożem i widelcem" jak chcecie robić takie transakcje.
Nie wiem czy ma, ale wiem, że może mieć. Bo w Europie od 2035 roku sprzedaż samochodów spalinowych będzie zakazana. Więc produkcja paliw z ropy naftowej będzie się kurczyła. Ale to bynajmniej nie znaczy, że sama ropa nie będzie do tych samochodów potrzebna. Bo coraz więcej w nich innych części wytwarzanych z produktów, będących efektem pogłębionego przerobu ropy naftowej. Więc jak już Aramco zdobyło przyczółek w Gdańsku do przerobu swojej ropy naftowej, to może zbuduje tam petrochemię?
W 2015 roku niemiecki Lanxess (należący do Bayer) i Aramco powołali największą na świecie spółkę Arlanxeo do produkcji kauczuku syntetycznego (z 15 fabrykami w dziewięciu krajach). Opony do samochodów (także tych elektrycznych) się z niego produkuje. W 2018 roku, gdy Orlen ogłosił, że chce przejąć Lotos i stało się oczywiste, że Komisja Europejska postawi Orlenowi jakieś warunki, Aramco odkupiło od Lanxess udziały Arlanxeo. I potrzebuje do produkcji kauczuku syntetycznego butadien. A póki co Orlen sprzedaje produkowany przez siebie butadien konkurentowi Arlanxeo. Ja tam się nie dziwię Aramco, że się zainteresowało sprawą. Na miejscu Orlenu zacząłbym ten butadien sprzedawać Aramco, albo razem z nim wybudować nową instalację petrochemiczną do jego produkcji, ale... w zamian za udziały w Arlanxeo. A dzisiejszemu kontrahentowi kupującemu butadien do produkcji kauczuku syntetyczne zaproponowałby, żeby sprzedał mi ten swój biznes. Zły pomysł?
Larum niektórzy grają, że ci Arabowie są "podejrzani", bo współpracują z Rosją. To zacznę od złośliwego przypomnienia złośliwie, że rząd Jerzego Buzka nie chciał się zgodzić na połączenie Orlenu z austriackim OMV. Za to rząd próbował sprzedać Rafinerię Gdańską jakiemuś "Konsorcjum Rotch". Rząd Leszka Millera nie chciał się zgodzić na połączenie Orlenu z węgierskim MOL-em i to pomimo usilnych zabiegów dr Jana Kulczyka. Rząd Marka Belki na zrobienie joint venture na aktywach rafineryjnych Orlenu z amerykańskim Conoco-Phillips, które oferowało gwarancję dostaw ropy. A rząd Donalda Tuska nie dopuścił z kolei do połączenia Lotosu z norweskim Statoil.
Więc wyobraźmy sobie, jakby wyglądała sytuacja, gdyby powstał taki Środkowo Europejski Koncern Naftowy: OMV, Orlen z rafineriami niemieckimi w Leuna i Schwedt, czeskim Unipetrolem i litewskimi Możejkami oraz MOL-em wraz ze słowackim Slovnaftem? Albo jakby powstał Północny Koncern Naftowy: Lotos + PGNiG + Statoil? Trudniej byłoby niektórym kraść.
A zacząć to by trzeba było od koncepcji utworzenia wraz z Amerykanami Południowego Koncernu Naftowego w drodze połączenia rafinerii w Trzebini, Jedliczach, Czechowicach, Jaśle i Gorlicach, który pojawił się na początku lat 90. Pamięta ktoś? Andrzej Olechowski - jeden z "trzech tenorów" założycieli Platformy Obywatelskiej - pewnie pamięta. To był niegłupi pomysł. Bo na całym świecie następowała wówczas konsolidacja aktywów paliwowych. A myśmy byli "pawiem narodów" - jak pisał wieszcz - i robiliśmy odwrotnie.
