Finanse Polski: pomarańczowe światło miga

Możemy przyjąć, że agencja ratingowa Standard&Poor's się pospieszyła, bo nie stało się nic, co uzasadniałoby pierwsze w historii cięcie oceny wiarygodności kredytowej Polski. Możemy przyjąć nawet, że podjęła błędną decyzję, w tym przypadku kierując się wyłącznie polityką. Możemy także próbować łączyć cięcie ratingu z przyjętym w tym samym dniu podatkiem bankowym (choć kalendarz ocen wiarygodności kredytowej jest znany z wyprzedzeniem) i uzasadniać to atakiem światowej finansjery na Polskę i polską walutę. Można też podkreślać, że jesteśmy oceniani teraz tak jak Hiszpania i cały czas lepiej niż Włochy. Czyli jest dobrze i nic specjalnego się nie wydarzyło.

Możemy też kierować się wyłącznie bieżącymi wskaźnikami ekonomicznymi: polska gospodarka jest w dobrej kondycji, o inflacji dawno już zapomnieliśmy, średnia płaca i zatrudnienie rosną, bezrobocie będzie spadać, tempo naszego rozwoju jest jednym z najwyższych w Unii, dług publiczny zaś jest na tle innych niski, a dobre wyniki eksporterów poprawiają bilans handlowy. Wiele krajów chciałoby być w takiej sytuacji, mając przed sobą dodatkowo rekordowy napływ unijnych funduszy.

Ale możemy też spojrzeć na "aferę S&P" inaczej. Jednym z argumentów osób wskazujących na błąd S&P jest bowiem przywoływanie przykładów z przeszłości pokazujących zbyt późną reakcję agencji ratingowych w przypadku kryzysu związanego choćby z Lehman Brothers. Idąc tym tokiem myślenia, można by rzec: analitycy Standard&Poor's ostrzegają już dziś przed tym co może się zdarzyć.

Reklama

Dlatego, niezależnie co myślimy o decyzji S&P, warto potraktować jej ruch jak pomarańczowe światło ostrzegawcze, dla wielu kredytobiorców i importerów pewnie kosztowne - oby tylko chwilowo. Jesteśmy dziś bowiem w takiej sytuacji, że z jednej strony oczywiście gospodarka rozwija się w tempie, z którego - na tle innych krajów w Unii - możemy być dumni, ale z drugiej strony mamy decyzje, albo ich zapowiedzi, które niosą wymierne finansowe koszty w przyszłości.

Rząd PiS - uzasadniając to realizacją wyborczych zobowiązań wobec swoich wyborców i kierując się dobrem narodu - dokonuje kolejnych zmian. Po tych dotyczących choćby Trybunału Konstytucyjnego i mediów, zaczynają się te związane z ekonomią. Banki (ich klienci?) zapłacą nowy podatek, mieliśmy lekkie, ale jednak, złagodzenie reguły wydatkowej, a za chwilę przyjdzie kolej na ustawy wpływające w większym już zdecydowanie stopniu na kondycję sektora finansowego i polskich finansów publicznych.

W tym miejscu wystarczy wspomnieć o planowanej obniżce wieku emerytalnego, wyższej kwocie wolnej od podatku, bezpłatnych lekach dla seniorów czy dodatku 500 zł na dziecko. Te zmiany będą oznaczały mniejsze przychody i większe wydatki. I nawet jak uznamy za pożądane wsparcie rodzin, to trudno nie zapytać gdzie rząd znajdzie pokrycie tych wielomiliardowych wydatków w kolejnych latach. Jednorazowe przychody w 2016 roku (jak dochody z aukcji LTE) nie powtórzą się, a zwiększenie ściągalności podatków na wielką skalę może się jednak nie udać.

Analizując zachowanie polityków, nie można nie wspomnieć, że poprzedni rząd też ma swoje grzechy - przecież to jego przedstawiciele zrobili co zrobili z częścią pieniędzy z OFE (to wtedy polska giełda zaczęła wypadać gorzej na tle innych w regionie), a o giełdzie zaczęli mówić jako o miejscu hazardu.

Oczywiście teraz możemy mówić o ataku spekulantów, złych sił, które chcą "wykończyć Polskę" i zarabiać na zawirowaniach walutowych. Tak się jednak składa, że mamy do czynienia z płynnym rynkiem walutowym, gdzie to inwestorzy kupują lub sprzedają złotego. A polskie obligacje wciąż nabywają głównie inwestorzy zagraniczni, którzy mimo różnych wpadek mają zaufanie do agencji ratingowych i ich decyzje traktują jako swoiste rekomendacje. I nawet jeśli politycy będą używali nie wiadomo jakich zaklęć to na globalnej scenie jesteśmy dziś oceniani tak a nie inaczej. Jeśli chcecie Państwo sprawdzić jak nas widzą inni, wystarczy zerknąć na kurs walutowy i notowania polskich rządowych obligacji. Dopóki w polskim budżecie wydatki będą przewyższały dochody pozostaje nam liczyć się z ocenami tych, których opinie mają znaczenie dla nabywców polskich papierów skarbowych finansujących deficyt i troszczyć się o stan polskich finansów.

Paweł Czuryło, zastępca redaktora naczelnego Interii

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komentarze | Budżet | agencje ratingowe | Polskie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »