Górnictwo przed Barbórką: Wysokie ceny węgla, rosnący import
Najwyższe od pięciu lat ceny węgla, stabilny popyt na ten surowiec, inwestycje w nowe pokłady i dobre wyniki górniczych spółek, a jednocześnie mniejsze niż w minionych latach wydobycie i rosnący import - to obraz górnictwa węgla kamiennego w przededniu Barbórki.
Na Górnym Śląsku od kilku dni trwają obchody przypadającego 4 grudnia górniczego święta. W piątek w akademii Polskiej Grupy Górniczej (PGG) w Katowicach weźmie udział premier Mateusz Morawiecki, we wtorek należącą do spółki Tauron Wydobycie kopalnię Brzeszcze odwiedzi prezydent Andrzej Duda. W niedzielę metropolita katowicki abp Wiktor Skworc odprawi w Knurowie barbórkową mszę.
Kończący się rok był czasem - jak mówi wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski - kiedy z trudnego etapu restrukturyzacji i porządkowania sytuacji w branży górniczej można było przejść do etapu zarządzania, ukierunkowanego na rozwój górnictwa. Stabilność dalszych działań ma zapewnić m.in. znowelizowana w listopadzie przez parlament ustawa górnicza, dająca możliwość finansowania działania Spółki Restrukturyzacji Kopalń (SRK) do końca 2023 r., czyli pięć lat dłużej niż stanowiła wcześniejsza ustawa.
Nie zmienił się górny limit wydatków na restrukturyzację, sięgający w całym jej okresie 7 mld zł; dotąd wydano z tej kwoty ok. 2 mld zł. Pieniądze mogą finansować tylko działania odnośnie osób i majątku, przekazanego do SRK do końca 2018 r. Stąd jeszcze w tym roku do spółki restrukturyzacyjnej trafi wybrana część majątku ruchu Piekary, gdzie kończą się złoża węgla (jako część kopalni Bobrek-Piekary, należącej do spółki Węglokoks Kraj), część ruchu Rydułtowy (jako fragment kopalni ROW, należącej do PGG) oraz wybrany, nieprodukcyjny majątek kopalni Mysłowice-Wesoła, także z PGG.
Gdyby majątek trafił do SRK po 2018 r., za jego likwidację, rekultywację terenów poprzemysłowych czy osłony dla odchodzących górników musiałyby już płacić spółki węglowe, a nie budżet państwa. Jesienią resort energii ogłosił natomiast, że do SRK nie trafi gliwicka kopalnia Sośnica, która - choć znalazła się na notyfikowanej w 2016 r. przez Komisję Europejską liście kopalń do zamknięcia - z powodzeniem zrealizowała program naprawczy i osiągnęła rentowność. Zakład pozostanie częścią PGG.
W listopadzie Sejm uchwalił także inną oczekiwaną przez środowisko ustawę, przewidującą wypłatę od 1 czerwca przyszłego roku 10-tysięcznych rekompensat dla ponad 24 tys. osób, którym w przeszłości odebrano deputaty węglowe - w tej grupie są wdowy i sieroty po zmarłych górnikach, nieobjęte poprzednią ustawą o rekompensatach, uchwaloną ponad rok temu. Na jej podstawie świadczenie dostało ponad 210 tys. emerytów i rencistów górniczych.
Istotnym dla branży górniczej aktem prawnym była także znowelizowana w lipcu br. ustawa o systemie monitorowania i kontrolowania jakości paliw, a także opublikowane jesienią rozporządzenia wykonawcze do tej ustawy. Regulacja stanowi, że najgorszej jakości paliwa, czyli muły węglowe, flotokoncentraty, mieszanki zawierające mniej niż 85 proc. węgla kamiennego, są objęte ustawowym zakazem sprzedaży do sektora komunalno-bytowego.
Normy będą zastosowane w przypadku paliw stałych spalanych w gospodarstwach domowych oraz w instalacjach o mocy cieplnej poniżej 1 MW, czyli w kotłowniach przy budynkach mieszkalnych, szkołach, szpitalach. Nowela wprowadziła ponadto świadectwa jakości paliw. Dzięki nowym przepisom, ze składowisk węgla mają zniknąć odpady węglowe odpowiedzialne za powstawanie smogu.
Ostateczny kształt rozporządzeń dotyczących jakości paliw był kompromisem między postulatami ekologów a oczekiwaniami środowisk górniczych. Przepisy, eliminując z rynku paliwa najgorsze, dały możliwość korzystania z miałów węglowych o określonych parametrach jeszcze przez dwa lata; okres przejściowy obowiązuje także dla brykietów z węgla brunatnego.