Co prawda te nasze "aktywa rafineryjne" na południu to pamiętały Ignacego Łukasiewicza, ale ich restrukturyzacja z udziałem Amerykanów uniemożliwiłaby ich wykorzystywanie przez mafię paliwową do produkcji "olejów napędowych z udziałem komponentów pochodzących z regeneracji olejów przepracowanych" powstających z olejów "płuczkowych", czy później "olejów technologicznych", które konkurowały z "olejami opałowymi". Orlen i Skarb Państwa tracił na tym miliardy.
Zostawmy jednak historię. Ktoś stracił, ktoś zarobił. "To nie dobrze drążyć jest". Skoro dziś współpracujący z Rosją Arabowie - jak słucham i czytam - mają przejąć od Lotosu również produkcję lekkiego paliwa lotniczego, na którym śmigają samoloty NATO broniące wschodniej jego flanki, że "Wuj Sam" nie protestuje. Ja bym na jego miejscu protestował nawet bardziej zdecydowanie, niż przy próbie przejęcia przez PiS telewizji TVN. Może jednak ci Arabowie są z nim jakoś dogadani? Na miejscu Amerykanów starałbym się poczynić na rzecz Saudów jakieś koncesje, by osłabić ich chęć współpracy z Rosją. Zwłaszcza jakby mógł to zrobić na czyjś koszt - na przykład Polaków.
Połączyć Orlen z Lotosem próbował nie tylko prezes Andrzej Modrzejewski, ale i Zbigniew Wróbel, i Piotr Kownacki, i Jacek Krawiec. Nie pamiętam tylko, czy prezes Igor Chalupec też próbował. Był też pomysł na transakcję odwrotną i przejęcia Orlenu przez Lotos. Prezes Marcin Jastrzębski z Lotosu taki miał. Bo fuzja tych spółek ma sens ekonomiczny.
Zacznijmy od tego, że Skarb Państwa nie musi być w ogóle ich akcjonariuszem. Opowiadanie, że jest to konieczne dla bezpieczeństwa państwa to bajki. Politykom chodzi o to, by mogli powoływać ich prezesów, którzy będą zatrudniać i zamawiać usługi u ich znajomych. Bo przecież wystarczy dla bezpieczeństwa państwa, że jest ono regulatorem i może regulować rynek jak chce, zwłaszcza w sytuacji zagrożenia. W Niemczech nie mają żadnej państwowej rafinerii. W Czechach też nie mają - sprzedali naszemu Orlenowi. Na Litwie też nie mają - też sprzedali Orlenowi. I na Słowacji nie mają - oni sprzedali z kolei swoje "srebra rodowe" węgierskiemu MOL-owi.
Ale skoro już Skarb Państwa jest akcjonariuszem Orlenu i Lotosu, to niech się zachowuje jak akcjonariusz. W prawie istnieje pojęcie "testu prywatnego inwestora". Polega on na odpowiedzi na pytanie, czy prywatny inwestor zrobiłby to, co robi państwo, mając udziały w przedsiębiorstwach - czyli na pytaniu, jakie są warunki rynkowe realizacji danej inwestycji. Gdyby ktoś z Państwa był akcjonariuszem Orlenu i Lotosu, to by ich ze sobą nie połączył i kazał im konkurować?
Gdybyśmy to zrobili za czasów Modrzejewskiego albo Wróbla, to Komisja Europejska nie miałaby nic do powiedzenia. Ale tego nie zrobiliśmy. I teraz ma. Czy Komisja Europejska, broniąca konkurencyjności na rynku, stawiałaby warunki, które tę konkurencyjność mogłyby pogorszyć? No nie wierzę normalnie? Toż to ta sama Komisji, która broni w Polsce praworządności. Ponoć Orlen nie pokazał posłom opozycji ani niezależny dziennikarzom umów, które zawarł z Aramco. Może powinni poprosić żeby Komisja im pokazała dokumenty dotyczące transakcji? Myślicie Państwo, że pokaże?
Dziennikarze jakieś fragmenty projektów umów ujawnili. Po polsku! W sam raz dla gawiedzi. Ale takie umowy to się pisze po angielsku. Oczywiście, nie można wykluczyć, że to było tłumaczenie prawdziwego projektu, zrobione dla kogoś, kto nie "kuma" po angielsku. Ale wtedy krąg osób podejrzanych o latanie po dziennikarzach dla dobra Polski, jak 20 lat temu, mocno się zawęzi. Wtedy też w telewizji puszczali informacje od informatorów, ile to Orlen stracił pieniędzy. Sam ówczesny prokurator generalny w rządzie Jerzego Buzka (podobnie jak obecny prokurator generalny) wyraził niepokój. Wystąpił w "Telewizji Kwiatkowskiego", tworzącej wówczas standardy, które twórczo rozwinęła "Telewizja Kurskiego", plotąc coś o 20 miliardach złotych strat! 20 milionów Orlen miał wydać "na kampanię Krzaklewskiego". Mówi o tym w telewizji siedzący tyłem informator, którego głos zniekształcono. To znaczy spowolniono. Ale wystarczyło przyśpieszyć odtwarzanie do normalnej prędkości i było wiadomo kto zaczął.
Prezesa Andrzeja Modrzejewskiego zatrzymał Urząd Ochrony Państwa (UOP) po pretekstem nieprawidłowości w spółce, w której pracował wcześniej, choć, jak później ujawniono, chodziło jedynie o pretekst, żeby nie podpisał umowy na dostawy ropy naftowej ze spółką J&S. Z tym że on nie zamierzał tej umowy podpisywać, a Orlen ją podpisał tuż po odwołaniu Modrzejewskiego. Do informacji o nieprawidłowościach, które były pretekstem o zatrzymania Modrzejewskiego "dotarli" wówczas także dziennikarze. Z telewizji.
Jakoś nie mogę się oprzeć wrażeniu że i tym razem może chodzić o to samo i po zmianie władzy umowa z Aramco nie będzie już dzisiejszym jej przeciwnikom przeszkadzać. No bo skąd kupować ropę jeśli nie będziemy kupować jej od ruskich? Zresztą ropę saudyjską zaczęliśmy kupować jeszcze za czasów PO. I bardzo się tym Orlen wówczas chwalił. Ja go też wówczas chwaliłem, bo ropa saudyjska ma świetne właściwości fizyko-chemiczne do produkcji frakcji białych wykorzystywanych w petrochemii.
Powalił mnie swoją głupotą argument, że w umowie jest przewidziana kara umowna, która Orlen będzie musiał zapłacić Aramco, nawet jak coś się wydarzy bez winy Orlenu. Muszę więc napisać studentom prawa z Uniwersytetu Warszawskiego gdzie wykładają specjaliści głoszący takie mądrości, że istotą kary umownej jest odpowiedzialność na zasadzie ryzyka, a nie winy! Dlatego bardzo często w umowach pojawia się klauzula, że "zapłata kary umownej nie wyklucza dochodzenie odszkodowania w rzeczywistej wysokości". Zazwyczaj klauzulę tę wpisują prawnicy piszący "first draft" - pierwszy projekt. Prawnicy drugiej strony się na to nie zgadają i sobie strony to negocjują przez 10 godzin.
I tak oto doszliśmy do wydatków na prawników. Najlepsi prawnicy z zagranicy, którzy siłą rzeczy też pracują przy tego typu transakcjach międzynarodowych osadzonych w różnych porządkach prawnych, zarabiają... 1000 euro za godzinę. Dam sobie palec uciąć, że w kancelarii pracującej dla Aramco przynajmniej kilku tak wycenia swoją pracę. Wiem, że kogoś może trafić szlag z tego powodu, ale to zachęta dla moich studentów: uczcie się.
