Francuzi do domu?
Francuz bierze zysk garściami, a nas puścić chce z torbami - krzyczeli wczoraj pod siedzibą Orbisu związkowcy ze spółki. Domagali się zmiany strategii, zachowania miejsc pracy, a nawet - zwolnienia francuskich prezesów.
Już długo przed godziną 15, na którą związkowcy zapowiedzieli pikietę przed warszawską siedzibą Orbisu, blisko 200 pracowników stało z wysoko uniesionymi transparentami. Accor partner sTRAteGICZNY - mówiło jedno z haseł. Większość napisów nawiązywała do roli, jaką odgrywa w spółce jej największy akcjonariusz. Najbardziej oberwało się prezesowi Jeanowi Savoye. - Jeśli Francuz nie umie zarządzać, niech Francuz wraca do domu - krzyczeli związkowcy. Wczoraj pierwszy raz pracownicy Orbisu zaczęli publicznie domagać się odejścia prezesa.
SYLWETKA PREZESA - Jean-Philippe Savoye
- Francuzi w Orbisie wciąż mówią, że pracują dla dobra spółki. My widzimy, że pracują dla dobra Accoru - tłumaczy Eugeniusz Grodecki, szef orbisowskiej Solidarności. Jego zdaniem, Accor, posiadający 35% akcji Orbisu, rządzi firmą, jakby była jego wyłączną własnością.
Poniedziałkowa pikieta to - jak zapowiadają związki - pierwszy z cyklu protestów, które mają zmusić spółkę do zmiany strategii. Plan, zakładający w ciągu pięciu lat zwiększenie liczby hoteli (ale również likwidację części starych), został wcześniej ciepło przyjęty przez rynek.
Nieporozumienie?
Pracownicy - ich przedstawiciele w radzie nadzorczej sprzeciwili się nowej strategii - twierdzą, że oznacza zniszczenie jednej z największych polskich marek. Nie podoba im się również zamiar zwolnienia ponad 500 osób (w trakcie restrukturyzacji pracę straci około 1000 pracowników, ale firma może część z nich znowu zatrudnić).
Związki chcą, aby Orbis zrezygnował z likwidacji hoteli działających pod tą marką i zwolnień. - Sprawa likwidacji marek Orbisu to gigantyczne nieporozumienie. Wszystkie hotele, które przejmą marki Accoru, nadal będą jasno oznaczone jako zarządzane przez Orbis. W niektórych przypadkach zostaną również zachowane ich nazwy własne - twierdzi Kaja Szwykowska, doradca prezesa Orbisu.
Wielki blef?
Według niektórych przedstawicieli spółki, żądania i groźby związków to tylko przygotowania do negocjacji w których w rzeczywistości może chodzić o coś innego. W ubiegłym tygodniu prezes Orbisu potwierdził, że związki zażądały 5-letnich odszkodowań dla zwalnianych pracowników (spółka oferuje 6-9-miesięczne odprawy). - Taka propozycja z naszej strony w ogóle jeszcze nie padła - tłumaczy tymczasem E. Grodecki. Z kolei zarząd twierdzi, że związki też mówią co innego publicznie, a co innego podczas rozmów.
- Związkowcy w negocjacjach już nie podnoszą sprawy zmiany strategii, a jedynie zachowania miejsc pracy. Zarząd jest gotów dojść do porozumienia i taką gotowość wyrazili związkowcy. Z ich strony nigdy nie padły żądania odejścia prezesa. Ale sama restrukturyzacja firmy jest konieczna, jeśli zamierza ona wygrać konkurencję. Przecież w ostatnim czasie w samej tylko Warszawie podwoiła się liczba miejsc hotelowych - mówi Kaja Szwykowska.
Strajk w lecie?
W historii Orbisu zdarzały się już większe zwolnienia - 10 lat temu spółka zatrudniała ponad 20 tys. osób, dziś ponad 5 tysięcy. - Ale wcześniej zwolnienia przeprowadzano na zasadzie odejść dobrowolnych. Teraz ma być inaczej. Ci ludzie mogą już nie mieć szansy znaleźć gdziekolwiek pracę - tłumaczył szef Solidarności.
Według niego, związki są gotowe zaostrzyć protest. Potwierdzili to również przedstawiciele innych związków. Dla Orbisu strajk w środku sezonu turystycznego - w II i III kwartale spółka notuje zawsze największe zyski - mógłby być wielką stratą. Ale Andrzej Szułdrzyński, wiceprezes Orbisu, twierdzi, że strajk byłby nielegalny, bo dotyczyłby strategii, a nie naruszenia praw pracowniczych.
Leszek Waligóra