Mimo ograniczeń, w perspektywie najbliższych kilkunastu lat węgiel ma pozostać podstawą polskiej energetyki. Przed tygodniem resort energii przedstawił projekt Polityki Energetycznej Polski do 2040 r., który zakłada m.in. że w 2030 r. 60 proc. wytwarzanej w Polce energii nadal będzie pochodziło z węgla (obecnie jest to średnio niespełna 80 proc.), przy utrzymaniu rocznego zużycia tego surowca na obecnym poziomie. Do 2040 r. udział węgla w produkcji prądu ma zmniejszyć się do poziomu poniżej 30 proc.
- Należy zwrócić uwagę na to, abyśmy nie patrzyli jedynie na procentowy udział węgla w miksie energetycznym, bo to bardzo mylące. Musimy brać pod uwagę, że w tym czasie nastąpi wzrost zużycia energii; stąd raczej powinniśmy brać pod uwagę ilości węgla, jakie nam będą potrzebne w tym miksie - zauważa prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej Janusz Olszowski.
Przyjęta w ub. roku strategia dla górnictwa zakłada trzy scenariusze zapotrzebowania na węgiel - od ok. 50 mln ton w scenariuszu niskim, do ponad 80 mln ton rocznie w scenariuszu wysokim. - Różnice między tymi trzema scenariuszami to ok. 15 mln ton węgla. Kluczowe znaczenie ma, jaką przyjmiemy wielkość wzrostu zapotrzebowania na energię elektryczną. Może się okazać, że jeżeli nawet w 2050 r. zejdziemy z węglem do 40 czy 30 proc. udziału w miksie energetycznym, to ilościowo węgla może być tyle samo co w chwili obecnej - w granicach 50 mln ton rocznie do energetyki zawodowej i elektrowni - wyjaśnia prezes Izby.
Z danych katowickiego oddziału Agencji Rozwoju Przemysłu, monitorującego rynek węgla, wynika, że krajowe wydobycie tego surowca systematycznie maleje. Od początku br. do końca września kopalnie wydobyły łącznie ok. 47,3 mln ton węgla, wobec ok. 48,8 mln ton w tym samym czasie 2017 r. (spadek o ok. 1,5 mln ton), a wielkość sprzedaży tego surowca wyniosła ok. 46,9 mln ton, wobec ok. 49,2 mln ton w ciągu dziewięciu miesięcy 2017 r. (spadek o ok. 2,3 mln ton).
We wrześniu br. polskie kopalnie wydobyły ok. 4,9 mln ton węgla kamiennego, a miesięczna wielkość sprzedaży tego surowca wyniosła 5 mln ton. To najniższy jak dotąd miesięczny poziom wydobycia węgla w historii - miesięczna produkcja węgla po raz drugi spadła poniżej 5 mln ton; pierwszy raz nastąpiło to w grudniu ubiegłego roku. W całym ub. roku kopalnie wyprodukowały niespełna 65,5 mln ton węgla, wobec prawie 70,4 mln ton rok wcześniej (spadek o 6,9 proc., czyli prawie 4,9 mln ton).
Zmniejszenie krajowego wydobycia, przy utrzymującym się popycie, skutkuje wzrostem importu węgla, który w tym roku - jak szacował niedawno prezes handlującego węglem Węglokoksu Sławomir Obidziński - może wynieść maksymalnie 17-18 mln ton, wobec 13,3 mln ton w roku ubiegłym oraz wobec rekordowego poziomu 15 mln ton w roku 2011. Najwięcej węgla napływa do Polski z Rosji.
Wiceminister energii Tadeusz Skobel wyjaśniał jesienią w Sejmie, że wzrost importu w ostatnim czasie świadczy o zapotrzebowaniu polskiego rynku i dowodzi jego atrakcyjności. Podkreślał, że unijne prawo wyklucza możliwość zablokowania importu np. z Rosji czy Ukrainy.
W ub. roku do kraju wpłynęło 13,3 mln ton zagranicznego węgla, w tym 8,7 mln ton z Rosji. Mniejszy udział mają Czechy, Stany Zjednoczone, Australia i Kolumbia. Przy 6 mln ton ubiegłorocznego polskiego eksportu, bilans importu netto w 2017 r. wyniósł 7,3 mln ton, a odnosząc to tylko do węgla rosyjskiego - 2,7 mln ton. Oznacza to odpowiednio 11 proc. i 4 proc. udziału w krajowym rynku węgla, przy 65,5 mln ton wydobycia tego surowca w Polsce w minionym roku.
- Od szeregu lat na polskim rynku obecny jest węgiel pochodzący z importu. Można pokusić się o stwierdzenie, że do pewnego stopnia jest on naturalnym zjawiskiem, chociażby z uwagi na rentę geograficzną - tłumaczył posłom wiceminister Skobel, wskazując, iż węgiel napływa do Polski - obecnie w podobnych proporcjach - drogą lądową i morską. M.in. koszt transportu ma wpływ na atrakcyjność cenową importowanego węgla, szczególnie na północy Polski.
