Górników trzeba zmiękczyć!

Fiaskiem zakończyły się w nocy z piątku na sobotę 11-godzinne negocjacje płacowe, które miały przynieść zakończenie trwającego od 34 dni strajku w kopalni Budryk. Prowadzony - także pod ziemią - protest, w tym głodowy, ma być kontynuowany i niewykluczone, że się rozszerzy.

Strony nie porozumiały się co do wzrostu płac w kopalni, włączonej niedawno do Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW). Protestujący chcą zarabiać co najmniej tyle, ile w najgorzej opłacanej kopalni JSW - "Krupiński". Spółka wyliczyła, że spełnienie tych żądań oznaczałoby dodatkowy wzrost wynagrodzeń o 8,4 tys. zł na jednego pracownika rocznie, czyli średnio ok. 700 zł na osobę miesięcznie.

Natomiast przyjęcie przez protestujących propozycji JSW - jak tłumaczył jej prezes, Jarosław Zagórowski - oznaczałyby wzrost średniej miesięcznej płacy w 2007 r. o ok. 760 zł (w tym 250 zł to świadczenia na dojazdy do pracy, włączone do funduszu płac), oraz dalszy wzrost w 2008 roku średnio o ok. 490 zł miesięcznie. Górnicy z Budryka zarabialiby wtedy więcej niż np. w Kompanii Węglowej.

Reklama

Protestujący kwestionują te wyliczenia. Ich zdaniem, jedyną propozycją zarządu JSW było de facto wypłacenie jednorazowo kwot 660, 620 i 240 zł, w zależności od grup pracowników, a proponowana podwyżka stawek dziennych o 5 zł została już wcześniej wynegocjowana. Taką propozycję nazwali "lekceważącą i nonszalancką". Jak mówili, protest w "Budryku" to nie "strajk o jakieś jednorazówki, ale o przyszłość na lata".

W przedstawionym przez JSW ostatecznym projekcie porozumienia mowa była m.in. - jak wcześniej już ustalono - o wzroście dziennych stawek o 5 zł od października, ale z jednorazowym wyrównaniem za sierpień i wrzesień, wyliczanym dla różnych grup zawodowych za pomocą określonych wskaźników. Dysproporcje płacowe w JSW miałyby być wyrównane do 2011 roku.

Zarząd JSW deklarował także, że wobec tych protestujących, którzy nie brali udziału w organizowaniu strajku i protestu głodowego, nie będą wyciągane sankcje dyscyplinarne, wynikające z kodeksu pracy. Według Zagórowskiego, więcej nie można było zrobić.

"Uważam, że zarząd JSW wykorzystał wszelkie sposoby dojścia do konsensusu po to, by ludzie pracujący w kopalni +Budryk+ mogli spokojnie pracować i zarabiać pieniądze na utrzymanie swoich rodzin" - ocenił prezes, uznając jednak tzw. siłowy wariant przerwania strajku za niewykonalny i niebędący w gestii zarządu JSW. Nie powiedział, czy i kiedy rozmowy zostaną wznowione.

Również przewodniczący negocjacjom wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk uznał, że Wojewódzka Komisja Dialogu Społecznego, która była forum rozmów, "na tym etapie" wyczerpała swoje możliwości dialogu i pomocy w rozwiązaniu konfliktu. Odrzucone przez związkowców propozycje JSW wojewoda ocenia jako "uczciwe, zbliżone do oczekiwań górników i wyczerpujące możliwości zarządu JSW". "Myślę, że twarde górnicze dłonie czasem powinny zmięknąć" mówił wojewoda, nawołując strajkujących do ustępstw.

Jeden z liderów protestu, Wiesław Wojtowicz, zapowiedział, że ostatecznie o losach protestu zdecyduje - jak zawsze od początku jego trwania - strajkująca załoga, zapoznana z efektami rozmów. Inny lider, Krzysztof Łabądź z "Sierpnia 80", wyraził obawę, że wobec determinacji i wzburzenia załogi "Budryka", wszyscy protestujący rozpoczną protest pod ziemią. Obecnie wyrobiska okupuje w sumie ponad 160 osób, z których 13 od pięciu dni głoduje.

"Górnicy z +Budryka+ o własnych siłach kopalni nie opuszczą. Jeśli dzisiaj zaduszą nas, jutro zaduszą każdego z was" ? napisali strajkujący w oświadczeniu, zapowiadając kontynuowanie protestu, także pod ziemią, oraz głodówki. Zaapelowali do "ludzi pracy w całym kraju o pomoc i wsparcie"; komitet strajkowy pomaga rodzinom strajkujących, wypłacając im po 400 zł za strajk w grudniu; w sumie na koncie pomocowym związkowcy - jak mówią zebrali ok. 30 tys. zł. Apelują o dalsze datki.

Prezes Zagórowski przypomniał natomiast, że w proteście bierze udział maksymalnie 600-700 osób z liczącej 2,4 tys. osób załogi Budryka; uniemożliwiają oni pracę pozostałym, a także ok. 900 pracownikom firm kooperujących z "Budrykiem". Prezes JSW wskazał, że to protestujący ponoszą coraz większą odpowiedzialność za los tych górniczych rodzin, a także za kopalnię, gdzie narasta zagrożenie pożarowe, a wyrobiska zaciskają się.

Zarzucił komitetowi bierność wobec propozycji JSW, eskalowanie żądań i działanie na zasadzie "wszystko albo nic".

Według związkowców, sytuacja na dole nie jest tak groźna, jak to jest przedstawiane, a strajkujący przebywają w bezpiecznym miejscu. Podkreślają narastającą determinację załogi, która w kopalni spędziła m.in. Boże Narodzenie i Nowy Rok. Już wcześniej górnicy przez tydzień strajkowali pod ziemią, ale wyjechali po prowadzonych na dole negocjacjach z Zagórowskim. Strajkujący zarzucają prezesowi, że następnie wycofał się z zawartych wówczas ustaleń.

Protestujący podkreślają, że Budryk jest wydajną, wysokorentowną kopalnią, którą stać na odpowiednie podwyżki dla źle wynagradzanych górników. Przypominają też, że zredukowali swoje żądania z wyrównania płac do średniej w JSW, na rzecz minimalnego poziomu w kopalniach JSW, czyli do kopalni "Krupiński". Za jak napisali "tragedię strajkujących" obwiniają rządzących, upatrując w braku realizacji swoich postulatów przyczyny polityczne.

Protest w "Budryku" prowadzą związki "Kadra", "Sierpień 80", Jedność Pracowników "Budryka" i Związek Zawodowy Ratowników Górniczych. Pozostałe organizacje akceptują propozycje zarządu i nie popierają strajku.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »