Gastronomia: Rok pod znakiem buntu i niepewności
Wkrótce minie rok od pierwszego lockdownu barów i restauracji. Według szacunków, straty gastronomii sięgają 2 mld zł, a zatrudnienie mogło stracić nawet 250 tysięcy osób (25 proc. zatrudnionych). Branża dostała pomoc m.in. w ramach Tarczy Finansowej 1.0 i 2.0, ale zdecydowała o zbiorowym pozwie przeciwko Skarbowi Państwa i częściowo łamie też obostrzenia. Mimo wysokich kar niektóre lokale samowolnie przyjmują klientów, choć wolno im tylko sprzedawać na wynos.
Zanim wybuchła pandemia, w sektorze gastronomicznym działało prawie 70 tysięcy placówek, zatrudniał on milion osób, a roczne przychody sięgały 37 mld zł. Pierwsza decyzja rządu o zamknięciu gastronomii i pozwoleniu kupowania wyłącznie na wynos zapadła 13 marca 2020 r. - To trudna wiadomość, ale zdaniem specjalistów lokale gastronomiczne to pomieszczenia, w których znajduje się dużo osób na niewielkiej powierzchni. Pomieszczenia są słabo wietrzone - argumentował wtedy premier Mateusz Morawiecki. Wkrótce potem spadek obrotów doszedł do 90 proc., a bary i restauracje, jak szacują przedstawiciele branży, zostały zmuszone do zwolnienia przez rok około 250 tysięcy osób.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Optymizmem powiało w połowie maja. Podobnie jak inne sektory usług, otwarcie gastronomii wiązało się z nałożeniem obostrzeń dotyczących bezpieczeństwa klientów i pracowników. Przy wejściach do lokali zawisły dozowniki z płynem dezynfekującym, stoliki rozstawiono na półtora metra, z blatów zniknęły kwiatki i serwetki i nakazano używać jednorazowych sztućców. Luzowanie i nadrabianie strat trwało pięć miesięcy. W październiku 2020 r. ogłoszono bowiem kolejny lockdown, którego nie odwołano do dzisiaj.
W styczniu, w sieciach społecznościowych pojawiła się oddolna inicjatywa #OtwieraMy. Mimo zakazów i kar sięgających 30 tysięcy złotych, niektóre bary i restauracje w styczniu wznowiły pracę. Właściciele samowolnie otwieranych lokali powoływali się wtedy na wyrok sądu w Opolu, który stwierdził, że zakaz prowadzenia działalności nie może być wprowadzony mocą rządowego rozporządzenia.
Wśród niepokornych najbardziej zasłynęła wtedy restauracja w Cieszynie, po niej przyszła kolej na następne. - Dłużej czekać nie będziemy. Każdy z nas ma rodziny i prawo do pracy - argumentował wtedy jeden z podwarszawskich restauratorów. Wkrótce wszystkie niepokorne lokale zostały objęte kontrolami sanepidu, policji i Krajowej Administracji Skarbowej. Jak informuje branżowy portal HoReCa, ostatnim skontrolowanym lokalem z zakazem serwowania posiłków na miejscu był przed dwoma dniami pub przy ulicy Parkowej w Warszawie.
Sektor szykuje się do zbiorowego pozwu przeciwko Skarbowi Państwa. "Jeśli i Twoja Firma odnotowała spadek obrotów w stosunku do poprzednich lat z powodu ograniczenia działalności gastronomicznej zarówno na wiosnę jak i na jesień 2020 r. oraz w 2021 r. i poniosłeś szkodę w wyniku działań Rządu RP i Sejmu RP, zgłoś swój akces do pozwu zbiorowego" - zachęca IGGP. I zakłada, że inicjatywę poprze około tysiąca lokali. W sieci zamieszczono "Manifest dla Polskiej Gastronomii", który poparło już ponad 4 tysiące osób. "Jesteście istotnym elementem naszej polskiej i europejskiej kultury. Wasze dania tworzą polską kulturę kulinarną, tak atrakcyjną dla odwiedzających Polskę turystów i nas samych" - czytamy w dokumencie.
Restauratorów wspierają organizacje biznesowe. O szybkie poparcie dla gastronomii zaapelowała Federacja Przedsiębiorców Polskich. Zaproponowała m.in. wprowadzenie pracowniczych bonów na posiłki. Jak obliczyła FPP, rocznie wygenerowałoby one ponad pół miliarda złotych. Restauratorów wsparł też PSL. "Buntu przedsiębiorców władza już nie opanuje. Lepiej luzować obostrzenia z głową niż skazywać nas na wolnoamerykankę narażając zdrowie i życie Polek i Polaków.(...)" - przekonywał na Twitterze prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Zdaniem Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej, w trybie natychmiastowym powinny zostać otwarte kawiarniane i restauracyjne ogródki. Eksperci ostrzegają, że po odmrożeniu w branży nastąpią zmiany. Zapowiadają, że z ulic zniknąć ma dużo restauracji premium, a wiele lokali zmieni się na "dark kitchen" - miejsc sprzedających wyłącznie na wynos. Restauracje zacieśnią sojusz z sektorem dostaw, od którego zależy szybkość dostarczania zamówień. Wnikliwiej będą też analizowane warunki najmu lokali. Jedną z propozycji jest powiązanie wysokości czynszu z wielkością obrotów. Ostrzegają, że trudny los czeka bary i restauracje położone w turystycznych miejscach. One bowiem są uzależnione nie tylko od decyzji o odmrożeniu sektora ale też od powrotu turystów - krajowych i zagranicznych.
Kondycja sektora gastronomicznego byłaby jeszcze gorsza gdyby nie wsparcie, jakie otrzymał z programów pomocowych (tzw. Tarcz). Gastronomia jest jedną z branż, które najwięcej otrzymały z Tarczy Finansowej PFR 2.0. Jak podsumował przed tygodniem Polski Fundusz Rozwoju, wielkość pomocy dla sektora wyniosła 2,388 mld zł. Pieniądze te trafiły do ponad 15 tysięcy firm zatrudniających w sumie prawie 113 tysięcy osób.
Sektor skorzystał też na tarczy branżowej, która na trzy miesiące zwalniała z ZUS-u i oferowała świadczenia postojowe - dopłaty 2 tys. zł miesięcznie z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych i tzw. małe dotacje - 5 tys. Pomoc obejmowała zatrudnionych na stałe i na umowy zlecenie. A większość z tych, którzy skorzystali z Tarczy Finansowej PFR 1.0 może liczyć na umorzenie subwencji. Jak zapewnił PFR, proces umarzania z Tarczy PFR 1.0 jest już przygotowywany. Procedura rozpocznie się od trzeciej dekady kwietnia.
Ewa Wysocka