Aby udostępnić nowe pokłady węgla i dostosować wydobycie do potrzeb rynku spółki węglowe realizują inwestycje. Największy krajowy producent, Polska Grupa Górnicza, tylko do połowy roku wydała na inwestycje ponad 1,1 mld zł wobec całorocznego planu powyżej 2,6 mld zł. W pierwszym półroczu br. PGG wypracowała 294 mln zł zysku netto. Umocniła też swoją pozycję rynkową, zwiększając udział w polskiej produkcji węgla do 46,5 proc. (o prawie 2 proc.), a w produkcji węgla energetycznego do 55,6 proc. (o 3,5 proc.).
Jeszcze w 2016 r. PGG traciła ponad 80 zł na każdej tonie sprzedanego węgla, rok później zysk na jednej tonie nie przekraczał 2 zł, podczas gdy w pierwszym półroczu br. było to już 28,55 zł. W odniesieniu do pierwszego półrocza minionego roku zysk netto wzrósł o 287 mln zł (przed rokiem było to 7 mln zł, obecnie 294 mln zł); w 2016 r. firma notowała po pierwszym półroczu 265 mln zł straty netto. Do połowy bieżącego roku kopalnie PGG wydobyły niespełna 15 mln ton węgla; plan na cały rok to ok. 30 mln ton.
Górnictwu sprzyja koniunktura na węglowym rynku. W europejskich portach ARA (Amsterdam, Rotterdam, Antwerpia tona węgla energetycznego kosztuje ok. 100 USD za tonę - najwięcej od pięciu lat i nawet kilkanaście procent więcej niż przed rokiem.
W Polsce wartość indeksu cen węgla dla energetyki we wrześniu wyniosła 245,38 zł za tonę (11,28 zł za jeden gigadżul energii z węgla) - o 19 proc. więcej niż przed rokiem. Natomiast wartość indeksu węgla dla ciepłownictwa wyniosła we wrześniu br. 309,50 zł za tonę (12,83 zł za gigadżul) - ponad 30 proc. więcej niż we wrześniu ub. roku.
Dobre wyniki notuje też wyspecjalizowana w węglu koksowym Jastrzębska Spółka Węglowa, która w ciągu trzech kwartałów tego roku wyprodukowała prawie 11,3 mln ton węgla (w tym prawie 73 proc. koksowego) i osiągnęła ponad 1,4 mld zł zysku netto, wobec ok. 1,8 mld zł rok wcześniej. Zarząd spółki będzie rekomendował - po kilku latach przerwy - wypłatę dywidendy za 2018 r., firma lokuje też nadwyżki w specjalnych funduszach stabilizacyjnych, będących zabezpieczeniem na okres dekoniunktury.
JSW finalizuje przejęcie Przedsiębiorstwa Budowy Szybów, chce też wydzielić jako osobny podmiot nową kopalnię Bzie-Dębina oraz myśli o poszerzeniu bazy zasobowej, prowadząc rozmowy ze spółką Prairie Mining na temat złóż Dębieńsko na Śląsku i Jan Karski na Lubelszczyźnie. Ze złoża Dębieńsko JSW mogłaby już w krótkim czasie - jeszcze przed budową nowego szybu - pozyskiwać ok. 0,5 mln ton węgla rocznie od strony swojej kopalni Knurów-Szczygłowice - zrekompensowałoby to ubytek w wydobyciu spowodowany majową katastrofą w kopalni Zofiówka.
Tąpnięcie w kopalni Zofiówka, w wyniku którego śmierć poniosło 5 górników, było największą w tym roku tragedią w polskim górnictwie. Trwającą blisko dwa tygodnie, prowadzoną w ekstremalnie trudnych warunkach, akcję ratunkową śledziła cała Polska.
Powołana po wypadku komisja Wyższego Urzędu Górniczego ustaliła, że przyczyną tąpnięcia było przesunięcie mas skalnych na skutek naruszenia równowagi w górotworze. Eksperci komisji nie stwierdzili błędów w prowadzeniu prac przed wypadkiem ani w stosowaniu dostępnych metod prognozowaniu wstrząsów. Zalecili zarazem opracowanie nowych sposobów przewidywana tego typu zagrożeń, aby nie dochodziło już do podobnych wypadków. Nadzór górniczy nie miał zastrzeżeń do sposobu prowadzenia akcji ratowniczej w Zofiówce.
Po tragedii JSW m.in. przyspieszyła wybór i wdrożenie technologii identyfikacji i monitoringu pracowników pod ziemią oraz zwiększyła zakupy i montaż rozwiązań teleinformatycznych.
Według danych Wyższego Urzędu Górniczego, od początku tego roku życie straciło w polskich kopalniach 21 górników (w tym 15 w górnictwie węgla kamiennego), wobec 15 w całym ubiegłym roku. Ciężkich obrażeń doznało 14 pracowników (w całym 2017 r. - także 14). W ciągu dziesięciu miesięcy tego roku w całym krajowym górnictwie doszło do 1743 rozmaitych wypadków, wobec 2078 w całym roku 2017.