Gwiazdowski: To jest kradzież. Po prostu barbarzyński skok na kasę
Cypryjczycy protestują przeciwko wprowadzeniu jednorazowego podatku od depozytów bankowych. Jest on warunkiem pomocy UE dla bankrutującej wyspy. - Tam mają oszczędności nauczyciele, urzędnicy, emeryci. To są pieniądze Cypryjczyków. Skok na tę kasę jest po prostu barbarzyński - uważa Robert Gwiazdowski z Centrum Adama Smitha.
Krzysztof Berenda: Cypr bankrutuje. Prosi więc Zachód o 10 mld euro pomocy, które dostaje, ale w zamian nakłada na klientów cypryjskich banków jednorazowy haracz - 10, może to będzie nawet kilkanaście procent podatku jednorazowego od oszczędności. To jest kradzież? Czy jakby pan to nazwał?
Pobierz: darmowy program PIT 2012
Robert Gwiazdowski, Centrum Adam Smitha: - Ja to na blogu nazwałem zdecydowanie mocniejszym słowem, ale w mediach publicznych tego słowa powtarzał nie będę. Proszę zwrócić uwagę, że tego nie nazywa się podatkiem, bo podatki nakłada się w sposób, który jest określony. Prawo cypryjskie takiego podatku nie przewiduje, a zwłaszcza nie przewiduje takiego trybu jego nałożenia.
Czyli jest to jakaś opłata? Jeden z ojców ekonomii powiedział...
- To jest kradzież. Po prostu barbarzyński skok na kasę.
Ale z drugiej strony nie oszukujmy się. Na Cyprze w dużej mierze swoje pieniądze odkładają Rosjanie i w większości często rosyjska mafia, albo niektórzy cwaniacy, którzy starają się uciec tam przed wysokimi podatkami w swoim kraju. To może dobrze jest im zabrać, a nie na przykład biednym ludziom, którzy pracują?
- Ale tam też mają oszczędności cypryjscy nauczyciele, urzędnicy, emeryci. I to jest zdecydowana większość, bo szacuje się, że te pieniądze rosyjskie to około 20 proc., może 25 proc., niechby nawet było 30 proc. tych cypryjskich depozytów. Reszta to są pieniądze Cypryjczyków. Ciężko zapracowane. Skok na tę kasę jest po prostu barbarzyński.
To lepiej byłoby gdyby zabrali... Na przykład obniżyli emerytury państwowe? To byłoby lepsze rozwiązanie?
- To nie byłoby wcale lepsze rozwiązanie. Problem polega na tym, że Cypr znajduje się w sytuacji niezwykle trudnej, bo tak trochę między Rosjanami, a trochę między Europejczykami, a z drugiej strony nic innego nie może zrobić, bo niestety nie jest dysponentem pieniędzy, czy drukarni, która te pieniądze drukuje.
Dobrze, ja się tak zastanawiam, bo chyba pierwszy raz w naszych czasach jakiś rząd dopuścił się zamachu na podstawową zasadę własności - zabrano własność obywateli. To pana zdaniem może się powtórzyć w Hiszpanii, we Włoszech?
- Alexander de Tocqueville w XIX wieku pisał, że nie ma takiego bezeceństwa, do którego nie posunie się nawet najbardziej liberalny rząd, jak mu zabraknie pieniędzy w kasie. Wszystkim rządom europejskim brakuje pieniędzy w kasie. W dodatku one nie są liberalne, czyli generalnie rzecz biorąc podatnicy mogą spodziewać się wszystkiego najgorszego, zwłaszcza że już mają dowód, iż to się może zdarzyć. Zdarzyło się na Cyprze.
A o Polsce, słyszymy, że brakuje pieniędzy oczywiście nie w tej skali, ale zdarzają się pewne ubytki. Czy ta zasada de Tocqueville'a, o której pan mówił, może obowiązywać również w Polsce? Nam też mogą coś podobnego zrobić?
- Coś podobnego nam nie grozi z tego prostego powodu, że generalnie jesteśmy w lepszej sytuacji, niż Cypr. Po drugie, rząd ma inne metody, dlatego że nie udało się zrealizować rządowi obietnicy pana premiera z 2008 roku, że w 2012 będziemy w strefie euro. Nie jesteśmy w strefie euro, mamy suwerenność walutową, więc nie musimy robić obywatelom tego, co robią Cypryjczycy.
Krzysztof Berenda
Czytaj raport specjalny serwisu Biznes INTERIA.PL "Świat utknął w kryzysie finansowym"