Finansowy cios koalicji w Andrzeja Dudę? Chodzi o budżet jego kancelarii
Wydatki Kancelarii Prezydenta RP, Andrzeja Dudy, mają wynieść w tym roku 274 mln 281 tys. zł. To za dużo - takie głosy słychać coraz częściej z kręgów koalicji rządzącej. Posłowie już na posiedzeniu sejmowej Komisji Finansów Publicznych w dniu 4 stycznia podnosili, że budżet kancelarii głowy państwa jest niewspółmierny do jej potrzeb i działań, a w ostatnich dniach sprawa zyskała dodatkowo kontekst polityczny - Roman Giertych wprost napisał, że "będzie namawiał" posłów KO do ograniczenia wydatków kancelarii do "niezbędnego minimum". Parlamentarzyści zapewniają jednak, że nie chodzi o żadną wendettę.
- Dochody, jak zwykle, niewielkie - tak o budżecie prezydenckiej kancelarii mówił na posiedzeniu sejmowej Komisji Finansów Publicznych poseł Jarosław Urbaniak, podając, że na 2024 r. zaplanowano je na 695 tys. zł. Potem przeszedł do wydatków. - Wydatki są zaplanowane na poziomie 274 mln 281 tys. zł, to jest o 11,1 proc. wyższe niż w tym (czyli 2023 - red.) roku.
Wzrost wydatków Andrzeja Dudy na jego kancelarię zaobserwować można w zasadzie od początku jego urzędowania w Pałacu Prezydenckim. W 2016 r. budżet Kancelarii Prezydenta RP wynosił 164,1 mln zł, rok później wzrósł do 167,05 mln zł, w 2018 roku było to już 190,3 mln zł, a w 2019 r - 196,6 mln zł.
W 2020 r. nastąpił spadek - Kancelaria Prezydenta wydała 188,8 mln z. Ale już w 2021 r. wydatki przekroczyły granicę 200 mln zł i sięgnęły 204,2 mln zł, a w 2022 r. wyniosły 207,8 mln zł. Zgodnie z nowelizacją ustawy budżetowej na rok 2023, wydatki na Kancelarię Prezydenta RP w ubiegłym roku kształtowały się zaś na poziomie 246,9 mln zł.
Podczas posiedzenia Komisji Finansów Publicznych przedstawiciel Andrzeja Dudy, Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta Piotr Ćwik, tłumaczył, że ponad 6 mln zł w budżecie na 2024 r. pochłonęło zwiększenie wynagrodzeń osobowych, co jest zgodne z założeniem 12,3 proc. podwyżki w "budżetówce". Dodawał, że gdyby kancelaria chciała zrealizować podwyżki o dodatkowe 7,7 proc. - tak, aby osiągnąć 20-procentowy wzrost wynagrodzeń zaplanowany w budżecie rządu Donalda Tuska dla sfery budżetowej - to na ten cel wręcz nie ma już środków. Pracownicy kancelarii uzasadniali też rosnące wydatki szybującymi cenami energii.
Ale posłowie byli nieprzejednani - "wypominali" prezydentowi m.in. ponad 103 mln zł przeznaczone na organizację uroczystości państwowych i rocznic, zarzucając, że na niektóre z tych okazji Andrzej Duda wydaje tylko tyle, ile kosztuje znaczek na list, ograniczając się do wysłania okolicznościowej korespondencji. Pytali też, dlaczego głowa państwa chce wydać 40 mln zł na Narodowy Fundusz Rewaloryzacji Zabytków Krakowa, swojego rodzinnego miasta - wskazując, że tego typu działania powinien raczej podejmować resort kultury.
Sejmowa komisja nie mogła jednak "skreślić" budżetu prezydenckiej kancelarii. W powszechnej, choć mało eleganckiej terminologii, dokument ten określany jest mianem "budżetowej świętej krowy". To budżety tworzone przez ich dysponentów - w tym wypadku Kancelarię Prezydenta RP - które są tylko dołączane przez ministra finansów do budżetu państwa. Zmian w takich dokumentach może dokonywać tylko Sejm Rzeczypospolitej Polskiej. I właśnie teraz po stronie koalicji rządzącej pojawiają się pomysły, aby skorzystać z tej furtki.
"Będę namawiał kolegów z KO i całej koalicji, aby ograniczyć budżet Kancelarii Prezydenta do niezbędnego minimum" - napisał w serwisie X poseł KO Roman Giertych, wprost wskazując, że Andrzejowi Dudzie należy się obcięcie wydatków za to, że pozwolił przez jakiś czas przebywać w Pałacu Prezydenckim skazanym prawomocnym wyrokiem Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi z PiS (byłym szefom Centralnego Biura Antykorupcyjnego), którzy zresztą później właśnie w pałacu tym zostali aresztowani.