Nie wiem ile za godzinę płaci prawnikom Orlen, ale czytam w gazecie, że ponoć wydał na nich 20 milionów złotych. Zważywszy, że projekt rozpoczął się na początku 2018 roku, to niedługo minie 5 lat. To są 4 miliony złotych rocznie. Czyli 330 tysięcy złotych miesięcznie. To jest praca raptem 3 prawników średniej klasy (tak po 150 euro za godziną) po 8 godzin przez 5 dni w tygodniu! A przy takiej transakcji pracuje w niektórych momentach kilkunastu prawników po 16 godzin dziennie. Wiem, że te "16 godzin dziennie" to jest drugi powód, dla którego kogoś może trafić szlag, ale przecież tłumaczyłem, że taka praca popłaca.
Emocje wzbudza też cena jaką zapłaciło Aramco "za rafinerię". Ceny też nie będę komentował, choć wydaje mi się za niska. Zwłaszcza w porównaniu z ceną, jaką Orlen zapłacił za udziały w czeskim Unipetrolu. Nie wspominając już o Możejkach. (Tu proszę Państwa Czytelników, by wyobrazili sobie ten szyderczy uśmiech na mojej twarzy gdy to piszę.) Ale skomentuję oceny tej ceny dokonywane przez innych komentatorów, którzy porównują ją z zyskiem Lotosu za ostatni rok. To przecież mądrzy ludzie są. Więc co nimi kieruje, że porównują cenę udziałów w wydzielonej rafinerii procesingowej z zyskiem całego Lotosu? Czyżby Aramco za część hurtową nie zapłaciło? Czy zapłaciło? Ale pal sześć..
Jak ktoś pisze lub mówi o zysku Lotosu to mi się przypomina, że pół roku temu ten zysk uważano za wyzysk. Ale pal sześć i to... Bo skąd się wzięły te zyski? Z historycznie wysokich marż rafineryjnych, które dobiły do 60 dolarów na baryłce. Ale one już spadły poniżej 20 dolarów! I w opiniach analityków raczej nie wzrosną. Ale pal sześć marżę. Skąd się ona bierze? Komentatorzy nie wiedzą? W przypadku marż Lotosu w ostatnim roku to się ona wzięła z... dyferencjału.
Tu skrócony słowniczek. Marża rafineryjna dla danej, konkretnej rafinerii to różnica między ceną ropy, którą się wlewa do instalacji z jednej strony rury, a ceną uzyskaną ze sprzedaży produktów, które się z niej wyleją z drugiej strony rury. A ów "dyferencjał" to różnica w giełdowej cenie ropy rosyjskiej (handlowa nazwa Ural) i ropy o zbliżonych właściwościach fizyko-chemicznych z Morza Północnego (handlowa nazwa Brent). Ale... pal sześć tę różnicę. Bo jest jeszcze jedna.
Między rosyjską ropą Ural, którą można kupić na giełdzie, a tą samą rosyjską ropą, która do Gdańska płynie rurą. Ropa z rury jest tańsza od tej samej ropy załadowanej na tankowiec, którą trzeba jeszcze przetransportować tankowcem do Gdańska i rozładować, a każdy załadunek i rozładunek to ubytki. Bo ropa paruje! Więc po rozładowaniu jest jej mniej niż było przed załadowaniem. Ale dzięki budowniczym PRL - to powinno ucieszyć jej zwolenników - mamy rurę. I mamy "premię lądową". Dyfrencjał wraz z premią lądową doszedł w minionym do 35 dolarów na baryłce! Ale obecnie wraca już do poziomów historycznych. Niedługo będzie nie 35 tylko 3-5! PiS pada tu ofiarą swojej antyrosyjskiej propagandy o sankcjach. Bo Lotos przez cały czas przerabia przede wszystkim ropę rosyjską z rury. Bo ma długoterminowy kontrakt z Rosnieftem.
I tutaj kolejna wstawka historyczna. Spółka J&S, kontrakt z którą wywoływał tyle emocji w 2002 roku, należąca do "ukraińskich Żydów", która "pośredniczyła" w handlu rosyjską ropą do Polski - do Orlenu i Lotosu, została z tego pośrednictwa wyeliminowana. Bo przecież Orlen powinien był kupować ropę od... polskich pośredników, albo bezpośrednio od samych Rosjan. Obecnie nazywa się ona Mercuria i "pośredniczy" w handlu ropą i produktami jej rafinacji na całym świecie. A nam został... rosyjski Rosnieft.
Wiec o co chodzi? Moim zdaniem, żeby ***** ***. Bo z tą praworządnością to nikt nie wie o co chodzi. A SLD padł w 2005 roku bardziej na aferze Orlenu niż Rywina. Wtedy PO z PiS (i przystawkami) zrobiło SLD - cytując dziadka ministra Sienkiewicza - "kęsim". Teraz PO z SLD planuje zrobić to samo PiS-owi. PiS-owi się owszem należy. Tak samo jak się należało SLD. Tylko, że nie będzie żadnej zmiany. Będzie zamiana.
Komisja Orlenowska, czyli "Sejmowa Komisja Śledcza do zbadania zarzutu nieprawidłowości w nadzorze Ministerstwa Skarbu Państwa nad przedstawicielami Skarbu Państwa w spółce PKN Orlen S.A. oraz zarzutu wykorzystania służb specjalnych (d. UOP) do nielegalnych nacisków na organa wymiaru sprawiedliwości w celu uzyskania postanowień służących do wywierania presji na członków Zarządu PKN Orlen S.A." - jak brzmiała jej oficjalna nazwa - prawie w ogóle nie zajmowała się "wykorzystywaniem służb specjalnych do nielegalnych nacisków i wywierania presji". Bo przecież po zmianie władzy służby specjalne robiły nadal to samo. I teraz też tak będzie po zmianie władzy. Bo też to będzie zamiana, a nie zmiana.
Już się zresztą służby zaktywizowały. Jak czytam i słucham prokurator "zainteresował się kolegą Obajtka z Zarządu Orlenu". Pomijam, bo pisałem o tym wielokrotnie, że prokurator to się może interesować, na przykład, filatelistyką. A jak ma coś na kogoś, to ma sporządzić przeciwko niemu akt oskarżenia i go wnieść do sądu. Bo pamięta może ktoś, jak prokurator się "zainteresował" wiceprezesem Orlenu Markiem Serafinem w 2011 roku bo ponoć przyjął od znajomego "ciągnik ogrodowy"? Sprawę umorzono, ale chłopa odwołano i "niesmak pozostał". (Jak ktoś nie pamięta tej pointy jednego z dowcipów o gościach to niech sobie wygoogluje). I trochę mnie dziwi, nagły wzrost zaufania niezależnych dziennikarzy do prokuratorów Zbigniewa Ziobro i służb specjalnych "ułaskawionego za nadużycie władzy" Mariusza Kamińskiego. Ja się nadal upieram, że to źli ludzie są!
W 2002 roku ówczesny szef UOP, później skazany za nadużycie władzy, efektem czego było zniszczenie paru osobom zawodowych karier i ich narażenie na ostracyzm, bo przecież "interesowała się nimi prokuratura", chyba na rok w zawieszeniu, latał po dziennikarzach i im szeptał w ucho różne bzdury, a potem nawet "odtajnił" dwie notatki UOP. Wynikało z nich, że albo zostały wytworzone dla gawiedzi żeby było co "odtajnić", albo, że w UOP pracowali idioci. Ale gawiedź bardzo się interesowała. Bardziej niż sam prokurator.
I na koniec tego przydługiego być może przynudzania (ale "czasami człowiek musi, inaczej się udusi") życzenia Szczęśliwych Świat zarówno "wierzącym w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna", jak i nie podzielającym tej wiary, a chęć składania sobie życzeń i wręczania prezentów "wywodzącym z innych źródeł".
Robert Gwiazdowski, adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego
Autor felietonu wyraża własne poglądy i opinie
(śródtytuły od redakcji)
Zobacz również: