Finansowa afera w czeskiej telewizji
Czeska państwowa telewizja do końca przyszłego tygodnia musi zapłacić ponad 300 mln koron (1 CZK = 0,1658 PLN) zaległego opłat koncesyjnych. Nakaz zapłaty wystawił już praski urząd skarbowy - napisały o tym "Hospodářské noviny".
300 mln koron oznacza dla firmy 5 proc. rocznego budżetu. Za te pieniądze można wyprodukować 600 godzin programu. To 7 razy więcej, niż udział telewizji w roli koproducenta filmów w tym roku. Uregulowanie płatności było nieuniknione i w telewizji naszych południowych sąsiadów wiedzieli o tym od połowy... ubiegłego roku.
Zaczęli intensywnie oszczędzać - wycięto np. program "Podle práva" produkowany z miejskim sądem w Pradze. Jeszcze w kwietniu prezes telewizji Jiří Janeček przed obliczem rady nadzorczej twierdził, że nieopłacenie koncesji odbyło się za zgodą ministra finansów i nawet jeśli fiskus zażąda pieniędzy telewizja się odwoła. Teraz o apelacji na Kavčích Horach (siedziba TV) cicho, chociaż nadzór od środy wie o nakazie zapłaty. Ciekawe, że tego dnia miał się rozstrzygnąć konkurs na nowego prezesa spółki. Rada nadzorcza wybór nowego prezesa nieoczekiwanie odłożyła na później. Jiří Janeček startuje w konkursie.
Urząd skarbowy niezapłacenie koncesji w 2004 r. potraktował jako unikanie opodatkowania. Sprawę tę w telewizji prowadził dyrektor finansowy František Lambert, prawa ręka prezesa Janečka. Zatrzymanie tych pieniędzy w spółce zaowocowało poprawą bilansu i wyższą oceną prezesa we władzach państwa oraz - co niebagatelne - wysoką nagrodą dla szefa firmy za dobre wyniki. Lambert już w TV nie pracuje - musiał odejść po ujawnieniu faktu, że był donosicielem bezpieki.
Krzysztof Mrówka, INTERIA.PL