Góra długów publicznych ucieka regulacjom
Pakt fiskalny, do którego przybliżył nas szczyt unijny z 30 stycznia, nie będzie przestrzegany lub spowoduje katastrofę w unijnych finansach publicznych - taką tezę przedstawiono podczas seminarium "Czy obecny paradygmat finansów publicznych sprosta wyzwaniom współczesnym i przyszłym?".
Dr Kamilla Marchewka-Bartkowiak z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu przyznała, że kryteria ustanowione w Maastricht w 1992 roku są już niewystarczające. Co więcej, wątpliwym jest, żeby dwie nowe reguły: wydatkowa oraz tempa zadłużania doprowadziły do wypełnienia owych kryteriów.
- Jeżeli te reguły mają obowiązywać od 2013 roku, to wiele państw będzie mieć problem z ich realizacją. Zejście ze średniej zadłużenia, którą mają choćby Grecja i Irlandia o ponad 30 punktów procentowych to zadanie niemal niewykonalne - oceniła dr Marchewka-Bartkowiak.
Z drugiej strony przyznała, że tworzenie unii fiskalnej w oparciu o obowiązujące prawo też nie jest żadną alternatywą, bo to prawo mocno niewygodne. Jego stosowanie spowodowałoby, że tworzone byłyby kolejne wyjątki od reguł.
Nie widać zatem szans na ugaszenie bieżącego pożaru, a w tle rysuje się już kolejny, znacznie większy. To narastające zobowiązania emerytalne. Tego pożaru nie widać również dlatego, że wskaźniki zadłużenia, które teraz obowiązują, nie pokazują całości zadłużenia wszystkich instytucji stanowiących sektor publiczny.
O zakresie sektora publicznego, już na przykładzie Polski, mówiła dr Anna Moździerz z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
- Punktem wyjścia do odpowiedzi na pytanie, jaki ma być zakres sektora publicznego jest określenie, do jakiego modelu społeczno-gospodarczego dążymy. Czy generalnie bliższy jest nam model nordycki - bardziej wydajny fiskalnie, ale związany z wysokimi wydatkami publicznymi na edukację i opiekę zdrowotną, czy może model anglosaski, jaki występował w Irlandii czy Portugalii przed kryzysem - mówiła dr Moździerz.
Jej zdaniem, właśnie kryzys pokazał wyższość tego pierwszego modelu nad drugim. Także wysokie pozycje w rankingach konkurencyjności Szwecji, Finlandii i Danii powinny dać do myślenia.
Zupełnie inne zdanie w tej sprawie miał profesor Witold Kwaśnicki z Uniwersytetu Wrocławskiego, który przyrównał nawet sektor finansów publicznych do "dziurawego wiadra, z którego ciągle się coś wylewa". Profesor Kwaśnicki przypominał, że kiedyś angielski minister finansów nie przedstawiał budżetów z deficytem. To była kwestia honoru, a niezbilansowanie budżetu skutkowało dymisją albo wręcz próbą samobójczą. W XIX wieku zakres sektora publicznego nie przekraczał jednak 7-8 procent. Za akceptowalny profesor Kwaśnicki uznał poziom 19 procent, a więc o połowę niższy niż teraz praktykowany w większości europejskich krajów.
Receptą na zmniejszenie tej liczby jest sprzedaż niepotrzebnego majątku, wprowadzenie reguły, że bieżące wydatki są finansowane z podatków, a nie z zadłużenia oraz radykalne zmniejszenie wydatków rządowych i dyscyplina fiskalna.
Profesor Kwaśnicki powoływał się przy tym na badania, z których wynika, że zwiększenie wydatków publicznych o 10 procent zmniejsza długookresowy wzrost gospodarczy o 1 procent rocznie. Ten stracony jeden procent pomnożony przez 50 lat daje zaś o 43 procent mniejszy dochód przeciętnego obywatela w omawianym okresie.
W turze pytań profesor Jan Winiecki podzielił ten punkt widzenia. Mówił, że kraje Unii Europejskiej rozwijają się z dekady na dekadę wolniej. Jego zdaniem problem dyscypliny fiskalnej to problem krótkiego okresu, bo ważniejsza jest narosła "góra wydatków socjalnych". Dlatego nawet gdy pakt fiskalny zadziała, a dzisiejszy kryzys uda się zażegnać, to kraje strefy euro i tak będą funkcjonować w warunkach gospodarki stagnacyjnej.
Na ciekawy aspekt zwrócił uwagę Ignacy Morawski, ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości i publicysta również Obserwatora Finasowego.
- Jeżeli chcemy zatrzymać przyrost długu publicznego powinniśmy zmierzać w kierunku, w którym zmierza Chile. Tam powstały dwie niezależne rady polityki fiskalnej, które decydują o tym, czy rząd może zwiększyć deficyt. Tak naprawdę powinniśmy zrobić z polityką fiskalną to, co 30 lat temu zrobiono z polityką pieniężną to znaczy uniezależnić ją od polityków - mówił Morawski.
Na propozycję tę odpowiedział Piotr Krajewski z Uniwersytetu Łódzkiego. Jego zdaniem, trudno podzielić politykę fiskalną - czyli doprowadzić do sytuacji, w której postulowana rada polityki fiskalnej będzie decydować o poziomie deficytu, a już rząd będzie decydować o podatkach.
Czytaj raport specjalny Biznes INTERIA.PL "Świat utknął w kryzysie finansowym"
Pytanie o polityczną wolę zmniejszania deficytów jest szczególnie aktualne w przypadku Polski, której deficyt determinowany jest głównie wydatkami sztywnymi.
- Budżet na 2012 rok zakłada, że wydatki to 300 miliardów złotych, z tego dotacja dla FUS (Fundusz Ubezpieczeń Społecznych - przyp. red.) to 50 miliardów zł, a 40 miliardów zł to koszty obsługi zadłużenia. Te wydatki w kolejnych latach będą rosły. Problemem jest więc nie tylko poziom wydatków, ale i ich struktura - przypomniała dr Kamilla Marchewka-Bartkowiak.
Dr Anna Moździerz zwróciła uwagę, że dla finansów publicznych bardzo istotne jest to jaki jest wskaźnik obciążenia ekonomicznego, czyli odsetek osób w wieku nieprodukcyjnym do odsetka osób w wieku produkcyjnym. W Polsce wynosi on 55 procent. Naszym problemem jest więc niska aktywność zawodowa i starzenie się społeczeństwa.
Zgodziła się z tym profesor Irena Kotowska ze Szkoły Głównej Handlowej, której zdaniem ilościowe zmiany demograficzne są tak głębokie, że nawet poprawa jakościowa kapitału ludzkiego ich nie zrekompensuje.
- Niestety, musimy się liczy ze spadkiem zatrudnienia i spowolnieniem wzrostu gospodarczego - podsumowała.
Marek Pielach
Konferencję "Czy obecny paradygmat finansów publicznych sprosta wyzwaniom współczesnym i przyszłym?" zorganizowano 26 stycznia w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN.
Pobierz darmowy: PIT 2011